sobota, 20 czerwca 2020

chciałabym coś napisać... ale nie wiem co... tzn wiem ale nie wiem jak ubrać to w słowa, by przekazać to co czuje moja dusza....
żyję
świat wywrócił się do góry nogami przez tego całego koronawirusa - wywrócił się na chwilę, bo polski naród taki jest, że odsetek uczy się... no cóż, nie można za innych odpowiadać.
ja/my jakoś bardzo tego czasu nie odczuliśmy, bo jako że jesteśmy domatorzy, to nam tam na rękę siedzieć w domu - tyle w domu jest ciagle rzeczy do roboty, ciekawych zajęć, i jest się zmęczonym po pracy, że jest co robić hihihi

żyję
staram się każdego dnia żyć pełnie
odrzuciłam (w większości) wszystko to co mnie martwi - bo nie mam na to wpływu.
uczę się żyć beztrosko - że tak to nazwę - i powiem Wam, że tak jest lepiej
o przyszłości myślę, ale pewnych rzeczy nie przeskoczy się. nic się nie poradzi, nie ma się wpływu, więc po co tym głowę zamartwiać - nie ma to sensu.

odczuwam ból
to nie jest nawet zazdrość tylko ból
nie ma dnia - uwierzcie mi, nie było dnia, bym o Nim nie myślała...
nauczyłam się żyć=funkcjonować - wyparłam wszystko co złe zdarzyło się, przepracowałam to... i jest ok, serio, ale też czasem przychodzi taki ścisk żołądka, że nie mogę... w tych momentach to mnie przerasta
zobojętniałam
widzę, że lepiej mi w domu bądź w towarzystwie osób bezdzietnych, niemających takich maluchów... równolatków Tomka...
dzieci znajomych z pracy mi nie przeszkadzają.. ba, nawet nie sprawia mi bólu słuchanie o nich
najbardziej boli mnie to podnoszenie w rodzinie, że o tu się urodziło, o tu była ciężka ciąża, o jaki słodziudki, lukrowany, cudowniutki.... - niech będzie - super cieszę się. szkoda, że niektórzy nie mają taktu, że mówiąc w mojej obecności takie rzeczy mnie to boli, skręca mi żołądek i zaczyna nagle brakować tchu... i robię wszystko, spinam się w sobie by się po prostu nie rozkleić - bo ludzie nie rozumieją...
wkurwiają mnie gadki "nie martw się - jeszcze będziesz miała swoje" - mam dwójkę swoich Dzieci w Niebie! ja Je mam. a słowa tego typu co przytoczyłam wcześniej uwierzcie nie pomagają osieroconej matce=osieroconym rodzicom
jak masz takie coś powiedzieć, to lepiej ugryź się w jęzor i wyhamuj myśli.
rozmówcy myślą, żem zobojętniała, że mam wyjebane na to dziecko, ale żadne z nich nie pomyśli, że ja też odczuwam - oni mogą się oburzać, ale ja nie? więc nie jeżdżę tam gdzie miałabym się denerwować - po co - moje zdrowie psychiczne jest ważniejsze.
niech sobie te dzieci podrosną, odrosną, odchowają się. tak będzie dla wszystkich lepiej.

widzę, jak ciężkie to są momenty dla nas wspólnie. i jak nam ciężko czasem idzie... bo chociaż nie rozmawiamy za często na te tematy, to obojgu mam jest niebotycznie ciężko, i każde podnoszenie tego tematu po prostu wzbudza w nas ogromny ból - rozdziera serca nasze