środa, 28 listopada 2007

nie zabieraj mi tej nadziei...

teraz wracają do mnie wszystkie tak bardzo skrzętnie ukryte lęki...
na swój sposób wraca przeszłość... przeszłość, która wciąż we mnie żyje, choć wydaje mi się, że się pogodziłam... przeszłość, która jest skrzętnie ukryta... przeszłość, która przywołuje wspomnienia, wspaniałe wspomnienia, kochane wspomnienia... ja nie użalam się. ja nie truję, nie marudzę... mimo tego co mnie spotkało nie zamieniłabym mojego życia na inne. mimo tego co się stało kocham to wszystko co mnie spotkało. tylko czasami tak cholernie tęsknię... (łzy)
gdy Tata zmarł przybrałam pancerz... uciekłam od uczuć, by nie cierpieć... ale prawda była inna... cierpiałam jeszcze bardziej. takie to wszystko dziwne.
a teraz pojawił się on... boję się...

eh, do wszystkiego podchodzę zbyt uczuciowo...
tyle już razy ludzie zranili mnie słowem, zachowaniem...


czego boję się w życiu najbardziej??
chyba tego, że pokocham kogoś całym sercem i niespodziewanie stracę... albo że ktoś mnie tak okrutnie zrani... że będę cierpieć... i znowu sama zostanę... i znowu będę musiała być twarda...
to wszystko jest niczym błędne koło..
takie to smutne... :(

nie chcę być sama
chcę spróbować... i jednocześnie boję się, że mogę zostać zraniona...

takie to wszystko pokręcone!!...

wtorek, 27 listopada 2007

brak tytułu

wygumkowane

w moim życiu wydarzył się CUD ;) a we mnie pełno obaw... więc myślę, rozmyślam...

w moim życiu wydarzył się CUD
niby nic wielkiego, bo przecież to jest "normalne". lecz dla mnie to jest wspaniałe...

wielokrotnie o tym marzyłam, lecz nigdy nie miałam nadziei, że kiedykolwiek te marzenia mogą spełnić się... a tu proszę, NIESPODZIANKA! i jaka miła... :)


to jest takie DZIWNE - innym słowem nie jestem w stanie tego określić...

tyle we mnie lęku... tyle obaw...
a wszystko przez to, że do wszystkiego podchodzę zbyt poważnie; tyle, że inaczej nie potrafię, bo ja życie biorę na serio.
i przez to też/ jednocześnie dużo cierpię, bo wiele osób nie bierze tego naprawdę. dlatego gdy coś nowego dzieje się w moim życiu, ja się zwyczajnie BOJĘ...
boję się, że to tylko bajka... że skończy się w momencie, gdy ja uwierzę, że to dzieje się naprawdę...
boję się, że za bardzo się przywiążę... a potem będę cierpieć "gdy się obudzę"...
boję się, że mogę stracić... więc wolę stać na dystans... więc wolę uciekać...

brak tytułu

wygumkowane

wtorek, 13 listopada 2007

ja Kameleon...

W ostatni weekend byłam w szkole.
W piątek mamy takie zajęcia jak 'Trening umiejętności społecznych'. Odbywają się one w takiej sali pełnej materacy. takie to miłe i luźne zajęcia. Jak na początek dnia to w sam raz; jeszcze w sobotę by się takie przydały, tak na rozluźnienie. :)
Co robimy na tych zajęciach? - najprościej mówiąc ZAMIENIAMY SIĘ W DZIECI :) - malujemy, rozmawiamy, śmiejemy się , poznajemy siebie na wzajem i samych siebie też ;)
Na ostatnich zajęciach mówiliśmy między innymi o 'poznaniu siebie'. Do tego było takie ćwiczenie. mieliśmy narysować na kartkach papieru zwierzątko, które najlepiej nas charakteryzuje. Następnie jedna osoba zbierała wszystkie kartki (ach, niektórzy z nas mają 'talent'... :P ) Kolejny etap ćwiczenia to: każdy z nas losował jedną kartkę z całego pliku zebranych (ważne by nie swoją), i za zadanie miał dopisać 5 cech, które kojarzą mu się z tym zwierzątkiem z kartki.

Były kotki.
Były psy.
Świnka była, motylek i lew, który przypominał jednym kota, a drugim zarośniętego psa :D
I był mój rysunek... - KAMELEON.
I było zdziwienie ludzi.
Wiele razy typowali mnie jako kotka, a tu taki zwierz.

Osoby określające to zwierzątko powiedzieli, że jestem odważna, bo jako jedyna takie zwierzątko narysowałam. I że przez to jestem wyjątkowa. Dalej stwierdzili, że moje oczy dobrze widzą; jestem obserwująca. Poza tym podobno mocno trzymam się na nogach.
Hmmm... może coś w tym jest, jeno ja jeszcze tego nie przyjęłam do swojej świadomości, nie uwierzyłam w to...

Tak, jestem kameleon; tak się czuję.
Żyję w tłumie, lecz mało kto zna mnie; mało kto zna moje uczucia, odczucia, myśli...

Kameleon towarzyszy mi nie od dziś...
W jednym ze swoich pamiętników znalazłam taka notkę:
"W kamuflażu już jestem bardzo dobra - nawet jak jestem smutna, mam problemy, to nikt tego nie zauważy, bo wszystko chowam w siebie" (R.; dn.03.04.2005r.)

