sobota, 5 listopada 2016

Takie tam trochę o pracy...

Głupie to, czuję stres w sobie, że jestem chora, że nie pójdę do pracy... że czy po powrocie ze zwolnienia nie będzie żadnego docinka... głupie to, ale czuję się źle przez to.

Tak się powie, że jest ok, ale stres mam często... takie głupie, może wyolbrzymione, ale czasem ogarniaja mój umysł...

W pracy względny spokój, choć:
- nie dostałam dodatku na odzież robocza, bo ponoć za krótko pracuję, choć to dane jest na ten rok, więc powinnam dostać,  bo do grudnia to będzie 5 miesięcy jak pracuje na tym nowym stanowisku
- zaś mi powiedział kierownik bym więcej wyjeżdżała, tylko pytam się gdzie? Bo terenu jeszcze nie dostałam i zakresu obowiązków też nie. A poza tym mam taką stertę papierowej roboty że masakra...
- koleżanki przy różnych okazjach mi dogryzają - ideały się znalazły. Co jak co, ale nie wykonywania odpowiednio pracy to mi niech nikt nie zarzuca, bo zawsze sumiennie do wszystkiego pochodziłam i podchodzę
- koleżanka otwarcie powiedziała, że odejdzie dopiero jak inna taka wróci z macierzyskiego by oddać jej swoje miejsce... tylko czy po licencjacie można wykonywać to stanowisko? U nas widać wszystko można...
- znowu bywają sytuacje, że mam być do niezastąpienia... a przecież chcieli się mnie pozbyć
- dam ci urlop a może nie bo kto to zrobi za ciebie - a to ja robie działkę kierownika...
- kierownik dalej jest tak uwikłany w jakieś układy, że BOI SIĘ wydać poleceń służbowych innym pracownikom tj innej osobie... ja nie wiem,m o co chodzi, mnie wiecznie zastraszał, a tu boi się pracownicy...
- widać dalej że inni mają fory... pamiętam jak mnie wytykali że jadę do rodzin po południu, że chce poczekać do powrotu dzieci ze szkoły, że mam wracać przed końcem pracy do pracy, a tu proszę bardzo da się tak kiedy ktoś inny piastuje moje stare stanowisko...
- w ogóle w pracy są równi i równiejsi... spóźniają się nagminnie i wychodzą przedwcześnie.... a gdyby to trafiło na mnie to byłby przytyk na pewno...
- a jakie kumoterstwo nastało... bez konkursów albo z ustawionymi konkursami są przyjmowane osoby do pracy, i jak się okazuje sama rodzina w dziale pracuje... tylko ja obca.
- odkąd wróciłam po chorobowym tamtym od nikogo nie usłyszałam "przykro mi ze tak się stało" - żadna koleżanka z działu tak mi nie powiedziała... nie musi, ale miło by było
- widzę, że traktują mnie i akceptują bo muszą, ale przy nadarzającej okazji muszą dogryźć...
- jak wrócą dziewczyny z macierzyńskich to co będziesz robić gdzie będziesz siedzieć - słyszę od "koleżanek". .. a co to mój problem?  - niech kierownik się martwi. Wypadało by powiedzieć słowami, które kiedyś mi powiedział kierownik,  że do kotłowni...
- w całym zakładzie pracy ciągle są jakieś ploty na mój temat, ciągle czegoś nowego o sobie się dowiaduję...
- a kierownik był chwile taki szczęśliwy, gdy się dowiedział że szukam pracy w rejonach męża... ale pech, nie wyszło. Biedny kierownik jeszcze nie wie ile czasu, będzie musiał ze mną się męczyć... tylko kiedy w końcu odejdę to kto będzie tak sumiennie wykonywał tą całą robotę jak ja? Kiedy reszta się ceni i a kierownik boi się im wydać poleceń służbowych, bo wie, że go oleją i nie wykonają tego o co prosi bądź każe...

Absurd.

Że też nie jest tak łatwo znaleźć pracę u męża :/ jak długo będziemy tak żyć? Ekh. No damy radę, damy, ale to nie to...

Ale z nadzieją trza iść że w końcu uda się...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz