wtorek, 19 maja 2009

koniec koszmaru

koniec koszmaru

ufff...

dzisiaj dostaliśmy wyniki

Jak to dobrze, że "strach ma wielkie oczy"

to nie rak



ale to był baaardzo ciężki miesiąc w życiu mojej rodziny

ale już wszystko dobrze - i tak już będzie zawsze!!

piątek, 8 maja 2009

Zwariuję od natłoku myśli...

Czuję niewyobrażalną pustkę w sercu, bo czuję wielką samotność, wielkie niezrozumienie ze strony innych (znajomych) wobec tego co teraz dzieje się w moim życiu. Boję się... że mogę stracić szybko Osobę, którą Kocham bardzo.

Czekam na te wyniki badań w wielkim napięciu.
Już chciałabym wiedzieć co Jej jest dokładnie. Już chciałabym by było podjęte leczenie. By było dobrze...

I znowu się załamała...

Wątpię, że jeszcze kiedyś wyjdzie z tego załamania. Ono, czasem słabsze, czasem silniejsze, ale , zawsze, będzie... A ja nie mam na tyle wiedzy by Jej nieść pomoc.


Nie da się ukryć faktu, że w tym stanie i mnie brakuje oparcia w drugiej osobie. Wtulenia się, i poczucia bezpieczeństwa. Ale dam sobie SAMA też radę. Przedtem dałam to i teraz dam.


A może jak mówi przysłowie "strach ma wielkie oczy", i Wszystko okaże się, że jest dobrze, bądź nie jest tak, jak się tego obawiamy... OBY tak było. Oby tak się okazało.

Niech już będą te wyniki!! Niech już będą...

Niech będą dobre...

...

PUSTKA we mnie jest.
...
Nie wyrabiam.
Pragnę by było dobrze, i nie wierzę w to.
Brakuje mi tych zapewnień, że Wszystko Będzie Dobrze...
Boję się...
Tak bardzo mi smutno i źle.
i NIKT nie jest w stanie tego pojąć. NIKT.
Brak mi poczucia bezpieczeństwa.
Muszę być Dzielna, i TWARDA, i taka BĘDĘ.

Stoimy, stoję przed wielką Niewiadomą. Bo nic w tej chorobie nie jest pewne... - i to jest Najgorsze w tym wszystkim.
I boli mnie podejście innych, takie luzackie: "to się musi leczyć" - jakbyśmy o tym nie wiedzieli?!
...
bardzo Zraniła mnie ta wypowiedź B.
Bo z jej słów wyszło na to jakbyśmy byli nieświadomi tego, że leczenie jest konieczne, i odwlekali to.
Ja odebrałam to na zasadzie: "boli cię gardło - to się lecz".

Wszystkie te zdania i słowa, które ludzie wypowiadają mają się nijak do życia!!!
Ale NIKT, kto nie przeżył tej choroby w swojej rodzinie, czy bliskich znajomych, NIGDY nie będzie w stanie tego pojąć.
Bo rak to nie to samo co ból gardła!

Praca zaliczeniowa z 'Elementów psychoterapii i socjoterapii'

"Socjoterapia jest rodzoną siostrą psychoterapii" - kiedyś w jakimś artykule przeczytałam to zdanie. I zgadzam się z nim.
Uważam, że te dwie dziedziny nauki przenikają się wzajemnie.
Owszem, wszystko uzależnione jest od problemu, z jakim zgłasza się pacjent.
Są przypadki, że pacjentowi potrzebna jest, a może lepiej brzmi - działa na niego, psychoterapia. Jednakże według mnie ten rodzaj pomocy psychologicznej wymaga od pacjenta dużego zaufania do osoby udzielającej pomocy. Wiąże się to przecież z potrzebą sięgnięcia do przeżyć z życia osobistego (bez względu na typ psychoterapii), a nie każdy potrafi przezwyciężyć tę blokadę i móówić o tym co wydarzyło się w jego życiu.
Socjoterapia natomiast kojarzy mi się z mniej inwazyjnym wchodzeniem w życie prywatne pacjenta. W tym przypadku, aby pomóc nie jest potrzebna aż tak dokładna wiedza o tym jak było kiedyś. Socjoterapia kierowana jest przede wszystkim do dzieci i młodzieży, a nie jak to jest w psychoterapii do dorosłych. Tu wystarczy stworzyć pacjentom inne doświadczenia społeczne niż te, z którymi spotyka się na co dzień, aby umożliwić zajście procesu jakiejś zmiany, np. zmiany sposobu zachowań, czy sądów o rzeczywistości.

