piątek, 31 marca 2006

dziś małe święto ;)

;) dziś wieczorem małe święto... dziś w mojej Wspólnocie młodsza grupa przyjmuje po raz pierwszy Pana Jezusa do swojego życia, jako swego Pana i Zbawiciela... :) ślicznie będzie...
będą oni, my("starsza" gruopa) i ksiądz...
oczywiście i my możemy odnowić nasze przyjęcie.... wydaje mi się, że wszyscy odnowią... ja napewo odnowię... jak mogłabym inaczej postąpić?! kiedy tak baaardzo kocham mojego Jezusa... oddaję Mu całe me życie...pragnę być Jego na wieki...
to będzie moje 3 w życiu przyjęcie...takie 'oficjalne', bo pomijam tych kilka nie oficjalnych w cichości mego serca... będzie dobrze!! ;)
za to jutro zaczynają się u nas w Parafii rekolejcje Wielkopostne ;) bardzo się cieszę na nie ;) w końcu jestem w domu, a nie w szkole (bo studiuję zaocznie) i będę mogła w nich uczestniczyć :) nawet nie wyobrażacie sobie jak baaardzo się cieszę :) :) :) :)
będzie dobrze!!!

pozdrawiam Wszystkich serdecznie!!!
<><

BÓG CZASU NIE LICZY

co mam powiedzieć??....czuję się taka bezradna....czytam "Gościłam Anioła" i "Z pamiętnika Kajtusiowej mamy" i... jest we mnie taka wielka niemoc....tak bardzo chciałabym pomóc zarówno jednej, jak i drugiej Mamie=autorce i nie wiem jak... i pozostaje mi jedynie modlitwa....
na tyle pytań w świecie nie ma odpwiedzi.... my nie jesteśmy w stanie tego zrozumieć...dlaczego tak i tak dzieje się... ale wierzę, że Bóg ma w tym jakiś cel...którego my niestety nie jesteśmy w stanie odkryć...zrozumieć.... tak berdzo chciałabym pomagać...wspierać...i nie wiem czy potrafiłabym...czy potrafię.... znam ten ból...to cierpienie...te wątpliwości...strach...obawy...i nadzieję, która wciąż się tli...znam te łzy... co prawda choroba bądź śmierć dziecka jest dużo gorsza niż dorosłego, ale i temu i temu towarzyszą taki albo bardzo podobne uczucia...
takie to wszystko jest trudne... oj! tak strasznie boli serce... taka to ogromna niemoc...

mój brat w tamtym roku przekazał 1% podatku na rzecz Warszawskiego Hospicjum dla Dzieci ( http://www.hospicjum.waw.pl ) i od tego czasu przychodzi do nas takie czasopismo "hospicjum"... i tu w lutowym wydaniu tej gazetki dostałam swego rodzaju odpowiedź na ten mój ból niemocy, jaki obecnie przeżywam...
oto wywiad z śp. ks. Janem Twardowskim, który pomógł mi w jakimś stopniu zrozumnieć mi dlaczego tak jest... dlaczego dzieci cierpią...dlaczego umieraja...

(Wywiad przeprowadziły Kasia i Marysia Dangel, córki doc. Tomasza Dangela, założyciela Warszawskiego Hospiscuj dla Dzieci. Artykuł ukazał się w "Gazecie Wyborczej" - 17.07.1999. Redekcja "hospicjum" bardzo dziękuje "Gazecie Wyborczej" za udostępnienie tekstu i zdjęcia) (...niestety zdjęcia dziewczynek i śp ks. Jana Twardowskiego nie zamieszczę bo nie mam skanera... :p)

BÓG CZASU NIE LICZY

* * * Z (śp.) księdzem Janem Twardowskim rozmawiały siostry blizniaczki: Kasia i Marysia Dangel - lat 12 * * *

