wtorek, 20 grudnia 2016

Wczoraj mnie mój kierownik wyróżnił na tle wszystkich pracowników...
Dostałam mniej kasy "na święta"
Ten nowy ar co pracuje u nas od czerwca dostał pełną kwotę...
Osoba która była dłużej na chorobowym niż ja tak samo.
Dziewczyna która jest na macierzyńskim w ogóle nie dostała.
Pozostałe były na osobnych listach....
A ja dostałam o 2 stówy mniej!
Co za wyróżnienie, q...wa!

...

I niech mi ktoś powie, że mnie tu lubią.

A człowiek się dalej starał. wrócił i traktował ich wszystkich "po staremu", nie wchodził w cokolwiek... a oni i tak mają mnie w D...

Jak ja tych ludzi nie trawię.

W czym im przeszkadzam?

...

Ekh, i znowu nic... znowu okres przyszedł... :(

piątek, 9 grudnia 2016

:)

Dzisiaj spotkałam Anioła :) dzielna piekna Kobietę o cudownej duszy, słuchającą a nie słyszącą tylko. Wielki Szacun dla Pani. Dziękuję za rozmowę. Było mi niezwykle miło. taki Promyk w tym ostatnio zakręconym pełnym bólu złości (dotyczącego duszy i psychiki ) zyciu...
Dziękuję za wiarę za nadzieję.

Zrobiłam tort :) dzięki Pani :) :) :)

Chodzę niesamowicie dumna z siebie :)
Cieszę się jak dziecko.

Dziękuję  <3


wtorek, 6 grudnia 2016

Nie wiem co ma w sobie ten grudzień, że zawsze mam wtedy doła....
Kończy się rok, i zaczyna jednocześnie dla mnie bo urodziny mam w tym miesiącu...

Wszyscy traktują mnie lekceważąco... w rodzinie.
Ciągle wszystko robię źle.

Tak bardzo chciałabym coś zmienić, osiągnąć, by byli dumni ze mnie...

W ich oczach nie nadaję się do niczego.

Taki mnie targa silny ból serca...

Tak pragnę zajść w ciążę i się stąd wynieść. Zgubić telefon, i by nikt nie miał ze mną możliwości kontaktu.

Im bardziej się staramy tym mniej wychodzi, a przestać myśleć nie potrafię...

Tak mi żal Ciebie Aniołku... tak bardzo mi żal :(

Byle do świąt przetrwać ten czas. i oby jakoś do nowego roku i zaś zacznie biegnąc rok...

Tyle we mnie jest uczuć... a wciąż mi jakoś nie chce się, ściska mnie, by to powiedzieć - wyrzucić wszystko z siebie...

poniedziałek, 28 listopada 2016

Czasem mam tak że sama nie wiem co się ze mną dzieje... łzy po prostu ciurkiem lecą. jak dziś teraz. I nie potrafię tego opanować.... jest mi tak szalenie bardzo źle, bardzo. Czuję się tak bardzo samotna, pomimo całej rodziny i znajomych przyjaciół... tak bardzo mi źle.
Czuję się że wciąż ktoś czegoś ode mnie chce ode mnie wymaga a dla mnie nikt nic nie robią... każdy spełnia swoje marzenia... ludzie żyją tak radośnie idą pełnią życia przez życie... a ja - zgasłam.
Niby żyję też normalnie jednakże ciągle w sercu noszę ten ból tą tęsknotę... i boję się że długo za długo będzie mi czekać dalej... to mnie załamuje.
Kiedy ten czas tak zlecial?
Czemu mam tak pod górę?
Dlaczego mnie muszą zawsze takie "kwiatki" dawać? ....

Cały czas w moim życiu jesteś... I pamiętam nieustannie. I brak mi Cię... tak bardzo mi żal i smutno, że nie przeżyłeś, że odeszles nim się narodziles...

Ekhhh...

Czy kiedykolwiek będzie lepiej?
Czemu jest tak pod górę?
Dlaczego nie mogę być szczęśliwa, cieszyć się życiem?
Dlaczego jest ciągle coś nie tak...

Mój Aniołku kochany :*

Kiedy mi się ludzie pytają o dziecko odpowiadam otwarcie już jedno odeszło... dziwią się. Czym? Że usłyszeli prawdę, że nie kryje tego?
Dlaczego niektórzy ze środowiska wstydzą się tego co mnie spotkało, wypowiadają się tak jakoś na około. Co w tym wstydzacego? !

Kurwa, mam dosyć wszystkiego.

Z dziką chęcią bym uciekła.... całkowicie sama, gdzieś gdziekolwiek ...

Kiedy w końcu zacznie być lepiej?

...

:(

wtorek, 8 listopada 2016

Czy też odczuwacie to ze czujecie się niesamowicie samotni w swoich rodzinach środowisku wśród bliskich... tak mega bardzo samotni.

Ciągle się staram zabiegam chce jak najlepiej.
Ale chyba już przesteje mi się chcieć

Chyba najwyższy czas odpuścić. Bo przecież po co robić coś wbrew sobie, skoro się nie czuje tego?

Niech się inny postarają. Niech pokażą że w tym całym pędzie życia do lepszego jutra, zależy im na MNIE.
Że nie jestem tylko meblem trofeem bądź kimś kto od zawsze był jest i musi być

Ja żyję. Ja mam uczucia. Ja czuję się samotna wśród swoich,  w moim życiu.
Czuję się bardzo źle. jakbym była tylko wtedy kiedy jest po innych myśli, kiedy mam być w życiach osób tylko według ich zasad, gdzie nie patrzą na moja duszę.

Ja ciągle musze ustępować, być rozważna itepe... więc mówię, że już mi się nie chce. tego wszystkiego trzymać. Niech inni pokażą, potrzymaja, postarają się.

No dalej, do dzieła. a ja sobie odpoczne

...

sobota, 5 listopada 2016

Takie tam trochę o pracy...

Głupie to, czuję stres w sobie, że jestem chora, że nie pójdę do pracy... że czy po powrocie ze zwolnienia nie będzie żadnego docinka... głupie to, ale czuję się źle przez to.

Tak się powie, że jest ok, ale stres mam często... takie głupie, może wyolbrzymione, ale czasem ogarniaja mój umysł...

W pracy względny spokój, choć:
- nie dostałam dodatku na odzież robocza, bo ponoć za krótko pracuję, choć to dane jest na ten rok, więc powinnam dostać,  bo do grudnia to będzie 5 miesięcy jak pracuje na tym nowym stanowisku
- zaś mi powiedział kierownik bym więcej wyjeżdżała, tylko pytam się gdzie? Bo terenu jeszcze nie dostałam i zakresu obowiązków też nie. A poza tym mam taką stertę papierowej roboty że masakra...
- koleżanki przy różnych okazjach mi dogryzają - ideały się znalazły. Co jak co, ale nie wykonywania odpowiednio pracy to mi niech nikt nie zarzuca, bo zawsze sumiennie do wszystkiego pochodziłam i podchodzę
- koleżanka otwarcie powiedziała, że odejdzie dopiero jak inna taka wróci z macierzyskiego by oddać jej swoje miejsce... tylko czy po licencjacie można wykonywać to stanowisko? U nas widać wszystko można...
- znowu bywają sytuacje, że mam być do niezastąpienia... a przecież chcieli się mnie pozbyć
- dam ci urlop a może nie bo kto to zrobi za ciebie - a to ja robie działkę kierownika...
- kierownik dalej jest tak uwikłany w jakieś układy, że BOI SIĘ wydać poleceń służbowych innym pracownikom tj innej osobie... ja nie wiem,m o co chodzi, mnie wiecznie zastraszał, a tu boi się pracownicy...
- widać dalej że inni mają fory... pamiętam jak mnie wytykali że jadę do rodzin po południu, że chce poczekać do powrotu dzieci ze szkoły, że mam wracać przed końcem pracy do pracy, a tu proszę bardzo da się tak kiedy ktoś inny piastuje moje stare stanowisko...
- w ogóle w pracy są równi i równiejsi... spóźniają się nagminnie i wychodzą przedwcześnie.... a gdyby to trafiło na mnie to byłby przytyk na pewno...
- a jakie kumoterstwo nastało... bez konkursów albo z ustawionymi konkursami są przyjmowane osoby do pracy, i jak się okazuje sama rodzina w dziale pracuje... tylko ja obca.
- odkąd wróciłam po chorobowym tamtym od nikogo nie usłyszałam "przykro mi ze tak się stało" - żadna koleżanka z działu tak mi nie powiedziała... nie musi, ale miło by było
- widzę, że traktują mnie i akceptują bo muszą, ale przy nadarzającej okazji muszą dogryźć...
- jak wrócą dziewczyny z macierzyńskich to co będziesz robić gdzie będziesz siedzieć - słyszę od "koleżanek". .. a co to mój problem?  - niech kierownik się martwi. Wypadało by powiedzieć słowami, które kiedyś mi powiedział kierownik,  że do kotłowni...
- w całym zakładzie pracy ciągle są jakieś ploty na mój temat, ciągle czegoś nowego o sobie się dowiaduję...
- a kierownik był chwile taki szczęśliwy, gdy się dowiedział że szukam pracy w rejonach męża... ale pech, nie wyszło. Biedny kierownik jeszcze nie wie ile czasu, będzie musiał ze mną się męczyć... tylko kiedy w końcu odejdę to kto będzie tak sumiennie wykonywał tą całą robotę jak ja? Kiedy reszta się ceni i a kierownik boi się im wydać poleceń służbowych, bo wie, że go oleją i nie wykonają tego o co prosi bądź każe...