Dlaczego uważam, że socjoterapia i psychoterapia powinny iść ze sobą w parze?
Spójrzmy na życie codzienne, gdzie ludzie mając problemy nie myślą o poradzie psychologicznej, a co najwyżej o rozmowie z przyjacielem.
W życiu takim często spotykamy się z różnymi problemami drugich osób.
I często nieświadomie, no bo skąd?, stosujemy techniki psychologicznej pomocy. Zauważywszy jakiś problem wielokrotnie służymy "gumowym uchem", wsparciem, radą. Pokazujemy danej osobie inne spojrzenie na jakiś problem, szukamy rozwiązań; uświadamiamy jej co robi źle, co może zmienić.
Słowa są tu ważne, ale często nietrwałe.
Ważny wydaje mi się tu obraz. To jak my przedstawiamy coś swoją osobą, swoim życiem.
Jeżeli ukażemy innym, że do danego problemu z życia można inaczej podchodzić, to ów osoba, która mnie obserwuje sama stwierdzić może, że można spróbować, zacząć postępować podobnie; i wówczas zacznie się próba zmiany jakiegoś zachowania.
Żeby osiągnąć większy sukces w pomocy innym wydaje mi się, że należy łączyć słowo z obrazem, z uwagą by pierw był obraz, a słowo go uzupełniało.
Obraz można potraktować tu jako siłę sugestii, czyli technikę stosowaną w psychoterapii.
Obraz można także potraktować jako widoczną zmianę, czyli metodę stosowaną w socjoterapii.
Jeżeli psychoterapia i socjoterapia będą szły w parze, to można liczyć na większy sukces w leczeniu (bez względu czy to będzie fachowa pomoc, czy przyjacielska).
W życiu najważniejszy jest człowiek, i aby mu pomóc nie można spoglądać jedynie na jego sferę psychiczną. Należy także patrzeć na jego sferę społeczną, bo człowiek to istota społeczna.

Bez względu na to czy w pomaganiu mamy do czynienia z psychoterapią, czy z socjoterapią, czy z tymi dwiema technikami jednocześnie, musimy mieć świadomość, że decydując się pomóc komuś, decydujemy się na długą, krętą, pełną niespodzianek drogę. Warto tą drogą pójść, bo nie pomagamy byle komu. Nasza pomoc trafia do drugiego CZŁOWIEKA, który stoi obok każdego z nas.

Prca zaliczeniowa z 'Peudetologii'

"Żyj tak, aby ślady Twoich stóp przetrwały Ciebie"


Wszyscy teraz ciągle mówią, że "nauczycieli z powołania" nie ma... że jest ich niewielu... że nigdy takiego nie spotkali na swojej drodze.

Pytaniem jest więc: "Jaki powinien być ów Nauczyciel z Powołania? Jakimi cechami się charakteryzować?"

Społeczeństwo, rodzice, wszyscy mają jakieś swoje wyobrażenie postaci nauczyciela doskonałego... mówią jaki powinien być, lecz nie widzą go... Dlaczego nie widzą? Bo nie patrzą na nauczyciela jak na człowieka...

Nauczyciel to nie maszyna!

Jeżeli zaczniemy dostrzegać w nauczycielu człowieka, to bardzo możliwe, że znajdziemy tego "doskonałego"...
Rodzice, uczniowie, wszyscy wciąż mówimy o traktowaniu siebie podmiotowo - więc tak się traktujmy.
Człowiek nie jest doskonały, posiada zarówno zalety, jak i wady. Każdy człowiek popełnia błędy. Lecz ważne jest, aby uczyć się na tych błędach, i aby umieć przyznać się do błędu. Ważne jest, aby mieć odwagę przeprosić, powiedzieć, że moja decyzja była zła. Takie zachowanie nie jest oznaką słabości, wręcz przeciwnie. Ukazując drugiej osobie, że nie wywyższam się, zdobywam zaufanie i szacunek. Bo przecież jak już wspomniałam każdy chce być traktowany partnersko.

Jeżeli będziemy tak do siebie podchodzić jak do osoby, słuchać siebie nawzajem, to nie będzie problemów z "wchodzeniem sobie na głowę", czy brakiem dyscypliny. Każdy będzie wiedział, jakie miejsce zajmuje, co może a czego nie, i co najważniejsze wszyscy będą zadowoleni.

Kiedy człowiek staje się nauczycielem? Czy w ogóle można zadać takie pytanie?