KASIA: Dlaczego dzieci umierają?
Ks. JAN TWARDOWSKI: To tajemnica. Jakiś zamysł Boga, którego nie rozumiemy.
MARYSIA: A czym jest śmierć?
- Spotkaniem z Nim, tak uczy nas wiara.
MARYSIA: To dlaczego ludzie boją się śmierci?
- Ja myślę, że bardziej boją się umierana niż samej śmierci. Strach miesza się wtedy z radością. Jak w samolocie: trochę się boimy lecieć, a trochę nam się to podoba. Kiedy człowiek umiera, pewnie cieszy się, że już za chcwilę Pan Bóg odkryje przed nim wielkie tajemnice. To musi być ekscytująca, szczęśliwa chwila.
KASIA: A jak ktoś idzie do piekła?
- Piekło jest puste. Diabły chodzą po ziemi.
MARYSIA: Czy każde dziecko, które umiera, zaraz idzie do nieba?
- Na pewno. Nasza wiara mówi: Bóg stał sięczłowiekiem. Człowiekiem podobnym do dziecka z hosicjum, bo przecież cierpiał niewinnie. To jest ten Baranek Boży - niewinne stworzenie złożone na ofiarę. Baranek, który zwycięza. Można w to nie wierzyć, ale ja jestem księdzem i ja wierzę. A czy wy, dziewczynki, jesteście ochrzczone?
MARYSIA: Jesteśmy.
KASIA: Dlaczego ksiądz w pewnym wierszu poprosił Pana Boga, żeby nauczł księdza cierpieć bez pytań?
MARYSIA: Napisał ksiądz, że Bogu nie stawia się pytań "dlaczego".
- Sa pewne tajemnice, których Pan Bóg nam nie wyjaśnił. Na przykład śmierć dziecka, o której teraz rozmawiamy. Nie rozumiemy jej. Ale nie możemy żądać do Niego, by nam się z czegokolwiek tłumaczył.
MARYSIA: Ale czy człowiek może zadawać pytania?
KASIA: Szczególnie wtedy, gdy Bóg zabiera mu dziecko.
- Można pytać.
KASIA: Dlaczego więc Bóg zabiera rodzicom ich dzieci? Przecież musi widzieć ich wielkie cierpienie.
- Widzi. Ale ono na pewno ma swój sens. Znam ludzi, którzy po śmierć dziecka zupełnie zmienili swe życie. Na lepsze.
MARYSIA: A może to kara dla rodziców za straszne grzechy?
- Nie. W Starym Testamencie mówiło się, że śmierć jest karą za grzechy. Ale już tam jest przypowieść o Hiobie. Był pobożny i oddany Bogu, a spadły na niego wszystkie nieszczęścia. Bardzo cierpiał. Sąsiedzi mówili mu, że napewno bardzo zgrzeszył, skoro Bóg tak go doświadcza. Ale Hiob kochał Boga, przyjmował od Niego wszystkie nieszczęścia. Wiedział, że to nie jest żadna kara, że musi być w tym jakiś inny Jego zamysł. Ale ja was chyba nudzę, jak na kazaniu.
MARYSIA: Ależ nie, proszę księdza.
KASIA: Czy Pan Bóg wybiera, które dzieci mają już do Niego przyjść, które odżyć starości?
- Przypuszczam, że każdy ma swój czas wyznaczony. Ale Bóg nie liczy czasu, tylko waży. Jedna chwila, czy godzina jest inna od drugiej.
MARYSIA: Czy z chorym dzieckiem roznawiać o śmierci?
- Chyba nie ma sensu nikogo oszukiwać, także dziecka. Pamiętam moją penitentkę, pierwszą w moim życiu osobę, którą spowiadałem. Była to umierająca dziewczynka.
KASIA: Ile miała lat?
- Dziesięć. Mieszkała na wsi. Chciałem ją pocieszyć. Ale ona wiedziała, że odchodzi, choć nikt jej tego nie powiedział. Ona była dojrzała do spotkania z Bogiem.Ci, którzy naprawdę umierają, to wiedzą. Mają jakąś wiedzę, na pewno większą od naszej. Ta dziewczynka była mądrzejsza ode mnie. Ona mnie uczyła...
KASIA: A jak pocieszać dzieci, którym umarł brat albo siostra?
- Że on nie umarł, tylko żyje. Że patrzy na nas, że się za nas modli. Można nieć świtny, serdeczny kontakt z umarłymi.
MARYSIA: A czy ksiądz wierzy w cuda?
- Oczywiście. Cudem jest trawa, która rośnie. I to, że ja żyję, jest cudem.
MARYSIA: Czy dzisiaj sam Jezus może uzdrawiać dzieci tak samo, jak uzdrawiał, kiedy chodził po ziemi?
- Na pewno. Jeśli bardzo chore dziecko trafi do lekarza, który je wyleczy, to czyż nie jest cud?

środa, 29 marca 2006

już wszystko wiem!!! :) :) :)

Spotkałam się z Nim.
Rozmawialiśmy.
Głównie to ja mówiłam, a On słuchał.
Potem też zamilkłam.
Dłuższy czas milczeliśmy, aż w końcu On odezwał się.
Powiedział mi, że KOCHA mnie :)
Jak ja bardzo czekałam na te słowa...
Na mojej twarzy pojawił się taki duuuży uśmiech, lecz nic nie powiedziałam... bo nie potrafiłam wydusić słowa....
Milczałam. Milczeliśmy.
A potem przyszedł ten smutny moment rozstania...
więc pożegnałam się z Nim i wyszłam.
A potem spotkałam Jego Mamę.
I teraz z Nią rozmawiałam.
Ja mówiłam, a ona słuchała.
A potem musiałam iść... więc pożegnałam się z Nią
i poprosiłam o dalszą pomoc w tym trudnym wyborze...
i wtedy Ona odezwała się.
Powiedziała to "magiczne słowo" :)
I w jednej chwili wszystkie wątpliwości i lęki minęły.
A nastała taka OGROMNA radość... wręcz nie do opisania!!!
I wszystko stało się jasne!!
Już wszystko wiem!!!!!!
Jestem szczęśliwa!!! :)
Kocham....

poniedziałek, 27 marca 2006

Poszukiwany...



POSZUKIWANY JEZUS z Nazaretu!!!

Lat: 33
Wzrost: około 180 cm
Cera: śniada
Włosy: długie
Broda

Otacza się grupą 12 mężczyzn.
Głosi wywrotowe hasła o szczęściu wiecznym.
I o zaprowadzeniu królestwa pokoju i miłości.
Widywany jest w towarzystwie oszustów, nierządnic i celników.
Garną się do Niego rzesze chorych, opętanych i cierpiących, których uzdrawia i leczy.

Oszałamia wszystkich mocą swoich słów.

Jeśli Go spotkasz... idź Jego śladem!!!

Nagroda - wieczność!!!

czwartek, 23 marca 2006

list od Jezusa



KOCHANA
Chcę Ci powiedzieć, jak bardzo Cię kocham i jak jesteś mi droga.
Wczoraj widziałem Cię jak szłaś z przyjaciółmi i śmiałaś się.
Mam nadzieję, że wkrótce będziesz chciała, abym ja szedł z Tobą,
Na zakończenie dnia namalowałem Ci zachód słońca
i szepnąłem wietrzykiem, aby Cię odświeżyć.
Czekałem, ale nie zawołałaś...

Ja jednak bardzo Cię kocham.
Gdy zeszłej nocy widziałem jak zasypiasz, tak bardzo chciałem Cię dotknąć.
Rozlałem więc poświatę księżyca na Twą twarz.
Spływał z niej jak nieraz Twoje łzy.
Nawet nie pamiętałaś o mnie.

Rano wystrzeliłem dla Ciebie złocisty wschód i udany poranek,
ale obudziłaś się za późno i popędziłaś do własnych spraw.
Nawet nie zauważyłaś tego, więc moje niebo zaszło chmurami
i płakałem deszczem.
Kocham Cię, po prostu Cię kocham.
Staram się to powiedzieć w ciszy zielonej łąki i błękicie nieba.
Wiatr szepce mą miłość w wierzchołkach drzew
i rozlewa ją w tęczowe kolory wszystkich kwiatów.

Wykrzykuję Ci o niej w grzmotach wodospadów i komponuję pieśni miłosne,
które śpiewają dla Ciebie ptaki.
Ogrzewam Cię ciepłem mojego słońca i nasycam powietrze
słodkim zapachem przyrody.

Moja miłość jest głębsza niż ocean i większa niż jakakolwiek potrzeba serca.
Gdybyś tylko uwierzyła jak mi jesteś droga.
Mój ojciec także Cię kocha.
Chcę, abyś go poznała. Jemu też jesteś droga, więc zawołaj proszę jak najprędzej.
Poczekam, choćby to miało jeszcze potrawć.
Bo ja po prostu Cię kocham

TWÓJ PRZYJACIEL JEZUS

środa, 22 marca 2006

Jeśli zdołasz...

Jeżeli zdołasz
zachować spokój,
chociaż wszyscy już go stracili,
ciebie oskarżając;
Jeżeli nadal masz nadzieję,
chociaż wszyscy o tobie zwątpili,
licząc się jednak z ich zastrzeżeniem;
Jeżeli umiesz czekać bez zmęczenia,
jeżeli na obelgi nie reagujesz obelgami,
jeżeli nie odpłaczasz za nienawiść nienawiścią,
nie udając jednakże mędrca i świętego;
Jeżeli marząc - nie ulegasz marzeniom;
Jeżeli rozumując -
rozumowania nie czynisz celem;
Jeżeli umiesz przyjać sukces i porażkę;
traktując jednakowo oba te złudzenia;
Jeżeli ścierpisz wypaczenie prawdy
przez ciebie głoszonej,
kiedy krętacze czynią z niej zasadzkę,
by wydrwić naiwnych
albo zaakceptujesz ruinę tego,
co było treścią twego życia,
kiedy pokornie zaczniesz odbudowę
zużytymi już narzędziami;
Jeśli potrafisz na jednej szali
położyć wszystkie twe sukcesy
i potrafisz zaryzykować,
zsawiając wszystko na jedną kartę,
jeśli potrafisz przegrać
i zacząć wszystko od początku, bez słowa,
nie żaląc się, że przegrałeś;
Jeżeli umiesz zrozumieć srece, nerwy, siły,
by nie zawiodły,
choćbyś od dawna czuł ich wyczerpanie,
byleby wytrawć, gdy poza wolą
nic już nie mówi o wytraniu;
Jeżeli umiesz rozmawiać z nieuczciwymi,
nie tracąc uczciwości
lub spacerować z królem w sposób naturalny;
Jeżeli nie mogą cię zranić nieprzyjaciele
ani serdeczni przyjaciele;
Jeżeli cenisz wszystkich ludzi,
nikogo nie przeceniając;
Jeżeli potrafisz spożytkować każdą minutę,
nadając wartość każdej przemijającej chwili;
twoja jest ziemia i wszystko, co na niej
i - co ważniejsze - synu mój -
będziesz CZŁOWIEKIEM.

Rudyard Kipling
"List do syna"

wtorek, 21 marca 2006

"Nie bój się... wypłyń na głębię..."

Boję się...

Boję się powiedzieć "tak", Panie.
Dokąd mnie zaprowadzisz?
Boję się wyciągnąć los,
Boję się położyć swój podpis u dołu czystej
kartki,
Boję się tego "tak", które zażąda dalszych
"tak".

A jednak nie mam spokoju.
Ścigasz mnie. Panie, oblegasz ze wszystkich
stron.
Szukam gwaru, bo boję się usłyszeć Ciebie,
ale Ty wślizgujesz się w chwile ciszy.
Uciekam z drogi, bo Ciebie zobaczyłem,
ale Ty czekasz na mnie u końca ścieżki, którą
idę.
Gdzie mógłbym się ukryć? Wszędzie spotykam
Ciebie.
Więc nie można Ci się wymknąć.

Ale boję się powiedzieć "tak", Panie.
Boję się podać Ci rękę, bo ją zatrzymasz w
swojej;
Boję się spotkać Twój wzrok, bo jesteś
uwodzicielem;
Boję się Twego wymagania, bo jesteś Bogiem
zazdrosnym.
Jestem ścigany, ale kryję się.
Jestem jeńcem, ale mocuję się i walczę, choć
wiem, że
jestem pokonany,
Boś Ty silniejszy. Panie; Ty posiadasz świat, a
mnie go
zabierasz.

Gdy wyciągam rękę, by chwytać osoby i rzeczy,
znikają
sprzed mych oczu.
To nie jest wesołe. Panie - niczego nie mogę
wziąć dla siebie.
Kwiat, który zrywam, więdnie w mych palcach;
Wybucham śmiechem, ale śmiech zamiera mi na
wargach;
Tańczę walca, a taniec wprawia mnie w drżenie i
niepokój.
Wszystko wydaje mi się puste,
Wszystko wydaje mi się próżne.
Uczyniłeś pustynię wokół mnie.
I głodny jestem,
I pragnę.
Cały świat nie mógłby mnie nasycić.