Absurd.

Że też nie jest tak łatwo znaleźć pracę u męża :/ jak długo będziemy tak żyć? Ekh. No damy radę, damy, ale to nie to...

Ale z nadzieją trza iść że w końcu uda się...

środa, 2 listopada 2016

Panie Fejskuku, ostatnio łapie się na tym, że tylko Ty jesteś przy mnie... kiedy bym nie zapragnela Cię odwiedzić to jesteś. Czekasz by zawsze pokazać co u Ciebie słychać.
Przeglądam Cię bez celu w poszukiwaniu sama nie wiem czego.  Po prostu wspólnie zabijamy ten czas.

Zycie ze mnie ulecialo. gdzieś kiedyś dawno. Nie ma mnie.
Obijam się bez celu. Tęsknię za.... wieloma rzeczami. Czuję się nic niewarta, mała, do niczego. Nie mam siły by walczyć, by iść i pokonywać wyzwania i dążyć do spełnienia swoich marzeń.

Mam wielkiego niechcemisia, którego nie potrafię zwalczyć.

Brak we mnie zapału, chęci, radości życia...

Żyje bo muszę. Ciągle jest źle. ciągle czuje, ze coś robię źle, nie tak jak by inni chcieli. Całe życie czuje wielki wyrzut na swoich ramionach, że żyje nie tak jakby to ktoś chciał... jakby chcieli tego wszyscy wkoło.

Nikt mnie nie słyszy. każdy chce bym była taka jak oni to widzą, we wszystkim..

Mam dosyć, i jednocześnie nie potrafię dźwigąć się z tego... brak mi wiary, siły i wsparcia.

Jakoś tak do dupy mi jest....

Byle jak mi.
Pisać czy nie, sama nie wiem. Z jednej strony chciałabym się wypisać, ale z drugiej gdy mam tą myśl przychodzi druga, że po co to....

Czuję się bardzo samotna. W tym wszystkim. teraz ostatnio. Pogubilam się. Sama nie wiem, co myśleć.
Jest mi niewyobrażalne źle, ale nikt tego nie widzi. bo przecież ja wg innych nie mogę mieć źle, co narzekam.

Jestem zmęczona. Najchętniej wzielabym urlop o czasie bliżej nieokreślonym i sobie pojechała, gdzieś sama....

Czuje się nijak, źle i do niczego.

:(

środa, 12 października 2016

Za chwilę minie pół roku po naszym ślubie.... a my dalej osobno :/
Ja tu, Ty tam.
Ile tak będziemy mieszkać?
Smutno mi z tego powodu... ale wiem, że nie ma co puścić się wszystko, jedno z nas musi mieć stały dochód...

Aniołku, mój Drogi, proszę Cię pomódl się tam z Nieba za Rodziców swoich, pomóż nam stworzyć w końcu DOM bym miała Komu opowiadać o tym jaki Jesteś Kochany  <3

Mimo iż wiele ludzi, mówi mi, żebym zapomniała, że wielu Kobietom to się zdarza, ja chcę byś żył w moim sercu :*

Z miłości pobralismy się, nie patrząc na odległość, w związku z tym proszę Cię Panie Boże pomóż nam w końcu to wszystko połączyć w całość, no bo ile będziemy tak żyć?

Ekh :/

wtorek, 11 października 2016

Czy jestem mamą?

Aniołku mój kochany, czy ja jestem mimo wszystko, mamą?

Krótko ze mną byłeś, ktoś by powiedział, że skoro ruchów nie ma to jeszcze nie czuć dziecka...
Ale ja Cię czułam, serduszko słyszałam; ja Cię mój Skarbeczku kochałam.... kocham Cię dalej.
I tak mi szalenie Ciebie brak.

Moje Najdroższe Najkochańsze Upragnione... nim przyszło to odeszło.
Nie chcę zapomnieć o Tobie i nie chcę by reszta traktowała tą sprawę tak jakby "nic się nie stało" albo że "do następnego".
Dla mnie BYŁEŚ, we mnie żyłeś.

Czasem mam myśli, kim byś był, czy Chłopczykiem czy Dziewczynką.... ale na dobrą sprawę to nie istotne, chciałabym byś był....
Choć mi się marzy byś mi się przyśnił...

Mam nadzieje, że faktycznie jesteś tam w Niebie, że słyszysz mnie, nawet jak głośno nic nie mówię i nie daje po sobie nic poznać... mam nadzieję, że jesteś przy mnie mój Maluszku.

Chciałabym i jednocześnie bardzo boję się starać o Rodzeństwo dla Ciebie, bo
nie chcę byś pomyślał sobie, że już Cię przestałam kochać - w moim sercu zawsze będzie..

boje się, że znowu po tym co się stało przy kolejnym Maluszku stres może mnie zeżeć....

bojęsię, że jak raz straciłam, to mogę stracić i kolejny raz.... (a nie wiem, czy bym dała radę już...)

Chciałabym by się w końcu wszystko zaczęło układać w tym moim życiu.

Pamiętam, że jak trafiłam do szpitala, to bardzo się modliłam byś przeżył.... wolałabym byś się urodził chory bądź choć chwilę żył, ale bym mogła Cię utulić Cię w ramionach... - niestety nie było mi to dane ; (

od strony religii, można powiedzieć, że Bóg tak chciał i że On wie co dla nas dobre... niby tak, ale mega trudno w to uwierzyć teraz w tym.

Tak bardzo boli to co się stało w sercu.

W pracy też dalej nie potrafię wyluzować się. Ciągle w głowie chodzi mi "uwazaj" , "miej się na baczności". Ogólnie póki co jest ok ale strach że każdego dnia może to zniknąć został we mnie... :/

Mój Malutki Dzidziusiu, którego za szybko straciłam, Kocham Cię, na zawsze :* <3

czwartek, 6 października 2016

Ekh :(

Jestem MISTRZEM w ukrywaniu tego co mnie BOLI!
Nikt nie widzi, nikt się nie spodziewa, że tak niesamowicie ciężko mi na SERCU jest.... :(

Zmęczona jestem niemiłosiernie tym wszystkim co mnie męczy, tym wszystkim co siedzi w mojej głowie.... ale nie potrafię się tego pozbyć. wraca to wszystko do mnie jak bumerang...

:(

wtorek, 4 października 2016

takie tam...

To nie da się tak wyjaśnić, nie da się tak zapomnieć....

Łapię się na tym, że czasem dopada mnie taki ból serca straszny, duchowy...
Łapie się na tym, że dopada mnie tak ciężki oddech, który najchętniej wybuchnął by nieopisanym szlochem...

Ekh....

Zycie toczy się dalej, ale nie przeżyte uczucia emocje są dalej...

Do pokoju teraz powoli odpoczywamy po tym wszystkim... dopiero teraz odczuwam ten wysiłek psychiczny, który mnie dopadł...

Jestem niebywale zmęczona!

Ekh :/

Tęsknię za mężem. Tęsknię za moim Aniolkiem, o którym zapomnieć nie potrafię. Tęsknię za spokijem, wytchnienie....