W moim odczuciu nauczycielem jest każdy z nas, nie zależnie od wieku. Nauczyciel to nie tylko osoba wykładająca dany przedmiot w szkole. Pierwszymi nauczycielami dziecka są rodzice. To oni wprowadzają dziecko w świat, uczą wymawiać pierwsze słowa i zdania, uczą chodzić, wychowują, uczą miłości. Jesteśmy nauczycielami dla siebie nawzajem, gdyż nie ma dwóch jednakowych osób, i każdy może się czegoś nauczyć od innych, czegoś dowiedzieć, coś zobaczyć, ustrzec się błędów innych. Osoba, która kształci się na zawód nauczyciela kończąc studia ma ukształtowany światopogląd, ma wyuczone pewne zachowania. Mimo, iż jest "zielona" to już posiada doświadczenie życiowe, które na pewno będzie jej bardzo pomocne w zawodzie.

Całe życie człowieka to nieustanna nauka... Cała droga zawodowa nauczyciela to nieustanna nauka... nieustanne doskonalenie swoich umiejętności i dokształcanie się. Bo nie wystarczy imponować tylko wiedzą z pedagogiki, psychologii, i innych przedmiotów wykładowych. Trzeba także chcieć poznać i zrozumieć środowisko życia dziecka, jego tok myślenia, poznać jego smutki, radości, trudności. Trzeba umieć nawiązać dobry kontakt z rodzicami. Trzeba nauczyć się mówić w sposób prosty i zrozumiały zarówno dla swoich uczniów, jak i do rodziców.

Zawód nauczyciela nie należy do prostych.

Nauczyciel jest jak kwoka mająca pod swoimi skrzydłami pisklęta, czyli swoich uczniów. Musi im przekazać wiedzę potrzebną do dalszego życia, musi je nauczyć samodzielnie żyć; musi je wychować na mądre kury, a co za tym idzie i skarcić, kiedy potrzeba. Dobra kwoka i dobry nauczyciel to ten, o którym młodzi pomimo upływu lat wyrażają się z sympatią i szacunkiem.

A co jest największą zapłatą dla nauczyciela?
Nie pieniądze, nie awanse, nie nagrody, kariera... Największą i najwspanialszą zapłatą za wysiłek i prace nauczyciela jest radość, gdy jego uczeń odnosi sukces na obranej przez siebie drodze.

Spotkałam w swoim życiu kilku nauczycieli z powołaniem, pośród nich był ON.

Pracę zawodową zaczął wcześnie, bo w wieku 21 lat. Miał około 30 lat, gdy został dyrektorem. Funkcję tę pełnił przez około 20 lat. Pracował w niewielkiej wiejskiej szkole. Nie wyróżniał się ani nie wywyższał z pośród ludzi. Na pierwszy miejscu zawsze stawiał na człowieka - wierzył w niego. Dzieci w szkole traktował jak równych sobie. Umiał z nimi rozmawiać, umiał do nich dotrzeć. W ciekawy sposób przekazywał wiedzę ze wszystkich przedmiotów.

Można z nim było pośmiać się, ale także porozmawiać poważnie. Znał się nie tylko na tym, co wykładał w szkole, ale także dobrze radził sobie w życiu codziennym, w gospodarstwie, które prowadził tak samo, jak pozostali mieszkańcy wsi. W szkolnictwie pracował ponad 30 lat.

Kiedy odchodził na emeryturę został bardzo mile pożegnany przez grono nauczycielskie oraz wszystkich uczniów, jacy mieli z nim styczność. Pomimo, iż już nie był dyrektorem wszyscy ludzie zwracali się do niego "Panie dyrektorze". i nie pomagało to, iż on ciągle im mówił, że już nie jest dyrektorem.

Na jego pogrzebie były tłumu. Wszyscy, którzy choć chwilkę mieli z nim styczność byli i chcieli pożegnać go osobiście. A teraz, gdy przyjeżdżają na jego grób, aby zapalić lampkę, przychodzą ze swoimi dziećmi i wnukami, i opowiadają im, że "ten pan co tu leży to dyrektor, mój nauczyciel. Dzięki niemu skończyłem podstawówkę. Nawet, gdy poszedłem do liceum on często ze mną rozmawiał, pytał się jak sobie radzę w szkole i mówił, bym walczył o swoje marzenia. To dzięki niemu dziś jestem lekarzem".

