środa, 31 lipca 2019

życie....

przyznam się szczerze, że nie potrafię... ogarnąć się w tym wszystkim...

pierwszy szok minął
nastaje życie
nie umiem
nie potrafię!

dobrze, że jest ta praca, że pójdę, że się zajmę, że są problemy innych ludzi, które nie pozwalają mi myśleć o swoich...
ale niestety przychodzi i taki czas, że dopada mnie to co najbardziej boli...

wiem, myślę rozumiem, ale serce tak niewyobrażalnie krwawi, że nie potrafię tego pojąć rozumem... ekh....

czuję się jakbym żyła w jakimś koszmarze, z którego nie ma przebudzenia...
moje dziecko nie żyje, a ja muszę żyć :(
moje dziecko odeszło przez nieprofesjonalne zachowanie lekarzy... wszystkich, a tych z matki polki najbardziej...

teraz powoli docierają fakty do mnie, docierają emocje...
mimo iż bym nie chciała to głowa i tak jest gdzieś tam...

męczę się tym wszystkim
okrutnie się męczę

nie zazdroszczę innym matkom ich dzieci, ale niestety dociera do mnie, że mój synek miałby teraz tyle bądź tyle miesięcy... od razu staram się odcinać te myśli, nie dać się im wciągnąć, daję radę jakoś bo inaczej bym zwariowała, ale niestety jest ciężko.

chodzę ostatnio zaś zamyślona, smutna, z oczami pełnymi łez... - nie potrafię tego opanować...

tak bardzo, tak niewyobrażalnie bardzo boli mnie serce... :( a łzy po policzkach spływają...

nie potrafię wziąć się w garść... mój mąż też nie - widzę to po nim. żyjemy razem - dzięki Bogu razem trwamy w tym wszystkim, ale widzę, że jemu też ciężko


teraz ostatnio musiałam sobie przypomnieć przeszłość... i to też boli, niestety dalej, że przez drugiego człowieka, przez zawiść i przemoc psychiczną w pracy, straciłam i pierwsze dziecko...
teraz przychodzi świadomość, jak będąc z Tomaszkiem w ciąży, jakiś tak chuj profesor z matki polki proponował mi aborcję, bo Tomuś miał wg ich oceny mieć jakąś chorobę, która w ocenie ich miała z mojego synka zrobić Osobę niedoskonałą (!) - której nie miał - a chuje się pomylili - z resztą nie tylko w tym się pomylili, tamte profesory...

mój Syn był doskonały w każdym calu! nie brakowało Mu niczego
powinien żyć!
ale przez brak empatii kojarzenia faktów rutyny nie żyje...



jak dalej iść? jak żyć?
mam świadomość już dziś, że całe życie moje / nasze, będzie wciąż niegojącą się raną... bo jak po tym wszystkim przejść o tak do porządku dziennego...? - NIE POTRAFIĘ!!!!


powoli powinnam zrobić pomnik na cmentarzu... i mnie paraliżuje... nie potrafię wziąć się za ten temat... nie potrafię... nie potrafimy. wiemy, że trzeba, że wypadało by, ale obojga nas to mrozi
nie potrafimy



ekh....
:(