Najchętniej bym się schowała. Pojechała gdzieś całkiem sama. Jestem zmęczona.
Kotecek zabiega o siebie. Nie wierzy w Nas. ciągle truje by tu się osiedlic.
Nie chce tu.
Tu się duszę!
Tu przytłacza mnie wszystko.

Chciałabym zamieszkać sama z mężem. chciałabym cieszyć się z tego bycia razem. Chciałabym się jeszcze śmiać, tak od serca.

Czasem mnie ostat napawa lęk, czy jak minie te pół roku to jak będzie, czy się uda, czy będzie dobrze itp.... wiem, że nie powinnam myśleć stresować się czy nakręcąć, ale nie potrafię... to się robi pomino mnie.... :(

Ekh...
Zmęczona jestem

piątek, 16 września 2016

Właśnie jadę pociągiem do szkoły... kolejnej. Przyda się czy nie przyda... ciągle się nad tym zastanawiam, ale robię. Nie chce mi się, z czysto człowieczego zmęczenia, ale robię, bo chcę ;)
Na tym póki co zaprzestanę ale nie zakończę.

Męczy mnie powoli takie życie na odległość... Chciałabym być juz mieszkać z mężem.
Ale koleżanka mnie pociesza, że ona ze swoim zamieszkała po prawie dwóch latach, bo była w podobnej sytuacji. Damy radę.
Tydzień leci za tygodniem. damy radę.

czwartek, 15 września 2016

Czyżby miało to być pożegnanie...?

To nie jest tak łatwo zapomnieć o Tobie... wszystko wkoło boli.
Wszystkie płodne nagle stały się.... brzuchy pokazują, o brzuchach mówią, cieszą się... a ja..... ;(
Dzisiaj w robocie prawie się z tego słyszenia wszystkiego popłakałam. Dobrze, że taka fajna koleżanka weszła to udało mi się opanować.

Mój Maluszku ; (
Dlaczego nie było mi dane Ciebie mieć dalej pod sercem....?

Kochane moje Małe....

W pracy nikt (z tych z działu) nie jest w stanie powiedzieć, że mi współczuje itp. od żadnej jeszcze nie usłyszałam tego.

Za to słyszę wciąż o porodach, poczęciach, problemach które przezwyciężyli. nawet u tych co długo się starali słychać coś w rodzaju 'mnie się udało, jestem lepsza'.

Czasem się zastanawiam jaki to wszystko miało cel...
Czasem się zastanawiam jak to jest....
Czasem zdarza mi się jeszcze że patrze w lustro, dotykam swe ciało, kładę rękę na brzuchu i przychodzi w momencie wielki ból i nienawiść... rozpacz. Gdzie jesteś mój Maluszku Kochany....

Wszyscy Cię tu pokochali.... a Ty odeszles, nikt się tego nie spodziewał, nikt.

Ciągle w sercu mam ten strach... to przerażenie. Krwawie. co jest?
Strach, dygotanie i kołatanie serca...

W dniu przyjęcia lekarz daje jeszcze maleńka nadzieję, że zobaczymy co będzie... słyszę jak mówi do kogoś, że szans dużych nie daje... całą noc się modliłam byś przeżył... koszmar.  A Ty odeszles. ;( poranne badanie, i już Cię nie było... pusty pecherzyk.
Ja nie wiedziałam, co do mnie mówią lekarze.... I jak to?! Przecież wczoraj jeszcze widziałam na monitorze, na usg Ciebie... a "dziś Cię nie ma". Myślę sobie, może coś źle, może źle zbadali... nieprawda... to nie może być prawda...
Lekarz przekazał informację i już wymaga mojej decyzji co dalej. ja w szoku jestem. nie dociera jeszcze do mnie co się stało, a on się pyta co robimy... Drugi lekarz widzi mój szok, moje oszołomionie, mówi, żebym się zastanawiła, że później dam decyzję... do wyboru miałam wrócić do domu albo urodzić...
Do pokoju jakoś chyba sama, nie pamiętam, wróciłam. Chciałam czekać ale moi bliscy wytlimaczyli, że już nie żyjesz, że już Cię nie ma... że odeszles kilka tygodni temu już...
Przyszła moja pani dr do której chodziłam... zero "współczuję", tylko decyzja ją interesowała.... I że gdybym chciała psychologa to bym zgłosiła się do pielęgniarek.... (kurwa mać, psycholog to powinien być obligatoryjnie, a nie że jeżeli będę chciała... ja w szoku byłam )
Dostałam tabletki na wywołanie porodu, poronienia, czy jak się to tam nazywa...

Rodziłam dwa dni.... krew litrami ze mnie schodziła... pierwszą dobę, cała noc spędziłam praktycznie na kiblu rodząc to co po Tobie zostało... w całkowitej samotności. Tylko ja łzy i resztki Ciebie nieustannie chlupały do wody... cały kibel był w krwi.
Tak Cię straciłam. ; (

Dobrze, że miałam jedynkę salę.
Dobrze, że na łóżko było w miarę blisko z łazienki, by odpocząć choć na chwilę.... bo pielęgniarki nie zaglądały za często by się dowiedzieć czy żyję.

Wspólne posiłki na stklowce z ciężarówkami - porażka systemu.

Dwa dni rodziłam by ciągle coś było widoczne na usg.... trzeciego dnia zdecydowali, że jednak musi odbyć się zabieg, bo jeszcze coś zostało....

Tajemnica pełnej narkozy pozostanie dla mnie, jak z sali zabiegowej trafiłam na swoje łóżko, które czekało na mnie na korytarzu... nie wiem ile trwał zabieg ani ile spałam.  W tym dniu modliłam się by już okazało się, że jest wszystko ok i żebym mogła już iść do domu... (choć tu się zaczynał kolejny strach.... przed powrotem do pracy... dlaczego? - wiadomo ze wcześniejszych postów )

Czemu nie pobralam materiału do badania genetycznego, czemu nie starałam się o macierzyńskie i inne świadczenia.... - a co bym miała zrobić z aktem urodzenia i zgonu jednocześnie....?

Pochowałam Cię w sercu. Nie, dalej w nim żyjesz.
Czasem się zastanawiam, czy byłbyś Antosiem, czy Asią...
Pragnę byś mi się przyśnił, byś się pokazał mnie - mamie... ; (

Chciałabym nie czuć już tego bólu.... tego poczucia bycia gorszą, bo straciłam Cię.... ; (
I mimo szczerych chęci, czasem, często nie potrafię... i tak ciężko mi żyć z tym wszystkim.

Chciałabym byś miał rodzeństwo, tylko błagam, nie zabieraj ich do siebie.... boje się tego bardzo, że tak może się stać...
Chciałabym się znów zacząć starać i jednocześnie ciągle jeszcze nie czas, jeszcze jakieś badania, bo lekarza zmieniłam (!)

Smutno mi bez Ciebie. Tata Twój daleko. Proszę, czuwaj tam - z Nieba - nad nami... by się udały wszystkie rzeczy, które rozpoczęliśmy teraz... by nie trzeba było długo czekać na Twoje Rodzeństwo.

Kocham Cię mój Maluszku i szalenie tęsknię za Tobą

Twoja Mama :*

;(

wtorek, 13 września 2016

A teraz nastał czas na "wybielanie się"

Dzisiaj szef zebrał nas na spotkanie,  że i zaczął się wybielać. Że od władzy wyższej dowiedział się, że mobbing w robocie stosuje, że on się nie przyznaje, i że nie rozumie skąd takie podejście, skąd takie zachowanie i żąda od nas deklaracji, kto i co ma do niego i byśmy się wypowiedzieli.
Że on serce na dłoni nam daje a my na niego skarżymy, że kłamiemy, że zmyslamy...

I to co mnie najbardziej wewnętrznie rozbawiło, że wszystko co dzieje się w pracy to tajemnica służbowa i nikt nie powinien się o tym dowiedzieć; że to wszystkie ustawy mówią i to jest poważne przewinienie mówiąc osobom trzecim o takich sprawach.

I że dwie osoby się skarżyły, i niech się przyznają i powiedzą co mają do kierownika.

Mój kierownik myli widać pojęcia, i dalej wychodzi nieznajomość ustaw u niego, bo mówiąc ze tajemnica służbową jest to jakie on ma podejście do podwładnych to sam się pokazuje, że nie zna tematu...