Ja kameleon... czuję się zagrożona...
Dlaczego?
- przez chłopca...
Bo on widzi mnie.
On nie widzi zwierzątka, lecz to co jest we mnie, moje prawdziwe "JA"...

Jest we mnie swego rodzaju obawa, że ktoś mnie pozna... - chodzi mi o moje wnętrze, o moje myśli, uczucia i odczucia...
Wiem, że wtedy mogę po prostu poczuć się bezradną; mogę wystraszyć się, uciec w popłochu, i zamknąć się w sobie....
i zostanie mi cierpienie.
Boję się przywiązać.

poniedziałek, 12 listopada 2007

Nie wiem co mam mówić, nie wiem co mam myśleć...
Pojawił się ktoś w moim życiu...

Nie mogę powiedzieć, że się zakochałam od pierwszego wejrzenia - w taki sposób moje serce zdobył tylko Jezus, i to się nie zmieni mimo, iż moje życie zmienia się :)


Hmmm... nie wiem co z tego wyjdzie.
Może nic, a może "coś" - póki co jest za wcześnie by cokolwiek mówić.
Niech "akcja" się rozwinie!

Trochę się boję...
Boję się siebie...
Boję się, że zamknę do siebie drzwi, że odrzucę uczucie, że ucieknę...
A potem będę cierpieć...
Boję się, że za bardzo przywiążę się, a potem stracę... że ktoś może mnie zranić... i będę cierpieć....

Pożyjemy - zobaczymy.

niedziela, 11 listopada 2007

boję się zaufać... :(

Nie wierzę.
Nie ufam.
Tak straszliwie to boli!...

Czy mieliście kiedyś taką sytuację, że...
to co podczas rozmowy z daną osobą jej powiedzieliście zaraz wiedzieli wszyscy?...
- ja wiem co to znaczy.
To boli.

Głupia jestem. Mówię komuś coś, prowadzę rozmowę; zwierzam się... I jednocześnie zastanawiam się, czy dobrze zrobiłam, czy tym razem też powie...
po czym w krótkim, bądź bardzo krótkim czasie, żałuję, bo powiedziała to "coś" ta osoba...
a to miało zostać między nami...
w takiej chwili mam ochotę KRZYCZEĆ!!!
i od razu psuje mi się humor...
I jeszcze słyszę tekst z ust tej osoby:
"Przecież nic złego się nie stało."
I się śmieje/-ą...
I wyczuwam w tym wszystkim ironię, kpinę, żart...

I znowu nienawidzę siebie za to, że - znowu - powiedziałam!!!...
A przecież chciałam tylko tej osobie zaufać, porozmawiać na luzie... potraktować ją jak "bliską" mi osobę; potraktować ją jak przyjaciela...
I DUPA!!
I boli serducho!
I zastanawiam się czemu tak jest?!!!

I zwyczajnie chce mi się PŁAKAĆ i KRZYCZEĆ jednocześnie...

smutne

sobota, 10 listopada 2007

dziwna zazdrość

Nie rozumiem swojego zachowania... tego jak zachowałam się.
Może nie zauważyli... - może.
Nie wiem czemu tak zareagowałam...
Chyba zatęskniłam za czymś... za tą radością beztroską...
Jakie są moje wspomnienia?
Kochane miałam dzieciństwo, rodzinę... i nadal mam ich kochanych... mimo wszystko
Lecz brakuje mi...
Zwyczajnie wzięła mnie zazdrość...
- takie to GŁUPIE!
takie DZIECINNE!!
Mimowolnie spływają mi łzy...
Byłam dzieckiem kiedy Tata zachorował, i potem zmarł... bo 15 lat to dla mnie nie jest "dorosłość".

Zazwyczaj podchodzę do wszystkiego na LUZIE, tylko wyjątkowo dzisiaj rano tak jakoś mnie wzięło...
I pozazdrościłam im (Izie i XXX), że mogą spędzać czas ze swoimi ojcami...
Taka głupia to zazdrość...
Nie wiadomo skąd temat rozmowy zszedł na tory gadania o śmierci; kto im/ nam już zmarł z rodziny...
bleeee!!!
Ciekawe czy zauważyli moje "zlanie tematu".
Miałam ochotę powiedzieć im bądź nawet krzyknąć, żeby przestali, że nie chcę słuchać, że tęsknię...

Tak bardzo chciałabym przytulić=wtulić się w Taty ramiona i poczuć się bezpiecznie.
Tęsknię...
A tu trzeba żyć i trzymać się twardo.
Nawet w śnie już dawno do mnie nie przyszedł...

Czasem tak mam... że chciałabym i wiem, ze nie mogę; że nie da to rady; że to nierealne...

Gdyby nie zdjęcia to ciężko byłoby mi tak dokładnie przypomnieć sobie Jego twarz.

Kocham i tęsknię...
a łzy lecą... lecą ciurkiem po policzkach...
albo w sercu... - tam częściej
bo ich nikt nie widzi...
bo to takie dziwne, głupie, trudne do wytłumaczenia...
bo nie można poddawać się uczuciom...
bo muszę trzymać się i to wszystko twardo...
bo boję się okazać tego co czuję...
bo po co - ludzie tego nie (z)rozumieją...

Tatku, chciałabym znowu móc wtulić się w Twe ramiona

...

sobota, 3 listopada 2007