A przecież kochałem Cię, Panie; co ja Ci
zrobiłem?
Dla Ciebie pracowałem, dla Ciebie się dawałem.
O wielki, straszny Boże, czegóż Ty jeszcze
chcesz?

~~~~

Moje dziecko, dla ciebie i dla świata ja chcę
więcej!
Przedtem to było twoje własne działanie,
ale nic mi po nim.
Zachęcałeś mnie, bym je chwalił, prosiłeś, bym je podtrzymywał,
chciałeś zainteresować mnie swoją pracą;
Ale widzisz, dziecko, tyś odwracał role!
Patrzyłem na ciebie, widziałem twoją dobrą wolę.
Teraz chcę czegoś wiecej dla ciebie.
Już teraz będziesz pełnił nie własną czynność, ale
wolę
twego Ojca Niebieskiego.

Powiedz "tak", moje dziecko.
Potrzeba mi twego "tak", jak potrzebne mi było
"tak" Maryi,
żebym mógł zejść na ziemię.
Bo to ja mam być przy twej pracy,
To ja mam być w twej rodzinie,
To ja mam być w twojej dzielnicy, a nie ty,
Bo to mój wzrok przenika, a nie twój,
To moje słowo trafia, a nie twoje.
Daj mi WSZYSTKO, powierz mi WSZYSTKO.
Potrzeba mi twego "tak", by móc cię poślubić i
zejść
na ziemię.
Potrzeba mi twego "tak", by dalej zbawiać świat!

***

O Panie, boję się Twych wymagań, lecz któż Ci
się oprze?
Aby przyszło Twoje Królestwo, anie moje,
Aby Twoja wola się stała, a nie moja,
Pomóż mi powiedzieć TAK.

M. Quoist



ja odważyłam się... zaufałam... powiedziałam "tak" i...
NIE ŻAŁUJĘ ;)

Pan powiedział...

"Pan powiedział: 'Nieś ze mną Krzyż'
A Tyś powiedział - 'Tak'
To Twoja droga
Droga niesienia Dobrej Nowiny
Tym, co Jej nie znają.
To jest Twoja Droga - Droga Prawdy i Miłości,
Więc idź nadal tą Drogą,
Nie zatrzymuj się - choć czasami jest ciężko,
Choć czasami droga usłana jest cierniami.
Pamiętaj, że masz przyjaciela,
Który pomaga Ci nieść ten Krzyż.
Pamiętaj, że masz przyjaciela,
Który, jest zawsze dla Ciebie wsparciem.
Pamiętaj, że masz przyjaciela,
Na którego zawsze możesz liczyć.
Pamiętaj, że masz przyjaciela...
Więc nie zatrzymuj się - idź!"

poniedziałek, 20 marca 2006

wciąż jestem pod wielkim wrażeniem....

...i nie mogę pojać jak na to wpadłeś...
tak, napisałeś, że wywnioskowałeś z opisów na moim gg, ale...
tylko Ty mnie o to zapytałeś
i właśnie tego wieczoru... kiedy miałam całe mnóstwo wątpliwości....
hm... i znowu zobaczyłam w tym wszystkim Boże działanie :)
dziekuję Ci za to że w momencie gdy dowiedziałeś się o moich zamierzeniach nie wyśmiałeś, ani nie skrytykowałeś...
dziekuję Ci za to iż nie pytałeś się czy wiem co robię... czy się zastanowiłam... czy może nie powinnam jeszcze raz wszystkiego dokładnie przemyśleć... co na to moje najbliższe otoczenie... dziękuję że nie zadawałeś takich pytań... i dziekuję za Twoją odpowiedź ;) "Powiem ci szczerze że to tylko ty powinnaś wiedzieć !!! i mam nadzieję, że wiesz, a jak nie to, że się dowiesz" dziekuję...z całego serca :) wiesz co sobie w tm momencie pomyślałam??...że tak jestem pewna... nic bardziej nie pragnę tylko tego :) nawet nie wyobrazasz sobie jaką radość Ci zawdzieczam :) :) :) dziekuję Ci, że życzysz mi powodzenia w tej drodze na którą coraz to bardziej wchodzę :)
dziękuję Ci, Jacku ;)

a jednak dobrze, że byłam na Dniu Wspólnoty ;)

tak, dobrze. Bardzo się z tego cieszę ;) 18-go, w sobotę, był u nas Dzień Wspólnoty Ruchu Światło-Życie ;) szczerze mówiąc miałam mieszane uczucia jak się na niego szykowałam...bo z jednej strony bardzo potrzebowałam takiego pobycia we wspólnocie, a z drugiej strony wiedziałam, że będzie jakoś tak dziwnie... trochę smutno mi było, że nie będzie moich znajomych i przyjaciół z wakacyjnej oazy...
jak było???
tego potrzebowałam!! ;) takiego poczucia się jednoscią ze wszystkimi :)
w koncu udało mi się przeżyć Mszę Świętą ;) tak mi dobrze było... to był najwazniejszy dla mnie moment! ja i inni...inne oazy, tamci ludzie, z którymi spotykamy się tylko na Dniach Wspólnoty, z którymi zamienimy "grzeczmosciowe słowo", ale w ciagu jednego dnia nie jestesmy zaprzyjaznic się - my wszyscy bylismy Jedną Wielką Rodziną :):):) i tego właśnie potrzebowałam! ;) ja mam wspólnotę! poczułam ją!

co ze mną będzie?... w tym roku nie wiem czy pojadę na "jedynkę" znowu. bo na "dwójkę" to wiem, że napewno nie pojadę, bo nic z kroków nie wyszło :( ale widać tak miało być... nie wiem czy pojadę na rekolekcje oazowe, ale to nie znaczy, że wogóle nie pojadę na rekolekcje!!! na jakieś napewno pojadę... chcę na te w sierpniu jechać, bo na te w pod koniec czerwca to raczej nie uda mi się, bo to sesja. a co ja będę planować!!... zobaczymy jak wyjdzie :D

oj...jak to dobrze, że byłam na Dniu Wspólnoty :) tego mi brakowało!!! bardzo mi on pomógł i juz nie mam wątpliwosci, przynajmniej nie tak duzych jak miałam :) będzie dobrze!!
pozdrawiam!!

środa, 15 marca 2006

telegram od Ojca... :)

trzeciago dnia moich rekolekcji u Sióstr Nazaretanek dostałyśmy taki oto telegram....