Nikt z pracy nie wynosi spraw którymi się zajmuje, nie ujawnia danych, spraw, które się toczą. ale na temat atmosfery w pracy oraz tego jak procodawca cie traktuje i jak mimo tego że on tego nie widzi, mobbinguje cię, nie przejdę obojętnie.

Za dużo przeszłam, za dużo straciłam. a teraz mam wysłuchiwać tych kłamstw, że kierownik jest niczemu niewinny, a te dwie osoby co czują się mobbingowane kręcą i kłamią...

O nie, nikt mi nie wmowi mojej winy, i nikt się w moich oczach nie zdoła wybielić, bo ja prawdę znam.

Nie po t przeżyłam to wszystko.
Nie po to straciłam Dziecko....

poniedziałek, 12 września 2016

Najtrudniej pozwolić odejść...

Najtrudniej...

Czasem się tak zastanawiam, czy mi się to wszystko przyśniło, czy może to jakaś fatamorgana... czy to wszystko co się stało to prawda?!...
I niestety wszystko wskazuje na to, że niestety tak...
...

Tyle razy zabieram się za to... tyle razy... i zawsze dochodzę do tego samego miejsca...
Tu chce (coś z siebie wydusić), a tu nie mogę, bo dech w pirsiach zatyka...

...

piątek, 9 września 2016

O kobietach dzieciach i okresie...

Może nie tyczy się to wszystkich... ale ja piszę z punktu widzenia swojego i moich koleżanek, że

dla kobiet, które straciły dziecko w czasie ciąży oraz dla tych, które z ciągłymi niepowodzeniami starają się o dziecko nie ma nic gorszego niż dostać okres... ten ból serca, który temu stanu towarzyszy jest mega mega nie do opisania...
:(

a za tym bólem czają się myśli czarne... dlaczego ja... dlaczego wciąż nie... kiedy się uda... i czy się w końcu uda... czy warto myśleć, marzyć, wierzyć.

...

środa, 7 września 2016

To jeszcze nie ten czas....

To jeszcze jednak nie ten czas... na taką zmianę.
Jeszcze zostaję tu.
Ale to wszystko dało mi siłę w sobie, do walki o siebie, i o nas :)

środa, 31 sierpnia 2016

Kolejny głęboki wdech-wydech

Ufff

Stoję przed nowym
Byłam dzisiaj na rozmowie o pracę.
Chcą mnie!
Mnie.

Zacznę od nowa.
Praca od najniższej, od czasu próby i czasu określonego... ale idę próbuję. Ktoś daje mi szansę, wyciąga rękę, idę.
Jak się uda, jak sobie poradzę, to będzie super. jak nie, to nie będę żałować, że nie spróbowałam.

Nowe środowisko.
Nowi ludzie.
Nowe życie.

Ktoś mnie chce.
Nie jestem taka najgorsza jak sądzono o mnie i jak mi wmawiano.

Przez tamtą pracę straciłam poczucie wartości, radość życia, moje Dzieciątko.... chyba to zbyt wiele jak na jedną osobę.. gdzie tu humanitaryzm?

Ponad 4 lata pracy w jednej firmie, dobre 2 lata dyskryminacji i mobbingu.
...
Wystarczy!

Czas najwyższy zacząć żyć z mężem pod jednym dachem. Czas najwyższy zacząć żyć.

Czas najwyższy zacząć się cieszyć znowu z życia i śmiać w duszy i sercu.

Czas na zmiany.
Czas zacząć próbować.
Czas zacząć żyć odważnie.

Wiem, że umiem, wiem, że potrafię, wiem, że dam radę. Mój mąż we mnie wierzy. Czas uwierzyć i mnie samej.

Kisić się nie będę w sosie ochów i achów. Za długo to trwało. za długo mnie kopano.

Stres mobilizujacy to co innego niż stres przed tym co dzisiejszego dnia mnie spotka w pracy i czy znowu się wyżyją na mnie, czy dzisiaj sobie odpuszczą.

Idę. Zaczynam. Próbuję.
Trzeba być odważnym w życiu.

"Aniele Boży, Stróżu mój, Ty ZAWSZE przy mnie stój".

piątek, 26 sierpnia 2016

To już dwa miesiące... [*]
:(

Mężu mój, kocham Cię :*

wtorek, 23 sierpnia 2016

Kolejny dzień...

Właśnie rozpoczyna się środa. Na zegarku 6.19... to już późno! Zaraz muszę wyjeżdżać.
Juz chcę by była 15... już mam dosyć. Bo teraz dla odmiany... nie mam co robić w tej robocie. Szef nie dał mi żadne zakresu obowiązków. Po prostu siedzę.
Ktoś by powiedział, że to luksus, siedzieć, nie mieć nic i kasę brać. Tylko, że mnie takie rozwiązanie nie cieszy. dobrze, że istnieją ustawy, które pochłaniam... coś wyniose pozytywnego z tego zawsze. Tylko niech mi kurna później nie zarzucają, że nic nie robię.
Wkurwia mnie to wszystko! !!!!!

...

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Co ja tutaj robię?!

Dzisiaj w pracy znowu zadałam sobie to pytanie......
CO JA TUTAJ ROBIĘ???!!!!!

...

Praca jest do dupy. Do dupy bo nie dostałam swojego zakresu nowych obowiązków... bo nie mam co robić.
A koleżanki z działu traktują mnie jakbym nie istniała...
Dalej czuje się niechciana tam, nie szanowana. I te wszystkie uśmieszki i szeptania i milknięcia gdy się pojawiam...

Masakra.
Czasem mam ochotę jebnąć to wszystko i tyle. W sumie to już nie czasem, to już często.

...

niedziela, 21 sierpnia 2016

Minęły jakimś cudem dwa tygodnie....
Docinki się skończyły, ale wg mnie to kwestia czasu.
Kierownik wraz z współpracownikami z działu dają mi odczuć ze mnie nie lubią. OK, nie muszą. Ale jeżeli o pracę tj o współpracę to też nie są za pomocą.  Cały czas podkreślała dziewczynę która jest na zwolnieniu, by sobie do niej dzwonić i ją prosić o pomoc, by na jej kontach pracować ...

Kiedy ja proszę te z działu o pomoc to odpowiadają przez przymus, utrudniają.
Ogólnie to nie mamy o czym rozmawiać. Traktują mnie jak powietrze. Dajmy na to jest sytuacja że stoimy razem, to tak się zachowują jakby mnie tak nie było, jedność z kierownikiem trzymają, miny i przewracanie oczami dalej jest. Gdy pytam się bo dostałam dla mnie obcą działkę to odpowiadają tak jakby to im ból sprawiało ból albo mówią coś w deseń, że co ja nie wiem, przecież to takie proste i w "przelocie" tłumaczą co do czego,  tak że nawet nie masz czasu zanotować a co dopiero zapamiętać.

Dostałam nowe stanowisko... mimo iż powinnam wrócić na stare.
Nie dostałam nowego zakresu obowiązków, czyli dalej obowiązuje mnie stary.
Zastanawiam się czy dostanę nowe dodatki które przysługują na tym stanowisku obligatoryjnie... póki co cisza.
Kierownik i tak mnie oszukał na pensji, o niby dał wzrost od miesiąca powrotu czyli lipca, ale okazuje się ze to były podwyżki odgórne dla wszystkich od kilku miesięcy wstecz.
Nawet źle mówię, był wzrost podstawy co by w przyszłym roku nikt nie pracował na najniższej krajowej oraz podwyżki.
To wszystko ponoć było od miesięcy w których jeszcze pracowałam, ale mnie się nie dostało.

Czuję że znowu chcą bym była tam takim popychadłem i robiła to wszystko za osoby które przebywają na dłuższych zwolnieniach, a ten nowe stanowiskowy ma być tylko taka przykrywką formalna co by się nikt nie czepiał.

Nowe stanowisko... kiedy pytam się kierownika jak do danej rzeczy podejdc to znowu raz mówi tak innym tak, tak że ja musze świecić oczami przed klientami sciemniac , bo zamiast raz kierownik powiedzieć mi poprawnie to ten tak cedzi... a skąd ja mam to wiedzieć jak dopiero się uczę tego fachu. A dla niego to takie ooo... I tylko ustawy nie czytelas? - ustawę przeczytałam ale nie ma tam tego co on mówi, poza tym nie wiem kiedy dać dany rodzaj zasiłku, bo ludzie w tych wnioskach piszą bzdety....

