sobota, 30 lipca 2016

O psach i ludziach

Niektóre koleżanki z innych działów (bo w swoim nie mam wsparcia) (moje wsparcie z mojego działu jest na zwolnieniu.... gdy jeszcze nie była na zwolnieniu miałam się do kogo wypłakać, użalić... teraz jestem tam sama. ta Osoba wie co przeżywam, bo Ona w podobnej sytuacji tam jest) mówią mi: "przetrwaj, przetrwasz, tu zawsze tak bylo i jest. Silna jesteś. dasz radę."

Nie rozumieją, że przetrwam wszystko, ale z tym już nie dam rady. kim mam tam być? Podnóżkiem? Jak coś potrzebują bym zrobiła,  to jestem na ranę przyłóż. jak powiem "nie", to trzeba mi dokopać. MAM DOSYĆ!

Czemu mamy w tym trwać?  "Tak musi być, tak <tu> zawsze jest."

Ja nie chcę w tym trwać. NIE CHCĘ!!!!!!

zbyt dużo, pomimo tych kilku ziemskich lat, przeszłam.

Dlaczego mamy być ścierkami?

Czuję się jak ten zbity zmartletowany pies.
Każdego psa właściciel na początku kocha albo lubi. Dopiero z czasem właścicielowi coś odpierdala, i psa zaczyna powoli, od lekkiej postaci do mocnej, niszczyć...
Tylko o znęcaniu nad zwierzętami mówią dużo, trąbią we wszystkich mediach o tym; nawet kary wymierzają szybko i skutecznie.
Szkoda, że nie jest tak samo w przypadku, gdy znęca się Człowiek nad Człowiekiem.... :(

Sobota

To nie jest tak, że jak jest weekend to jest ok.
Rano o 5 z minutami obudziłam się z kołataniem serca i myślą "kurde do pracy trzeba iść, ZASPAŁAM! !!!!"
spojrzałam na budzik a tam 5.04, pomyślałam UFFF.... jeszcze godzina.  A później uzmysłowiłam sobie, że to dzisiaj sobota...

Masakra.

Obudziłam się teraz, ok 9 z minutami. Nie potrafię tak normalnie.... jak sobie o wszystkim tym pomyślę, wszystkim tym co mnie spotkało.... nie jestem w stanie nic mówić. jestem zmęczona. i łzy same do oczu mi napływają... nie potrafię. Jak jestem sama to mogę sobie po płakać... gorzej jak wstaję i muszę się jakoś trzymać... tak strasznie jest mi ciężko ;( :(

czwartek, 28 lipca 2016

Dzięki Bogu już piątek

I znowu to samo, budzik dzwoni a we mnie zaczyna kołatać serce... i łzy same do oczu napływają. Naprawdę mam już dosyć tego wszystkiego :(
Na szczęście dzisiaj już piątek. jeszcze orzetrwqc dzisiaj. i dwa dni spokoju. E tam, żaden to spokój, kiedy znowu przyjdzie poniedziałek.... :(
Jestem już wycienczona. Już mam dosyć tego wszystkiego, to ponad wszystkie moje siły jakie tylko w sobie posiadam.
Boże, mam dosyć :( :( :(

środa, 27 lipca 2016

Relacje z koleżankami z działu...

Relacje są chujowe. Też chcą mną rządzić.
Weź zrób to, weź powpinaj itp.

Rozmowy takiej na luzie jeszcze nie było. Jak ja gdzieś wchodzę to milkną albo wychodzą albo traktują cię jak powietrze albo chcą wymusić by np ustąpić im miejsca bo nie chce im się inaczej iść. A ja już stoję twardo broniąc siebie jak mogę i nie odpuszczam.

Do pracy nie przychodzi się dla koleżanek ALE... pracować w takiej atmosferze jest chujowo.

Zobaczymy jak to się potoczy...

Trzeci dzień po....

Przez pracę straciłam Dziecko. Przez to że straciłam Dziecko musiała wrócić do pracy, przez którą straciłam Dziecko... koło zamknięte.

Trzeci dzień w pracy po powrocie z chorobowego zwolnienia... znowu Kierownik przebywający na urlopie wypoczynkowym przyjechał do roboty... i znowu było ścięcie.

Dostałam nakaz wykonać robotę, która nie jest moim obowiązkiem. Odpowiedziałam, że boję się tego wykonać, bo nie mam ku temu zlecenia. Kierownik stwierdził, że będąc na "stsrym", czyli tym z umowy, stanowisku mogę też to zrobić. Odpowiadziałam, że z tego co mi wiadomo to raczej nie.
Dostałam zarzut że nie chcę wykonać polecenia służbowego, ale tylko słowny, wiec odrzekłam, że mogę spróbować, ale nie wiem czy mi się uda. Na to kierownik stwierdził, że dlaczego od razu zakładam ze mi się nie uda, i że on to wszystko odbiera jako atak w jego osobę, i czym on mi dokuczyl itp.
Gra postaw była bardzo mocna. pierwszy raz odważyłam się patrzeć kierowników prosto w oczy, nawet gdy we mnie walił; nie odstapilam wzroku na chwilę. i widać było w oczach kierownika zaskoczenie ze ja tak patrzę... aż uciekł wzrokiem.

Jeżeli kierownik jest na urlopie to co robi w pracy? I na jakiej zasadzie wydaje polecenia?

A za chwilę, gdy byłam potrzebna to byłam na ranę przyłóż... - jakieś rozdwojenie jaźni ma czy jak?