MOJA DROGA CÓRKO

Każdego dnia pragnę mówić do Ciebie:

    • Jestem kochającym, troskliwym Ojcem, który dba o wszystkie Twoje potrzeby (Mt 6, 25-34)
    • Chcę Ci powiedzieć, że zakochałem się w Tobie (1 J 4, 19-21)
    • Jestem Ojcem, który Cię nigdy nie opuści i zawsze będzie Cię szukał (Łk 15, 3-32)
    • Stoję przy Tobie zawsze, w dobrych i złych chwilach (Hbr 13,5)
    • Wysłuchuję Twoich próśb, gdy zanosisz do Mnie modlitwy (1 J 5, 14-15)
    • Jesteś dla Mnie cenna (Łk 7, 28)
    • Nie potępiam Cię (Rz 8, 1)
    • Pocieszam Cię (2 Kor 1, 3-5)
    • Wzmacniam Twoje siły przez Ducha Świętego (Ef 3, 16)
    • Oczyszczam Cię z grzechów (Hbr 10, 17-22)
    • Zawsze masz do Mnie przystęp (Rz 8, 38-39)
    • Pomagam Ci zwalczać pokusy (Rz 2, 17-18)
    • Chcę, abyś była wolna (Gal 5, 1)
    • Moja miłość chce zabrać od Ciebie wszelki lęk (1 J 4, 18)
    • Jesteś dla Mnie najważniejsza na świecie (Mt 10, 30)
    • Chcę zawsze Cię bronić (Łk 18, 7-8)
    • Dla Ciebie mam wspaniałe mieszkanie (J 14, 2)
    • Wypatruję Cię dniem i nocą (Łk 15, 20-21)
    • Uczę Cię żyć, chcę brać Cię na Swe ramiona (Oz 11, 3)
    • Nigdy Cię nie porzucę i nie opuszczę (Oz 11, 8)
    • Zawsze będę pochylał się nad Tobą (Oz 11, 4)
    • Chcę zawsze Cię wspomagać (Iz 13-14)
    • Ja Ciebie wykupiłem (Iz 43, 1)
    • Ja Ciebie wybrałem (Iz 42, 6)
    • Nigdy nie zachwieje się Moje przymierze z Tobą (Iz 54, 10)


Twój kochający Tatuś

list do taty....

w grudniu zeszłego roku byłam na rekolekcjach u Sióstr Nazaretanek. :) pojechałam tam, bo potrzebowałam jakichś rekolekcji. miałam dosyć!!! w ciągu kilku miesięcy tyle mi się uzbierało różnego rodzaju problemów... potrzebowałam wytchnienia... odpoczynku... potrzebowałam czasu i miejsca by przemyśleć pewne sprawy...
napisałam do koleżanki sms'a, że jak by usłyszała o jakichś rekolekcjach... niezależnie gdzie, byle by to były rekolekcje, to niech mi da znać, bo ja mam już dosyć!!!
ona oczywiście odpisała, że akurat są rekolekcje u Sióstr Nazaretanek, i ona też na nie jedzie, i że mnie zapisze... co prawda później już mi się nie chciało juchać na te rekolekcje, bo stwierdziłam, że mi i tak nic nie pomogą, ale Justyna już mnie zapisała...więc stwierdziłam, że już dla świętego spokoju pojadę..zobaczymy co będzie.... I tak się znalazłam w 'Nazarecie' :):) i bardzo się teraz cieszę, że jednak pojechałam...że się tam znalazłam :) :)
wszystko czego potrzebowałam..tam dostałam...dostałam spokój, wytchnienie, odpoczynek od codzienności, czas by przemyśleć i poukładać sobie pewne sprawy... wszystko czego chciałam :)
w ciągu tych 3 dni jakie tam spędziłam...ja... przeżyłam tyle co zazwyczaj realizuje się, dokonuje się i przeżywa w ciągu 15dniowych rekolekcji oazowych... :)
były to moje pierwsze rekolekcje u Sióstr zakonnych i mam nadzieję, że nie ostatnie. :)
w drugim dniu rekolekcji miałyśmy za zadanie napisać list do taty...powiedzieć mu co czujemy do niego...jeżeli mamy jakiś żal to też go napisać...a jeżeli nie chcemy do taty, to do jakieś ważnej osoby, której chcielibyśmy coś napisać, powiedzieć, a nie mamy śmiałości...która nas zraniła...mielismy później te listy złożyć na ołtarzu, oddać Jezusowi,ale wyszło inaczej...
mam ten list przy sobie
zaraz go napiszę
pisząc go bardzo...bardzo płakałam....naewt nie wiem czemu...łzy same mi kapały...to było takie silniejsze ode mnie.... teraz postrzegam to zdarzenie jako swego rodzaju oczyszczenie.... widać tak musiał się zdarzyć... ;)

List do taty.... mojego taty
Tato...tęsknię za Tobą!!! Bardzo tęsknię!!!! Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak mi Ciebie BRAKUJE... ten czas tak szybko leci.... już niedługo minie 6 lat, jak Ciebie nie ma z nami... Tak bardzo byłeś nam bliski...byłeś mi bliski. Wiesz, że mama nadal nie potrafi pogodzić się z tym, że Ciebie nie ma juz z nami. Ja jakoś się trzymam, choć wiesz, że wielokrotnie dopadają mnie wspomniena. Gdy byłeś z nami było inaczej, a potem tak ciężko było się nam przestawić, że Ciebie już nie ma. Wiem, że wtedy się bardzo zachwyciłam Bogiem, bo w końcu On jest moim drugim TATĄ, ale Ciebie wciąż mi brak. Myślałam, że już pogodziłam się....ale to nie prawda! Ja tak bardzo chciałabym móc się do Ciebie przytulić, tak bardzo bym chciała byś mnie tak mocno objoł, uścisnał, tak bardzo chciałabym wtulić się w Twoje ramiona...a teraz jedyne co pamiętam to Twoja zimna twarz, na której można było wyczuć zastygły pot...przez tyle lat byłeś taki ciepły,a wtedy byłeś juz zimny....
Jeszcze do niedawna miałam w sobie taki żal do samej siebie, że w ten dzień >jak w inne dni to robiłam<>
Tato, brakuje mi Ciebie.
Mamo..czasmi wydaje mi się, że wogóle mnie nie znasz...nie wiesz co mnie weseli, a co smuci...może to tylko moje odczucie...może mi się tylko tak wydaje...