A do dupy to.

Czas odejść stamtąd. Nie dla tego że nie daje rady. bo ja koleżanki z innych takich zakładów mam i dzięki nim wiem dużo uczę się i liczyć zawsze mogę.
Ale po prostu czas zmienić środowisko, na atmosferę bardziej normalna.
A tam niech te wszystkie przemadre pańcie zostaną i kiszą się w swoim sosie, wzajemnej adoracji, nieszczerości i obgadywania się jak tylko jednej jeden dzień by w robocie nie było. Chore towarzystwo.

czwartek, 4 sierpnia 2016

Uf, przesyłam całą noc. jak się położyłam wieczorem tak tak samo rano się obudziłam, a może i spalabym jeszcze...

To znak, że zmęczona jestem
Ale czy to znak, że koniec już? Słabo w to wierzę


Dopiero teraz widzę jak jestem zmęczona. Każdy mięsień mnie boli, brakuje mi świeżego powietrza, marzy mi się tak lekko odetchnąć . i lewa strona mnie boli w podbrzuszu... czyżby nadzwigaka się za bardzo?

Marzą mi się wakacje, odsapnąć gdzieś poza tym wszystkim.
Ale w sumie to i tak nie wiem, czy chce tam pracować. Zbrzydło mi to towarzystwo.

Czas pokaże

środa, 3 sierpnia 2016

Niby ok, ale podświadomości nie oszukasz..
Nocne koszmary i dalej to kołatanie serca zaraz po tym jak budzik zadzwoni...
A do tego wszystkiego jeszcze zaczyna wszystkiego mnie wkurzać w życiu prywatnym... byle co wyprowadzać mnie z równowagi i zaś kołatanie serca i problemy z oddychaniem... duszności lekkich wówczas dostaję.

Muszę się wyciszyć ale nie potrafię :/

wtorek, 2 sierpnia 2016

łzy...

Pierwszy raz >od nie pamiętam kiedy< te łzy co mi z oczu kapią cały dzisiejszy wieczór to są łzy ulgi.

Ktoś nie przeszedł obojętnie...
Ktoś podał rękę...
Ktoś nie olał, nie stwierdził, że co mnie to obchodzi...

Łzy ulgi, że w końcu koniec tego wszystkiego....
Może jeszcze daleki ale ważne, że zaczął się początek tego końca...

Boże, jaka wielka ulga!
Tylko DLACZEGO musiałam tyle przejść... :(

Nie pojmuję tego wszystko! !!!!!!!!

Ekh...

Ostani czas to strach, ciągły i przed wszystkim. Boję się wyjść do WC, wyjść tak po prostu z pokoju, rozptostować kości.
Aż niektóre same koleżanki mówią, że nie mogę być więźniem pokoju... ale ja się boję. I wolę siedzieć cały ten czas tam niż wychodząc gdzieś być jeszcze dodatkowo narażonym na inne obawy stresu.

Juz mi wystarczy

Chciałabym się wyspać ale wieczorem jestem tak wyplakana zmęczona że zasnąć nie mogę....
A rano ze strachem z kołataniem serca wstaję....

I co mi da ta "miła" teraz atmosfera, kiedy to jak się czuję jest z tytułu tego jaką kiedyś tam była atmosfera...

Nie wierzę w to co się dzieje...

Zwyczajnie nie wierzę...

Rany Boskie dwa lata STRESU...! Dwa lata "umilania" mi życia... ostatnie pół roku albo i dłużej to był dopiero KOSZMAR...

Ciągłe przytyki ze strony kierownika, że źle pracuję, że wszyscy się na mnie skarżą, ludzie, radni, Wójt, że i Sekretarzowi i Skarbnikowi też nie leżę... na początku bardzo się bałam. w sumie od początku, odkąd tam pracuję to byłam nastawiona że władza najwyższa jest be, więc się bałam... każde spotkanie na korytarzu, każde 'dzień dobry', bałam się bałam... kiedy z czasem zaczęłam się bronić i pytać KTO dokładnie to mowi, słyszałam tylko, że to nie istotne. kiedy z dwa razy powiedziałam, że pójdę i spytam się osobiście, dostawałam odpowiedź, że tylko pogorsze swoją sytuację albo że to jest tylko pewno takie gadanie z ich strony i że one są dziwne więc nie ma co brać tego na poważne... kiedy pytałam się co Te osoby mówią dokładnie, co się im nie podoba, otrzymywałam informacje, że to nie istotne, tylko mam uważać z podniesionym palcem do różnia.
I dalej, żebym się zwolniła, że jestem nieefektywna, że mój etat nie jest wart całego etatu... że ja nic nie robię, nic nie potrafię...

czasem żałuję, że nie pisałam tego wszystkiego co się działo na bieżąco...
Ale byłam zbyt wymęczona psychicznie po takich dniach... w domu mnie wkurwialo wszystko, więc często gęsto tylko zjadłam obiad i szłam spać albo udawać, że śpię, by tylko z nikim nie rozmawiać albo wykrecalam się zmianami ciśnienia i bólami głowy...

Kierownik, koleżanki...

W październiku onieniałam, bo kierownik do mnie bym pożyczkę wziąć i dać mu, a ja sobie samej będę spłacać... ale później gdy niby ja bym potrzebowała to miało być na tej samej zasadzie w druga stronę... Nie zgodziłam się.
Trzy osoby przez dwa tygodnie ciągle mnie namawiały... bo nie mam rodziny i kasa mi nie potrzebna, bo jak to kierownikowi nie pójdę na rękę?
Rozchorowałam się wówczas, na szczęście. Byłam na chorobowym. Po zwolnieniu unikalam osób tematu... jednakże w dniu wypłaty gdy się poszłam podpisać na listę obecności, znowu: kierownik czy wniosek złożony na pożyczkę. Ja że nie. koleżanka która była na fajce że jak to i że powinnam pomoc p. kierownik. Kierownik za telefon do osoby od pożyczek, czy kasa jest. Tamta osoba, że jest. Więc z powrotem do mnie bym wzięła,  bym wniosek pisała, bo jest rano, kasa jest i dzisiaj ją dostanie ona... Ja, że to jest moja kasa i że nie wezmę (trzęsło się we mnie wszystko ale oddychając głęboko i cedząc powoli słowa by się nie zdenerwować mowiłam), poza tym ja za pół roku będę miała swoje wydatki i wówczas ta kasa będzie mi potrzebna. I wyszłam do swojego pokoju. Koleżanka od fajki wracając do swojego pokoju, jeszcze weszła do mnie i że tak się nie robi. Koleżanka z pokoju też, że jak to kasy kierownikowi nie wezmę... więc odpowiedziałam, że jak chce być dobra to niech sama weźmie, więc się rodziną zaczęła wykręcać.
Nie wzięłam. stałam się znów w kolejnym temacie ta zła.
A za pół roku gdy nastał marzec i ja potrzebowałam pożyczki to jej nie dostałam... koleżanka od fajki powiedziała, że zasady przyznawania zmieniły się i że od tego roku tylko wypłacają dwóm osobom w miesiącu, i że mogłam wziąć kiedy były stare zasady. Koleżanka od pożyczek stwierdziła, że są dwie osoby przede mną i że jak one się zgodzą to może wówczas dostanę a tak to to nie. Podanie złożyłam, ale gdy minął ten miesiąc to wyciągnęłam bo nie chciałam już tej pożyczki brać bo sobie poradzilam. W odpowiedzi dostałam informacje, ze trzeba było korzystać jak była możliwość.
Pożyczkę w tym miejscu wypłacono trzem osobom, z czego jedna całą spożytkowała na alkohol...
Były koleżanki które dogryzły kierownik o to, ale ten wykręcił kota ogonem....

Od października do chwili obecnej siedzę już w trzecim, ostatnim, pokoju....
Kiedy wchodził nowy etat to po pierwsze nie chciałam być w komisji rekrutacyjnej bo osoby które znałam startowały, prosiłam kierownika ale nie posłuchał i byłam. Na szczęście mam mądrych znajomych i to nie zepsuło naszych relacji.
Kiedy przyszło pod szykowwnie stanowiska dla nowego etatu okazało się że będzie on zajmował moje miejsce... zapytałam się więc co ze mną, gdzie ja będę siedzieć. W odpowiedzi, przy kolezankach, od kierownika dostałam odpowiedź że: "ty... a ty to możesz nawet w kotłowni siedzieć  [ze śmiechem na ustach]"....
....