Kolejny dzień plamie. wczoraj fest poleciało, dzisiaj troszkę. Okres pierwszy po... już mialam.

Szyja, głowa, kark, ramiona bolą mnie niemiłosiernie; twarde są jak kamiory.
Boli mnie głowa, w sumie cały czas.
Tylko rano oczy otworze to już kołatanie serca i bóóól głowy towarzyszy mi...
Dzisiaj w pracy po tej sesji znowu od niepamiętnych lat dwa razy tiki nerwowy mnie dopadł, taki silny, że pół twarzy mi wykrzywialo... :(

A wracając jeszcze do ścinki, to mówię, że powinnam wrócić na "stare" stanowisko. kierownik w odpowiedzi odparł, że wie o tym.

Cholera nic tu nie rozumiem w tym wszystkim! Szlag mnie trafia!

W poniedziałek mówił mi kierownik ze mam być na nowym etacie, lecz nie wiadomo na jaką umowę... dzisiaj mówi mi, że mam robić w zastępstwie za osoby które są na dłuższych zwolnieniach... czyli co, rozumiem, że znowu mam zapierdalać na dwóch etatach? ! Z jakiej paki?
A w ogóle,  z jakiej paki, kierownik tak mnie traktuje skoro mam umowę na czas nieokreślony? !
Kurwa, chore to wszystko! !!!!

Nie mam siły już na to wszystko... ale NIE ODPUSZCZĘ
Dlaczego?
Dla mojego Aniołka, którego straciłam. Dla zdrowia swojego oraz dla moich kolejnych dzieci.

Chcę by kierownik poczuł odpowiedzialność za swoje czyny i swojego zespołu, który też jest przeciwko mnie.
Za dużo się wycierpiałam. Tyle już straciłam. Nie mogę stracić już nic więcej.
Chcę tylko pracować w GODNYCH warunkach i być szanowna.

Jak schowam teraz głowę w piasek, to już tak zostanie.

Nie odpuszczę!

poniedziałek, 25 lipca 2016

Pierwszy dzień po....

Dzisiaj był pierwszy dzień w pracy po powrocie do pracy...

No i co mam powiedzieć.... wiedziałam, że kolorowo nie będzie. ale zaś mnie zaskoczyli, bo nie myślałam, że zrobią mi kolejną "świnię".

Znowu przeniesiono mnie do innego pokoju i zabrali moje stanowisko pracy... zatrudniła sobie szefowa kogoś za mnie. nie na zastępstwo, ale za mnie.
Przyszłam, jestem bez stanowiska, nie wiem co dalej ze mną będzie... domyślam się, że dalej chcą się mnie pozbyć, nie wiadomo z jakiej przyczyny...

Nawet nie chce mi się nie mówić, myśleć... jestem zmęczona okropnie tym wszystkim co mnie spotyka w życiu :( !!!!!!

poniedziałek, 11 lipca 2016

27.06.2016r....

Upragnione wyczekiwane PRZEKOCHANE....
10 tygodni nosiłam pod sercem...
Rozmawiałam. Rozmawialiśmy. planowaliśmy, ale bez przesady. cieszylismy się.

3 tygodnie już nie żyło... a my nic nie wiedzieliśmy.... i rozmawialiśmy, smialismy się, cieszylismy...

Winnych ponoć nie ma.... ale ja wiem kto zawinił. I na pewno nie byłam to ja, bo chuchalismy, wszystko z mega rozwagą robiliśmy, nic nie wskazywało.

Została pustka. mimo iż wszyscy wkoło się starają, przychodzi taki moment, że ich starania mnie denerwują i to wszystko mam w dupie... nie potrafię!
Wiedzę która jest spora z radzenia sobie ze stresem, z bólem, ze stratą.... wszystko to mogę wsadzić sobie głęboko... nie potrafię tego odnieść do siebie. staram się, ale to co robię to jest kropla w morzu.... łez.

A dla środowiska medycznego to nic się nie stało.... I trzeba szybko wrócić do normalności. (no przecież wychodzę do ludzi, chodzę do sklepów, nawet sobie kiecke kupiłam....) -> ale umysł chyba jest odrebnoscia, nie współpracuje ze mną, w ogóle.

Tydzień w szpitalu, tydzień w domu... i co?! Wszyscy myślą, że nic się nie stało, i nie ty jedna,  będą kolejne i musisz zapomnieć, i jak najszybciej starać się o kolejne...
Dają wsparcie mniej lub bardziej, bardziej wkurwiajaco bądź mniej, starają się.... ale zapominają o psychice...

To było już Dziecko. to nie było "coś, zlepek komórek, czy coś w ten deseń".... dla mnie było to już Moje Dzieciątko, które kochałam od pierwszego dnia.

A teraz już Go nie ma. [*] :( ;(

Wraz z nocą odchodzi sen...

Wraz z nocą... im później tym gorzej... wracają myśli... odchodzi sen...

W dzień jest w miarę ok.
Noc jest najgorsza... bo mimowolnie smutno się robi, a z oczu lecą łzy

Czuję się teraz taka strasznie samotna... nie do wyobrażenia.

...

Dzisiaj mijają 2 tygodnie...
Dopiero wraca świadomość...
Dochodzi ból.
Czy kiedykolwiek będę jeszcze się śmiać? Tak jak kiedyś? Radośnie?
Czy uda mi się zapomnieć, pogodzić na tyle by funkcjonować, tak w pełni prawdziwie?...