Moje relacje z mamą są dobre :) ale czasami chciałabym by były jeszcze lepsze. Smutno mi, mamo, że nie potrafimy jeszcze rozmawiać tak poważnie, tak o życiu... ja już nie jestem dzieckiem. Smutno mi, że wobec siebie nie umiemy sobie okazywać uczuć....nasze uczucia względem siebie są takie na dystans. Czasami wydaje mi się, że wogóle trzymamy się na dystans.
Mamo nawet nie wiesz, jak bardzo Cię kocham. Każdego dnia boję się o Ciebie... boję się, że coś Ci się stanie... że odejdziesz...że zostanę SAMA. Wiem, że każdy z nas kiedyś umrze, ale na Twoja śmierć nigdy nie będę przygotowana.
Tak mi teraz trudno okazywać uczucia ludziom...
Wszystko tłumię w sobie. Boję się z kimś bardziej związać, bo boje się kolejnej straty...
Mamo... chciałabym byś zaakceptowała moje wybory... byś zrozumiała moje decyzje...dlaczego tak i tak postępuje...
Musimy być...blisko siebie, musimy sie wspierać....
Musimy pamiętać,że mamy tylko jedno życie...
Tato, tak strasznie tęsknię za Tobą!!!
Mamo... Tato... kocham Was...
Kocham....

to już 6 lat....

dzisiaj mija już 6 lat.... 6 długich lat, które nie wiadomo kiedy minęły... tak szybko mija ten czas... tyle się wydarzyło się w tym czasie...
w ciągu tych 6 lat zdązyłam skończyć podstawówkę, dostałam i skonczyłam liceum... zdałam na studia i jestem już na drugim roku...
w ciągu tych 6 lat bardzo się zmienilam...aż czasami siebie nie poznaję ;) zmieniłam zarówno zewnętrznie, jak i wewnętrznie... :)
6 lat... kawał czasu!!!....
z każdym rokiem będę się nadal zmieniać...
z każdym rokiem będę o rok starsza...
i z każdym rokiem będzie ta rocznica o rok zwiększać się...
a co takiego stało się te 6 lat temu??...
dlaczego to takie ważne dla mnie???...
6 lat... "tylko"... "aż".... ....
15 marca, około godziny 12.30, 'już' / 'aż' / lub jak tam kto woli 6 lat temu zmarł mój tata... mój tata...
nie byłam przy jego śmierci... byłam w szkole
jak wróciłam do domu...to dopiero się dowiedziałam...
zmarł w domu ;) wśród swoich :)
chorował
miał raka
kochałam go BARDZO... tak samo jak i moja mama go kochała...moje rodzeństwo...nasza rodzina...my wszyscy...
był dobrym człowiekiem. był kochany...
jak ja za nim TĘSKNIĘ!!!!!.........
to jest nie do wyobrażenia!!!.....i co najgorsze tej potrzeby zaspokojenia tej tęsknoty nie da się zaspokoić... nikt-żaden człowiek jej nie zaspokoi!...
moja mama, mimo,iż już zrobiła małe postępy, to nadal się jeszcze z tym nie pogodziła...wciąż go kocha, tęskni, płacze..... ja już czasami nie mogę!!! tak bardzo chciałabym, żeby zaakceptowała to co się stało, żeby spróbowała się otrząsnąć z tego, żeby znalazła w sobie jakąś nadzieję, żeby już tyle nie myślała...nie rozpamiętywała... czasami mam już dość!! krzyczę na nią..nie mogę juz tego słuchać!!!! tak bardzo chciałabym jej pomóc i nie wiem jak... :(
tak bardzo ją kocham... kocham Cię, mamo!!
jakie to życie dziwne jest... oj, dziwne, dziwne!!!......

poddałam się...

poddałam się... nie mogłam już dłużej tak żyć... uciekać... poddałam się... Przed Bogiem nie ucieknie się...nie ucieknie się przed tym co jest nam przeznaczone... to co mogłam/możemy tylko zrobić wobec woli Pana to poddać się jej :)
to był ( i jeszcze jest, i napewno długo będzie) dziwny okres... bo mimo, iż ja bardzo kocham Boga to wciąż od Niego uciekałam...bo bałam się ze za bardzo wejdę w "miłość", że za wielkim uczuciem obdarzę Jezusa...i że jak coś nie wypali to znowu będę strasznie cierpiała...tak jak kiedyś cierpiałam... takie dziwne to wszystko
doszłam do wniosku, że nie uciekne przed Bogiem, przed Jego Miłością, przed moim przeznaczeniem... wstąpiłam i wciaż coraz to bardziej wstępuję na tą wąską, pełną przeszkód ścieżynę, na której czeka mój Jezus..moja Miłość... :):):)
jak mówi tytuł mojego bloga... A KTO POWIEDZIAŁ, ŻE BĘDZIE ŁATWO? no właśnie!!!... nikt nigdy nie powiedział, że życie z Chrystusem jest łatwe!!!!! bo to nie prawda. ale to co ja mogę powiedzieć..to tylko tyle, że życie z Chrystusem jest PIĘKNE :):):)
poddałam się... niech Bóg mnie prowadzi... niech pokazuje mi coraz bardziej Swoją wole...
Kocham GO całym sercem... :) :) :)

czwartek, 9 marca 2006

hm...

hm...chciałam coś napisać z wcześniejszą datą. bo mi takie super myśli nadchodzą zazwyczaj wieczorem, kiedy już zasypiam.... ale jakoś nie widać postu w bolgu :-/ jak się w końcu pojawi to będzie, a jak go nie będzie to będzie znaczyło, że tak miało być ;)
dziś tak jakoś na wspomnienia mi się zeb

zapiski z dnia 08 I 2006r. godz. 21:09
BOŻE!!! nigdy więcej mi tego nie rób!!! słyszysz, nigdy!!!! nie można tak!!! słyszysz!!! biję się!!! ja mam dosyć!!! boję się...

zapiski z dnia 08 I 2006r. godz. 23:23