Podczas mojego dnia wolnego w pracy zostałam przeniesiona do innego pokoju. Nie poinformował mnie o tym kierownik a koleżanka nowo przyjęta... kiedy wróciłam do pracy i powiedziałam "starej koleżance", że tak się nie robi usłyszałam z pretensją w głosie żebym od niej się odczepiała itp. Więc odpowiedziałam, że nie zamierzam się z nikim kłócić i że spokojnie powiedziałam co myślałam i nie wiem skąd taka jej reakcja.

"Zamieszkałam" w drugim pokoju. Pokój jak pokój; nie mam nic do tego, to tylko miejsce pracy. Choć wolałabym być przeniesiona przez polecenie kierownika, ale może ja się tylko czepiam.

Koleżanka z drugiego pokoju, koleżanki z pierwszego, kierownik, wszyscy razem. Ja w chodziłam milkli. Olałam to, robiłam swoje.

Każdy ruch, każde stukniecie, każde przejście się władz przez korytarz to dla mnie był olbrzymi strach; potrafiłam siedzieć na fotelu i wzdrygać się... zaczęłam się jąkać, zacinać. Zaczęłam się bać wychodzić nawet do kibla... I to mi jeszcze nie minęło. Boję się wszystko. Najlepiej siedziałabym niezauważalna te 8 h... bo nigdy nie wiesz czy ten ktoś kto wejdzie do pokoju teraz, jakie on ma zamiary... czy będzie miły, czy spojrzy kintrolnie co robię, czy opierdoli by za chwilę być milusińskim...

Kiedy dwa testy potwierdziły mi ciążę i czekałam na wizytę u lekarza... to od razu powiedziałam to kierownikowi, z nadzieją, że odpuść... kiedy było potwierdzone też potwierdziłam. Powiedziałam, że te dwa tygodnie zostanę, bo inwentaryzacja była do zrobienia... nie moje to ale było; bo jeszcze jedno świadczenie trzeba będzie zrobić, a nikt za to nie chciał się zabrać a koleżanki która to robi nie ma obecnie.... więc zostałam by wyrobić to o co kierownik prosi.
Ale kierownik tego nie docenił. Kolejna awantura, że nie nadaje się, że ja nic nie robię, że jestem nieefektywna, żebym szukała czegoś innego bo co ja tu robię, że kierownik nie wie co ma zrobić ze mną, że ciągle słyszy narzekania od ludzi (ale na konkretny nie było odpiwiedzi), że dlaczego nie jeżdżę tam i tam (więc zawsze jednakowo odpowiadałam, że bez zlecenia wydanego przez innego pracownika i kierownika nie pojadę bo to wbrew prawu; więc słyszałam że tylko prawem i ustawami się zastawiam). Kierownik kazał mi się zastanowić, że może mam jakichś wrogów i żebym się zastanawiła.. więc odpowiedziałam, że faktycznie chyba mam i że kierownik powinien dobrze wiedzieć o co chodzi. Kierownik, że on nie wie, i że jak wiem to mam powiedzieć. więc w końcu powiedziałam, że chyba jestem dla nich niewygodna i dlatego tak mnie traktują... Kierownik na mnie wkurzony, że co ja sobie myślę itp. a ja cały czas zapłakana , chciałam się opanować ale nie potrafiłam... usłyszałam, że mam się zastanowić nad tym co robię, a ja odpowiedziałam, że mam nadzieje, że ta awantura nie płynie na moje zdrowie i moje Dzieciątko...
Niestety.
Kierownik wyszedł. drzwi zamknął. poszedł do koleżanek z pierwszego pokoju. cała awantura odbywała się, i ta i inne, przy drzwiach otwartych by klienci bądź jak w tej opisywanej koleżanki z drugiego pokoju słyszały...
Żadna nie przyszła. Tylko się uśmiechały z ironią...
Koleżanka, która chwilowo nie pracuje, pocieszala mnie telefonicznie...
Do innej poszłam, w końcu, dostałam meliske do picia...

Wyszłam na chorobowe. Lekarz ze mną płakał jak mu opowiadałam co mam w pracy.

Straciłam moje kochane Dzieciątko... :( ;(
Lekarz powiedział przyjmując mnie na oddział, że musiałam być narażona na silny stres, że szans nie daje na przeżycie...

Straciłam moje Dzieciątko....

Liczyłam, że jak powiem, że jestem w ciąży to odpuści kierownik i inni...

Liczyłam, że ta ochrona kobiet w ciąży przemówi do rozsądku...

Naiwna byłam.

Nigdy żadnej skargi, żadnej nagany, żadnego pisma w formie pisemnej nie dostałam... chcieli się mnie pozbyć, trzeba było coś napisać, dać mi i się mnie pozbyć... a nie tak niszczyć.... ;(

Zastraszanie wyśniewanie drwienie...

Zapierdalałam tam równo - tak trzeba to dosadnie ująć. swoje stanowisko, cudze; ustne polecenia by np w miesiącu wrześniu w teren nie jeździć tylko pomagać koleżance z pierwszego pokoju... polecenie służbowe ustne by wracać z terenu bo jestem potrzebna na miejscu, mimo że już byłam pod drzwiami u klienta...
Ja pisałam pisma, ze swojego działu i od innych, ja dzwoniłam po innych instytucjach tego samego typu dowiadywać się jak daną rzecz zrobić, ja świeciłam oczami, gdy trzeba było tłumaczyć się z czegoś przed władzą najwyższą.... i do tego miałam swój etat. Ja Zapierdalałam, a inni spijali śmietankę...
I ponoć ja nic nie robiłam...

Lecz z czasem, gdy zaczęłam ciągle słyszeć, że jestem do niczego, zaczęło mi zwyczajnie już nie zależeć i tylko czekałam aż mnie zwolni... ciągle ze strachem. Dalej robiłam swoje i innych, i nie miałam chęci radości zapału.
Wszyskie te słowa słuchałam w milczeniu... ktoś powie, że się nie broniłam - nie miałam siły już.
Miałam dosyć.

Miałam wg słów kierownika wozić dzieci klientów autem prywatnym do szkoły na egzaminy albo klientów po różnych instytucjach... "bo inni tak robią". Ale ja to nie inni, ja się bałam, bo nie mam uprawnień; a poza tym to był by dobry pretekst do zwolnienia mnie.

Wszystko robiłam i robie, by nie dać pretekstu.

Po powrocie do pracy, teraz, znowu zostałam przeniesiona do innego pokoju i klucze dała mi ta nowa co objęła moje stanowisko i nie zeszła z niego jak ja wróciłam. Kierownik na urlopie. Lecz nie omieszkał przychodzić do pracy i wydawać mi polecenia i robić awantury.
Wróciłam do pracy, sama sobie siedzę w pokoju.

Czara goryczy się przelała, zbuntowałam się na dobre.

Każdego dnia po powrocie do roboty siedzę w pokoju i nadsłuchuje kto idzie... serce kołacze jak oszalałe, strach, ból głowy, karku, rozwolnienie i ściśnięty żołądek i uczucia jakby ci się zbierało na wymioty, choć nie masz czym... wystarczy, ze ktoś suknie bądź puknie a ja już podskakuje na fotelu....

To wszystko mnie przygniotło, przygniotło nie do opisania...

To wszystko jest ponad moje siły

...

A dzisiaj po tym wszystkim było tak miło... aż nierealnie.
Czy godzę się w ramach mojego etatu na inne stanowisko, i że jeszcze jest dla mnie podwyżka pensji... I że będzie miło, i koleżanki miłe. I takie ochy i achy, że nawet na uśmiech ich wobec mnie stać...
I szkoda, że nie jestem głupia, bo był powiedziała, że w końcu jest ok, ALE ja im nie wierzę! !!!

Nie po tym wszystkim.

Do czego musiały mnie doprowadzić, czego musiały mnie pozbawić, by nagle było zwyczajnie dobrze  (przynajmniej na pozor).

Nie wierzę w to wszystko.

Przyszłam do pracy, zapitalałam za dwa etaty, nigdy nie odmówiłam niczego i trzeba było mnie doprowadzić do skraju sił i do tego wszystkiego [*], by być dla mnie miłym?