Mimo iż nie ma go z nami już prawie 9 lat, to pamięć o nim nie ginie. Wszyscy wciąż opowiadają o nim, i mówią "mój Pan Dyrektor" - z pełnym szacunkiem w głosie.

Opisując tę osobę staram się zobrazować jego postać na podstawie opowiadań jego uczniów i wszystkich opowieści z nim związanych.

Dlaczego nie przedstawiłam swojego stanowiska? - ponieważ mnie już osobiście nie uczył, i nie pracował, gdy ja uczęszczałam do tej szkoły, a poza tym ktoś mógłby powiedzieć, że nie jestem obiektywna w jego ocenie... Ponieważ to był mój Tata.

Prca zaliczeniowa z "Elementów psychoterapii i socjoterapii"

"Socjoterapia jest rodzoną siostrą psychoterapii" - kiedyś w jakimś artykule przeczytałam to zdanie. I zgadzam się z nim.

Uważam, że te dwie dziedziny nauki przenikają się wzajemnie. Owszem, wszystko uzależnione jest od problemu, z jakim zgłasza się pacjent. Są przypadki, że pacjentowi potrzebna jest, a może lepiej brzmi działa na niego, psychoterapia. Jednakże według mnie ten rodzaj pomocy psychologicznej wymaga od pacjenta dużego zaufania do osoby udzielającej pomocy. Wiąże się to przecież z potrzebą sięgnięcia do przeżyć z życia osobistego (bez względu na typ psychoterapii), a nie każdy potrafi przezwyciężyć tę blokadę i mówić o tym co wydarzyło się w jego życiu.

Socjoterapia natomiast kojarzy mi się z mniej inwazyjnym wchodzeniem w życie prywatne pacjenta. W tym przypadku, aby pomóc nie jest potrzebna aż tak dokładna wiedza o tym jak było kiedyś. Socjoterapia kierowana jest przede wszystkim do dzieci i młodzieży, a nie jak to jest w psychoterapii do dorosłych. Tu wystarczy stworzyć pacjentom inne doświadczenia społeczne niż te, z którymi spotyka się na co dzień, aby umożliwić zajście procesu jakiejś zmiany, np. zmiany sposobu zachowań, czy sądów o rzeczywistości.

Dlaczego uważam, że socjoterapia i psychoterapia powinny iść ze sobą w parze?

Spójrzmy na życie codzienne, gdzie ludzie mając problem nie myślą o poradzie psychologicznej, a co najwyżej o rozmowie z przyjacielem.

W życiu takim często spotykamy się z różnymi problemami drugich osób. I często nieświadomie , no bo skąd?, stosujemy techniki psychologicznej pomocy. Zauważywszy jakiś problem wielokrotnie służymy "gumowym uchem", wsparciem, radą. Pokazujemy danej osobie inne spojrzenie na jej problem, szukamy rozwiązań; uświadamiamy jej co robi źle, co może zmienić.

Słowa są tu ważne, ale często nietrwałe.

Ważny wydaje mi się tu obraz. To jak my przedstawiamy coś swoją osobą, swoim życiem.

Jeżeli ukażemy innym , że do danego problemu, życia można inaczej podchodzić, to ów osoba, która mnie obserwuje sama stwierdzić może, że można spróbować, zacząć postępować podobne; i wówczas zacznie się próba zmiany jakiegoś zachowania.

Żeby osiągnąć większy sukces w pomocy innym wydaje mi się, że należy łączyć słowo z obrazem; z uwagą by pierw był obraz, a słowo go uzupełniało.

Obraz można potraktować tu jako siłę sugestii, czyli technikę stosowaną w psychoterapii.

Obraz można także potraktować jako widoczną zmianę, czyli metodę stosowaną w socjoterapii.

Jeżeli psychoterapia i socjoterapia będą szły w parze, to można liczyć na większy sukces w leczeniu (bez względu czy to będzie fachowa pomoc, czy przyjacielska).

W życiu najważniejszy jest człowiek, i aby mu pomóc nie można spoglądać jedynie na jego sferę psychiczną. Należy także patrzeć na jego sferę społeczną, bo człowiek to istota społeczna.

Bez względu na to czy w pomaganiu mamy do czynienia z psychoterapią, czy z socjoterapią, czy z tymi dwiema technikami jednocześnie, musimy mieć świadomość, że decydując się pomóc komuś, decydujemy się na długa, krętą, pełną niespodzianek drogę. Warto tą drogą pójść, bo nie pomagamy byle komu. Nasza pomoc trafia do drugiego człowieka, który stoi obok każdego z nas.