ja wymiękam!!ja mam dosyć tego życia!! ja mam DOSYĆ!!! ja nie mam już sił!!!by dźwigać ten ciężar, ten krzyż! ja po prostu najnormalniej w świecie nie mam sił!! chciałabym zasnąć i przespać, może nie całe życie, ale ten dziwnyu czas. a tu jutro trzeba wstać i udawać, że wszystko jest w najlepszym porządku; nawet nie mam siły udawać. mam dosyć! słyszycie?! MAM DOSYĆ!!!!
ja mam tylko mamę...ja nie mogę jej stracić...
nigdy nie będę przygotowana na jej śmierć...
chciałabym by żyła wiecznie...
ona musi być zdrowa!!!!
cho...inka!!!trafia mnie!!! nie mogę!!! ja chcę uciec od wszystkich problemów!!! tylko gdzie?? tego nie wiem :( chciałabym tylko spać - wtedy się nie myśli o problemach... dobranoc...

zapiski z dnia 09 I 2006r. godz. 09:44
i boję się wyjść z pokoju, bo nie wiem co zastanę.. :-/ chyba musiała mama gdzieś jechać, bo jest tak cicho, bo nikt mnie nie obudził. może pojechała do lekarza. i znowu trzeba będzie przywdziać pancerz...tak mi źle..tak bardzo się boję..

zapiski z dnia 09 I 2006r. godz. 09:47
muszę być silna!!! wszystko będzie dobrze!!! nie mogę płakać!!! musi być dobrze!!! nie mam siły!! tak bardzo się boję....

zapiski z dnia 10 I 2006r. godz. 14:09
ludzie!!!!!!! RATUNKU!!!!!!!! ja mam dosyć życia!!!! ja mam dosyć!!!! nie chce mi się żyć!! duszę się!! pomocy!!! oj, jakie mam nerwy, że aż trudno sobie wyobrazić!!! trafia mnie!!! mam dosyć!! wrrry!!!!

zapiski z dnia 12 I 2006r. godz. 00:27
hm...to życie jest naprawdę dziwne... chyba musi Ktoś istnieć... chciałabym aby istniał, bo wtedy to wszystko miało by jakiś sens, a takto nie wiem... takie dziwne mi się to wydaje... hm, dziwnie się czuję...
jest dobrze, almam dużo problemów... to chyba jakaś cisza przed burzą...tak mi się jakoś wydaję.

zapiski z dnia 17 I 2006r. godz. 01:23
co mam napisać? boję się, ale inaczej niż do tej pory. może bardziej się wstydzę niż boję...bo to takie dziwne! i piękne jednocześnie!nie wiem co myśleć, a może wiem, ale nie chcę tych myśli dopuszczać do głosu? raczej tak. boję się w to zagłębić, rozbudzić mije wnętrze, choć jestem prawie pewna, że to jest to!!! moje miejsce. prawda, że CHORE!!! boję się...a jednocześnie bardzo bardzo pragnę...i Jego i zwykłego życia...męża, dzieci, domu i rodziny, ale czuję, że to nie moje miejsce, ale tak trudno mi zrezygnować...boję się!!! bo ludzie tego nie zrozumieją...bo mnie nikt nie zrozumie...tak myślę. jakie to chore!!! potrzebuję drogi, Boże; potrzebuję wskazówek, znaków by móc być pewną...proszę pomóż mi... bądź ze mną i tak widzę, że się Ci otworzyłam... czas wszystko poksaże...

zapiski z dnia 23 I 2006r. godz. 23:37
hm... jakoś to co mi ostatnio napisałeś nie daje mi spokoju...smutno mi przez to... :(
chciałabym móc nie patrzeć na nikogo i pisać o ludziach różne rzeczy... tak jak niektórzy o mnie piszą...nieprawdę :(:( ale niestaty nie potrafię... zawsze piszę i mówię prawdę...
bardzo mnie zasmuciłeś ostatnią wiadomością...wiesz o co chodzi... dal przypomnienia!!!ja piszę zawsze PRAWDĘ!!!!zapomniałeś? i kto tu ma krótką pamięć? hm??... myślałam, że mnie znasz..że mnie trochę poznałeś...niestety-myliłam się :(
bądź spokojny...napiszę tylko prawdę...piszę prawdę...mówię prawdę...

zapiski z dnia 29 I 2006r. godz. 21:46
oj! mam dosyć!! tak mnie męczy to życie!! chciałabym zasnąć...i spać, i spać, i spać. mam, cho...inka, dosyć!!! to wszystko jest do bani!!
co ja chcę? jest ok! wszystko było by ok w 100%, gdyby jeszcze mi to wnętrze nie rozdzierało się na pół!!!

zapiski z dnia 01 II 2006r. godz. 20:36
tak mnie boli, że oni tak do tego podchodzą... :( śmieją się ze mnie, z moich zainteresowań, z mojej pasji... - to mnie tak straszmie boli...
nie mogę się podda!!! muszę się 3mać i przeciwstawiać się im!.. tylko, że nie mam sił...walczyć ze światem...z nimi...

zapiski z dnia 3 II 2006r. godz. 15:30
zachowuję się gorzej niż baba w ciąży...raz mam wisielczy humor, a za chwilę wszystko gra! raz chcę uciekać od Niego, a za chwilę wtulić się w Jego ramiona...to jest takie dziwne!!!to wszystko!!!i za razem wspaniałe!!! raz chce mi się krzyczeć ze złości, a za chwilę z radości...ale dlaczego to wszystko musi być takie dziwne, takie trudne?? ja i On, On i ja...czy to ma rację bytu?? dlaczego ta droga musi być taka trudna?? taka boląca?? dlaczego ludzie nie mogą tego zrozumieć??czy powinnam tak robić jak mówi mi dusza?? czy raczej kierować się rozumem?? czu mam uszczęśliwić ludzi w koło mnie, czy robię tak byt spełnić swoje marzenia i samej być szczęśliwą??? dlaczego podjęcie tej decyzji musi być takie bolesne? dlaczego sprawy związane z Tobą muszą tak boleć?? wiem, że podejmując tu jakąś decyzję to zawsz kogoś zranię... to jest takie trudne... czas pokaże swoje...

zapiski z dnia 05 II 2006r. godz. 23:04