To jest tylko praca.

Kiedyś to kochałam, radość mi przynosiła, teraz już się wypaliłam. Obecnie to jest tylko praca.

Dziękuję wszystkim tym co są za mną... dzięki nim jeszcze walczę jakoś.

Dziękuję Cichym Aniołom

A w sposób szczególny Dziękuję Tej Osobie, która podała mi rękę.
I to zwykłe słowo Dziękuję nie jest w stanie odwzierciedlić wdzięczności jaką mam dla Tej Osoby.

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Nic przespana. lżej na sercu, ale ten strach ta obawa dalej została... jakoś nie wierzę, że tak od ręki odpuści, zrezygnuje...

Cisza przed burzą?

Poniedziałek właśnie się kończy... był spokojny w pracy. o dziwo!
Hymmmmm, niby ok, ale przecież w końcu dojdzie do konfrontacji.
Było naprawdę dobrze. cisza, spokój. ale ja w to nie wierzę... :/ wiem, że to takie udawane, że prędzej czy później, burza wystąpi.

Mam dosyć tego stresu, który mnie ciągle tłamsi od środka... który ciągle mi mówi, żeby nie ufać i nie wierzyć w to, że będzie już normalnie. moja czujność się utuli, a ona wyskoczy.
Nie wierzę Szefowej.

Do konfrontacji dojdzie, sądzę że za maksymalnie tydzień czasu, kiedy to trzeba będzie jechać do ludzi. no bo ja bez uprawnień nie pojadę nigdzie, to wbrew prawu i boję się.

Jestem mega mega mega zmęczona tym wszystkim

Oczywiście dalej jestem bez wskazanego stanowiska, bez obowiązków....

sobota, 30 lipca 2016

O psach i ludziach

Niektóre koleżanki z innych działów (bo w swoim nie mam wsparcia) (moje wsparcie z mojego działu jest na zwolnieniu.... gdy jeszcze nie była na zwolnieniu miałam się do kogo wypłakać, użalić... teraz jestem tam sama. ta Osoba wie co przeżywam, bo Ona w podobnej sytuacji tam jest) mówią mi: "przetrwaj, przetrwasz, tu zawsze tak bylo i jest. Silna jesteś. dasz radę."

Nie rozumieją, że przetrwam wszystko, ale z tym już nie dam rady. kim mam tam być? Podnóżkiem? Jak coś potrzebują bym zrobiła,  to jestem na ranę przyłóż. jak powiem "nie", to trzeba mi dokopać. MAM DOSYĆ!

Czemu mamy w tym trwać?  "Tak musi być, tak <tu> zawsze jest."

Ja nie chcę w tym trwać. NIE CHCĘ!!!!!!

zbyt dużo, pomimo tych kilku ziemskich lat, przeszłam.

Dlaczego mamy być ścierkami?

Czuję się jak ten zbity zmartletowany pies.
Każdego psa właściciel na początku kocha albo lubi. Dopiero z czasem właścicielowi coś odpierdala, i psa zaczyna powoli, od lekkiej postaci do mocnej, niszczyć...
Tylko o znęcaniu nad zwierzętami mówią dużo, trąbią we wszystkich mediach o tym; nawet kary wymierzają szybko i skutecznie.
Szkoda, że nie jest tak samo w przypadku, gdy znęca się Człowiek nad Człowiekiem.... :(

Sobota

To nie jest tak, że jak jest weekend to jest ok.
Rano o 5 z minutami obudziłam się z kołataniem serca i myślą "kurde do pracy trzeba iść, ZASPAŁAM! !!!!"
spojrzałam na budzik a tam 5.04, pomyślałam UFFF.... jeszcze godzina.  A później uzmysłowiłam sobie, że to dzisiaj sobota...

Masakra.

Obudziłam się teraz, ok 9 z minutami. Nie potrafię tak normalnie.... jak sobie o wszystkim tym pomyślę, wszystkim tym co mnie spotkało.... nie jestem w stanie nic mówić. jestem zmęczona. i łzy same do oczu mi napływają... nie potrafię. Jak jestem sama to mogę sobie po płakać... gorzej jak wstaję i muszę się jakoś trzymać... tak strasznie jest mi ciężko ;( :(

czwartek, 28 lipca 2016

Dzięki Bogu już piątek

I znowu to samo, budzik dzwoni a we mnie zaczyna kołatać serce... i łzy same do oczu napływają. Naprawdę mam już dosyć tego wszystkiego :(
Na szczęście dzisiaj już piątek. jeszcze orzetrwqc dzisiaj. i dwa dni spokoju. E tam, żaden to spokój, kiedy znowu przyjdzie poniedziałek.... :(
Jestem już wycienczona. Już mam dosyć tego wszystkiego, to ponad wszystkie moje siły jakie tylko w sobie posiadam.
Boże, mam dosyć :( :( :(

środa, 27 lipca 2016

Relacje z koleżankami z działu...

Relacje są chujowe. Też chcą mną rządzić.
Weź zrób to, weź powpinaj itp.

Rozmowy takiej na luzie jeszcze nie było. Jak ja gdzieś wchodzę to milkną albo wychodzą albo traktują cię jak powietrze albo chcą wymusić by np ustąpić im miejsca bo nie chce im się inaczej iść. A ja już stoję twardo broniąc siebie jak mogę i nie odpuszczam.

Do pracy nie przychodzi się dla koleżanek ALE... pracować w takiej atmosferze jest chujowo.

Zobaczymy jak to się potoczy...

Trzeci dzień po....

Przez pracę straciłam Dziecko. Przez to że straciłam Dziecko musiała wrócić do pracy, przez którą straciłam Dziecko... koło zamknięte.

Trzeci dzień w pracy po powrocie z chorobowego zwolnienia... znowu Kierownik przebywający na urlopie wypoczynkowym przyjechał do roboty... i znowu było ścięcie.

Dostałam nakaz wykonać robotę, która nie jest moim obowiązkiem. Odpowiedziałam, że boję się tego wykonać, bo nie mam ku temu zlecenia. Kierownik stwierdził, że będąc na "stsrym", czyli tym z umowy, stanowisku mogę też to zrobić. Odpowiadziałam, że z tego co mi wiadomo to raczej nie.
Dostałam zarzut że nie chcę wykonać polecenia służbowego, ale tylko słowny, wiec odrzekłam, że mogę spróbować, ale nie wiem czy mi się uda. Na to kierownik stwierdził, że dlaczego od razu zakładam ze mi się nie uda, i że on to wszystko odbiera jako atak w jego osobę, i czym on mi dokuczyl itp.
Gra postaw była bardzo mocna. pierwszy raz odważyłam się patrzeć kierowników prosto w oczy, nawet gdy we mnie walił; nie odstapilam wzroku na chwilę. i widać było w oczach kierownika zaskoczenie ze ja tak patrzę... aż uciekł wzrokiem.

Jeżeli kierownik jest na urlopie to co robi w pracy? I na jakiej zasadzie wydaje polecenia?

A za chwilę, gdy byłam potrzebna to byłam na ranę przyłóż... - jakieś rozdwojenie jaźni ma czy jak?

Kolejny dzień plamie. wczoraj fest poleciało, dzisiaj troszkę. Okres pierwszy po... już mialam.

Szyja, głowa, kark, ramiona bolą mnie niemiłosiernie; twarde są jak kamiory.
Boli mnie głowa, w sumie cały czas.
Tylko rano oczy otworze to już kołatanie serca i bóóól głowy towarzyszy mi...
Dzisiaj w pracy po tej sesji znowu od niepamiętnych lat dwa razy tiki nerwowy mnie dopadł, taki silny, że pół twarzy mi wykrzywialo... :(

A wracając jeszcze do ścinki, to mówię, że powinnam wrócić na "stare" stanowisko. kierownik w odpowiedzi odparł, że wie o tym.

Cholera nic tu nie rozumiem w tym wszystkim! Szlag mnie trafia!

W poniedziałek mówił mi kierownik ze mam być na nowym etacie, lecz nie wiadomo na jaką umowę... dzisiaj mówi mi, że mam robić w zastępstwie za osoby które są na dłuższych zwolnieniach... czyli co, rozumiem, że znowu mam zapierdalać na dwóch etatach? ! Z jakiej paki?
A w ogóle,  z jakiej paki, kierownik tak mnie traktuje skoro mam umowę na czas nieokreślony? !
Kurwa, chore to wszystko! !!!!

Nie mam siły już na to wszystko... ale NIE ODPUSZCZĘ
Dlaczego?
Dla mojego Aniołka, którego straciłam. Dla zdrowia swojego oraz dla moich kolejnych dzieci.

Chcę by kierownik poczuł odpowiedzialność za swoje czyny i swojego zespołu, który też jest przeciwko mnie.
Za dużo się wycierpiałam. Tyle już straciłam. Nie mogę stracić już nic więcej.
Chcę tylko pracować w GODNYCH warunkach i być szanowna.

Jak schowam teraz głowę w piasek, to już tak zostanie.

Nie odpuszczę!

poniedziałek, 25 lipca 2016

Pierwszy dzień po....

Dzisiaj był pierwszy dzień w pracy po powrocie do pracy...

No i co mam powiedzieć.... wiedziałam, że kolorowo nie będzie. ale zaś mnie zaskoczyli, bo nie myślałam, że zrobią mi kolejną "świnię".

Znowu przeniesiono mnie do innego pokoju i zabrali moje stanowisko pracy... zatrudniła sobie szefowa kogoś za mnie. nie na zastępstwo, ale za mnie.
Przyszłam, jestem bez stanowiska, nie wiem co dalej ze mną będzie... domyślam się, że dalej chcą się mnie pozbyć, nie wiadomo z jakiej przyczyny...

Nawet nie chce mi się nie mówić, myśleć... jestem zmęczona okropnie tym wszystkim co mnie spotyka w życiu :( !!!!!!

poniedziałek, 11 lipca 2016

27.06.2016r....

Upragnione wyczekiwane PRZEKOCHANE....
10 tygodni nosiłam pod sercem...
Rozmawiałam. Rozmawialiśmy. planowaliśmy, ale bez przesady. cieszylismy się.

3 tygodnie już nie żyło... a my nic nie wiedzieliśmy.... i rozmawialiśmy, smialismy się, cieszylismy...

Winnych ponoć nie ma.... ale ja wiem kto zawinił. I na pewno nie byłam to ja, bo chuchalismy, wszystko z mega rozwagą robiliśmy, nic nie wskazywało.

Została pustka. mimo iż wszyscy wkoło się starają, przychodzi taki moment, że ich starania mnie denerwują i to wszystko mam w dupie... nie potrafię!
Wiedzę która jest spora z radzenia sobie ze stresem, z bólem, ze stratą.... wszystko to mogę wsadzić sobie głęboko... nie potrafię tego odnieść do siebie. staram się, ale to co robię to jest kropla w morzu.... łez.

A dla środowiska medycznego to nic się nie stało.... I trzeba szybko wrócić do normalności. (no przecież wychodzę do ludzi, chodzę do sklepów, nawet sobie kiecke kupiłam....) -> ale umysł chyba jest odrebnoscia, nie współpracuje ze mną, w ogóle.

Tydzień w szpitalu, tydzień w domu... i co?! Wszyscy myślą, że nic się nie stało, i nie ty jedna,  będą kolejne i musisz zapomnieć, i jak najszybciej starać się o kolejne...
Dają wsparcie mniej lub bardziej, bardziej wkurwiajaco bądź mniej, starają się.... ale zapominają o psychice...

To było już Dziecko. to nie było "coś, zlepek komórek, czy coś w ten deseń".... dla mnie było to już Moje Dzieciątko, które kochałam od pierwszego dnia.

A teraz już Go nie ma. [*] :( ;(

Wraz z nocą odchodzi sen...

Wraz z nocą... im później tym gorzej... wracają myśli... odchodzi sen...

W dzień jest w miarę ok.
Noc jest najgorsza... bo mimowolnie smutno się robi, a z oczu lecą łzy

Czuję się teraz taka strasznie samotna... nie do wyobrażenia.

...

Dzisiaj mijają 2 tygodnie...
Dopiero wraca świadomość...
Dochodzi ból.
Czy kiedykolwiek będę jeszcze się śmiać? Tak jak kiedyś? Radośnie?
Czy uda mi się zapomnieć, pogodzić na tyle by funkcjonować, tak w pełni prawdziwie?...

środa, 8 czerwca 2016

Mobbing w pracy c.d.

Już bardziej świadoma, bo nie można dać się zastraszyć. Bardziej broniąca siebie i swoich praw. Walczę. zapisuję każde zdarzenie, zbieram dowody.

Absurdy mojej władzy sięgają zenitu...

Obecnie jestem na zwolnieniu lekarskim. A mój szef nic sobie z tego nie robi. stwierdził, że widzi po mnie, że czuje się na tyle dobrze, że mogłabym przyjść kilka razy w tygodniu na parę godzin popracować.... zdębiałam!

Absolutnie tego nie uczynię.

Jeszcze dwa tygodnie temu była straszna kolejna bezzasadna awantura, że jestem do niczego i żebym się zwolniła....

A teraz nagle stałam się bystra ambitna itp bo nie ma kto zapierdalac!

Szef nie zaakceptował mojego błogosławionego stanu... w niczym mu to nie przeszkadzało by mnie poniżać, wrzeszczeć na mnie, nabijać się.

A teraz jestem "najcenniejsza" dla niego, bo nie ma kto za innych robić. Dobrze powiedziane, ZA INNYCH! bo innym się nie chce,  a ty bądź głupia i daj się wykorzystać.

Szef chce by inni podczas mojej usprawiedliwionej nieobecności pracowali na moich kontach... bo nie chce mu się pisać nowych upoważnień, oraz nie ma kto tego robić....

W pracy wszyscy na mnie źli, mało kto się do mnie odzywa ze współpracowników, bo jak śmiałam tak odejść.... i ich zostawić.

I co, miałam robić kosztem zdrowia?  Swojego i mojego potomstwa? Kosztem nerwów i stresów? Bo nigdy nie wiedziałam, co danego dnia w pracy się wydarzy...

Mamy się dać zastraszyć?  Mamy się poddać?  Staję się bardziej świadoma. dużo czytam, dowiaduję się, korzystam z darmowych porad prawnych, poznaję swoje prawa i obowiązki na podstawie ustaw, kodeksów i szkoleń związanych z tą tematyką.

Trzeba być świadomym i nie pozwolić sobą pomiatać.
Będę walczyła o mój SZACUNEK.

niedziela, 17 stycznia 2016

Mobbing w pracy...

Chyba bardziej nie da się lepszego tematu wymyślić...

Pracuję w małej jednostce budżetowej... wszyscy z nas mają umowy na czas nieokreślony... co w dzisiejszych czasach jest szczytem marzeń... jednak już nie dla mnie.

Cieszyłam się pierwszy rok pracy, drugiego trochę, teraz już się nie cieszę.

W zeszłym roku rok zaczął się dla mnie zastraszaniem, że zostanę zwolniona... że ja mogę nie pracować.
Przeżyłam traumę.

Robię swoje obowiązki. robię cudze obowiązki. Niby jedno stanowisko, całkowicie samodzielne, a w takiej małej jednostce zspierdalasz za każdego... z polecenia szefa.

Odchorowałam.

Ten rok zaczął się identycznie.

Z jednej strony szef zadaje mi zadania nie z mojego zakresu obowiązków, a na zasadzie "wykonywać polecenia szefa"... a z drugiej strony zarzuca mi, że nic nie robię i się obijam.

Krzyczy na mnie. Przy innych ośmiesza. wraz z innymi używa niecenzuralnych słów pod moim adresem. Wyśmiewają mnie.

Ostatnio powiedział, że to jak pracuję nie daje żadnych efektów a tym bardziej nie zasługuje na cały etat.  Powiedział również, że powinnam zacząć szukać innej pracy....

Nie doczekanie ! Tak łatwo nie zwolnienię się! By dać miejsce jakiemuś pupilkowi?! Mam swoje plany, do których stałe źródło  (marnego) dochodu jest mi niestety potrzebne...

I budzę się w nocy z kolatwniem serca. Trzęsę się, w pracy nieustannie... łzy same mi do oczu napływają. Wszyscy wkoło mnie złoszczą...

Chyba muszę coś na uspokojenie zacząć brać.... tylko co?

Jak z tego się wygrzebać... jak wygrać.

Nie wiem.
Mam dosyć i nie wiem co zrobić... :(

Pomóżcie...