wiem, że powinnam coś zrobić...ale dokładnie nie wiem co mam zrobić...a może wiem tylko nie chcę... to wszystko jest takie dziwne...

zapiski z dnia 7 II 2006r. godz. 00:34
i co mam powiedzieć...mi jest dobrze tak, jak jest...a tu muszę podjąć jakąś decyzję...i to jest tak bardzo trudne... muszę podjąć taką STANOWCZĄ decyzję... tylko wciąż waham się, bo to nie taki łatwe... ale czy w życiu jest cokolwiek łatwe?? a z drugiej strony...tak jak napisałam...przecież to jest już nie moje życie...przecież ja Mu je już oddałam...a teraz powinnam spełniać Jego wolę.. tylko , że ja jestem człowiekiem i mam swoją własną wolę i zawsze mogę się z Nim nie zgodzić...czy to ma jakiś sens? miesza mi się to wszystko!!... :(

zapiski z dnia 16 II 2006r. godz. 00:11
czy czegokolwiek w życiu można być pewnym?? czy to ma sens?! Bóg a normalne życie... chciałabym mieć męża, dzieci, rodzinę, wieść normalne szczęśliwe życie...i pragnę szczęścia, ale takiego prawdziwego... kocham Boga i nie potrafię bez Niego żyć...ale czy to jest to?! przeciaż można Mu służyć w normalnym życiu... serce mi pęka!! to jest takie TRUDNE!! takie bolesne... niedługo przez to oszaleję!!! tak mi niesamowicie ciężko!!....

zapiski z dnia 22 II 2006r. godz. 21:37
wszyscy mi mówicie,że"wszystko ma sens", a ja wciąż żyję i nie widzę go... gdzie on jest wciąż ucieka...i znowu ranię samą siebie....wszystko jest takie popolątane. mam dosyć!!
uciekam przed Bogiem, którego bardzo kocham... prawda, że paradoks?!!! bez sensu to jest!!!

zapiski z dnia 26 II 2006r. godz. 19:42
ból istnienia trwa... :( jak boli!!! cho...inka!!!

zapiski z dnia 27 II 2006r. godz. 23:15
idę spać. taka obojętna. bez wyrazu... wszystko jest dobrze prócz...śpię i jest to bardzo trudny i ciężki sen. rano pragnę nie obudzić się. każde wstanie jest dla mnie okropnym wysiłkiem. ON wciąż jest w moim srecu. nie potrafię bez Niego normalnie funkcjonować, a jednak Go odrzucam...wciąż. i ranię...i Jego i siebie...tym odpychaniem Go :( wciąż przeżywam ból istnienia. wypełnia mnie cisza smutku, rozdarcia...tęsknię i boję się się z Nim na powrót związać. tak strasznie to boli...mnie, choć Jego na pewno też... staram się nie myśleć, jednakże mimo wszystko i wciąż zadaję sobie pytanie czemu to życie musi byćtakie trudne....takie zawiłe....takie poplątane...dlaczego tak trudno realizuje się cel?? smutno mi.... wciąż boję się o mamę. ta 'Polska Służba Zdrowia' jest do....4 liter!! tak bardzo boję się o nią. boję się....

zapiski z dnia 2 III 2006r. godz. 21:15
czy można uciec od tego co jest nam przeznaczone?? dlaczego nie potrafię uciec od Boga?? co w Nim takiego jest??!!! dlaczego ten mój 'związek' z Nim musi być taki trudny?!

zapiski z dnia 3 III 2006r. godz. 22:42
za 2 tygodnie jest kolejny Dzień Wspólnoty...czy ja mam jeszcze wspólnotę?? sama się od nich odłączam! a później czego chcę! a później czuję się samotna....
ale oni mogą nie zrozumieć dlaczego ja tak robię...sama tego nie rozumiem. niewazne!

wtorek, 7 marca 2006

Czsami wołam w niebo

Czasami wołam w niebo: Dlaczego ja?
Dlaczego właśnie ja? I jest w tym
tak wiele bólu, żalu i potępienia
samej siebie za słabość tej rozpaczy.
za niemożność bycia silną.


Człowiek, który ujrzał śmierć siedzącą
w zamyśleniu na fotelu,
ma w sobie ciszę. Ciszę przejmującą.
Nie żaden strach. Bo strach
się skończył, tak jak łzy. Tylko życie
trwa, lecz nie wiadomo,
jak długo jeszcze.

(Tamara Zwierzyńska-Matzke
Sven Matzke
"Czasami wołam w niebo")

tak się zaczyna ta ksiązka...i jest śliczna. tylko tyle powiem, bo inaczej nie potrafię. jest mocna. łamie jeden z tematów tabu.
przywołuje wspomniena...
ja też kiedyś wołałam tak w niebo i pytałam się:
"dlaczego??!!!", "dlaczego on??!!!!"

POLECAM, bo warto.

sobota, 4 marca 2006

marzec...

marzec... taki to dziwny miesiąc.
Pełen 'jesiennej zadumy'...

Mówią, że jesień jest czasem przemyśleń, zadumy, nostalgi... Dla mnie takim czasem jest marzec.
Kolejny miesiąc...
Kolejny marzec...
Trudno mi powiedzieć czy go lubię, czy też nie...
W marcu dziwnie się czuję...bo z jednej strony jest to czas, gdy świat budzi się do życia...a z drugiej strony jest to bardzo smutny czas...pełen wspomnień...i te wspomnienia wywołują w człowieku zarówno radość, jak i smutek.
Kolejny rok...

Jak ten czas szybko płynie...
ach...
:(
Gdy po raz pierwszy usłyszałam tą pieśń to tak normalnie w świecie zakochałam się w niej.... bo jest piękna :) :) :)
O Piękności Niestworzona
Kto Ciebie raz poznał
Ten nic innego kochać nie może
Czuję, że tone w Tobie
Jako jedno ziarenko piasku
W bezdennym oceanie
Czuję, że nie ma ani
Jednej kropli krwi we mnie
Która by nie płonęła
Miłością ku Tobie

Miłosierdzie Boze
Miłosierdzie Boże
Miłosierdzie Boże