środa, 19 lipca 2006

czyżby się znowu wszystko pier....niczyło???!!! :(

poważny temat, więc poświęcam mu osobną notkę.
znowu smutek zawisł nad naszą rodziną... :(
mój wujek wylądował przedwczoraj późno w nocy w szpitalu :(
stracił świadomość i przytomność
miał tomografię
a dziś miał być przewieziony do innego szpitala na oddział neurologiczny
w tym szpitalu gdzie miała robioną tomografię stwierdzili, że dostał lekkiego udaru... i ma zaawansowaną miażdżycę... tak słyszałam jak mówili... chyba dobrze usłyszałam... nie pytałam się osobiście, bo nie mam na tyle siły...
boję się :(
dlaczego gdy jest tak dobrze to wszystko musi się pier....niczyć??!
DLACZEGO???!!!!!!!
dlaczego został skierowany na oddział neurologiczny? czyżby znowu rak zwyciężył?! NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! NIE CHCE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
moja dusza znowu wyje!!! boli mnie!!! nie chcę!!!!!!!!!!
on to ostatni wujek od strony taty... bo mój tata miał dwie siostry ;)
jeszcze mam dwóch wujków od strony mamy, ale z nimi jestem daaaaleko; on są blisko jedynie z wódka

nie chcę żeby to było coś poważnego!
nie chcę!!!
było tak dobrze
w sobotę w nocy urodził mu się kolejny WNUK :) miał podobno do nich jechać :) wuj zawsze był ze wszystkich dzieci dumny, wszystkie dzieci kochał jednakowo, kocha jednakowo, bo jest! żyje!! będzie żył!!! musi żyć!!!!

wszystkie uczucia odżyły
:( :( :( :(

czuję się źle! żyję, ale nie chcę mi się
Boże, dlaczego?!
co będzie? jak będzie?

ciocia też jest chora. ma parkinsona.
teraz wujek zachorował.

jeszcze jest ona... ona wszystkich WYKOŃCZY!!! psychicznie wykończy!!!
myślałam, że już jej wybaczyłam, że jest już 'dobrze'... ale ten ból duchowy na zawsze pozostanie, te wspomnienia...
odkąd przeniosła się do cioci i wujka rządziła, kłóciła się z wujkiem, wykańczała go psychiczne... i w końcu dopieła swego!
zapomniałam. przez jakieś dwa lata już zupelnie odciełam się od przeszłości, ale gdy wspomnę... smutne to jest...
dlaczego nas opuściła gdy tata zachorował?
dlaczego, ona jako matka zostawiła swojego syna?
dlaczego???
nienawidziłam jej
niecierpiałam jej
zostawiła go samego, mnie i mamę i poszła do cioci, bo stwierdziła, że nie może na to wszystko patrzeć, na to jak on cierpiał
ja miałam wtedy jakieś 14-15lat
to było dla mnie.... nie umiałam jej wybaczyć
jak matka moze zostawić swoje chore dziecko?
nie mogłam tego zrozumieć... ta babcia, która była... która żyła z nami od zawsze ucieka bo nie może patrzeć jak jej syn umiera!!!
jednak On, moja Miłość, sprawila, ze jej wybaczyłam...
a może nie wybaczyłam skoro to znowu wspominam?
ale czy da się to zapomnieć?
tak, da się, ale w takich momentach wszystko powraca
niestety powraca

Kochani.... czy mogę Was prosić o modlitwę za mojego wujka?
proszę
błagam
nie chcę, żeby umarł
nie chcę, żeby miał raka
pragnę by żył

proszę pomóżcie mi
proszę Was o modlitwę w intencji mojego wujka by żył, by był zdrowy

smutek mnie ogarnął
bardzo smutny

Hejo! ;)

Witajcie!
przepraszam za nie pisanie, ale rozumiecie są wakacje, więc i notek mniej ;)
hm... aż dziw, ze to już połowa lipca... tak szybko płynie ten czas...
co tam u mnie?...
niestety nie byłam na Dniach Skupienia u Siostrzyczek Pasterzaniek :(
na dzień przed musiałam zrezygnować!!! :( :( :(
ajć! jakie to było TRUDNE!!!!
tak bardzo pragnęłam tych rekolekcji, tego odpoczynku... a tu musiałam zrezygnować przez 6latka!!! mojego bratanka, który skutecznie wykańcza ludzi!!! moja mama już nie dawała rady, więc moja ucieczka od tego małego cwaniaka i od świata by pomyśleć, odpocząć nie udała się :( :( :(

ale odbiję sobie w sierpniu :)
jadę nad morze :) ze Wspólnotą Hallelujah z Wrocławia i (podobno też z Warszawy ;) he he he tak dokładnie to jeszcze nie wiem co i jak. za chwilę muszę zadzwonić do kuzyna i wszystkiego dokładnie dowiedzieć się :) bo jadę z nimi, tzn. z jego rodzinką :) :) bo on w tym roku nie może. póki co wiem tylko tyle, że są to rekolekcje nad morze dla całych rodzin (wraz z dziećmi) i młodziezy :)
ummm.... nowi ludzie :) nowe znajomości, nowe doświadczenia... zapowiada się ciekawie :) :) :) i morze, słonko, ciepełko..... mam nadzieje, że będzie ciepło ;)

żałuję, że w te wakacje jednak nie pojechałam na rekolekcje oazowe... teraz gdy to wszystko się pozaczynało, gdy "mój" turnus trwa ogarnia mnie duży smutek... może nie było by tak źle, może dałabym radę w tych górach....
no niestety, nie pojechałam... :( widać tak musiało być. mam nadzieję, że to też odbiję sobie na tych rekolekcjach nad morzem, bo BRAKUJE mi wyciszenia, takiego duchowego odpoczynku

no, to tyle

jeszcze będzie jedna notka, ale to za chwilkę

narazie, kończę

udanych wakacji

haha

niedziela, 9 lipca 2006

to był dziwny dzień.....



"Nie bój się

wypłyń na głębię
Jest przy tobie Chrystus..."

to był dziwny dzień....
zakręcony....
pełen przygód........
wczoraj byłam, tzn. 08.07., w Częstochowie.....
miałam coś jeszcze załatwić, spytać się w szkole.... ale to miało być w piątek a nie w sobotę.... pomyliłam się.... :-/ wciąż myślałam, że to piątek..... a to już sobota.... a teraz to już bliżej do niedzieli ;p
totalne zaćmienie umysłu!!! skapnęłam się, żem się nieźłe pomyliła dopiero gdy wróciłam do domu, i to jeszcze po jakieś dopiero godzinie!!
na szczęście nic ważnego nie miałam zrobić, więc nic strasznego nie stało się ;)
Kiedy przyjechałam wstąpiłam do Kaplicy Dworcowej. Moje koleżanki tam dyżurują, więc wstąpiłam przywitać się, a poza tym miałam jeszcze trochę czasu. Koleżanka sprzątała Kaplice na niedzielę, więc jej pomogłam ;)
W tym czasie kiedy myśmy sprzątały ludzie wchodzili by pomodlić się i wychodzili, niektórzy coś zagadneli :) :)
I weszły też trzy Siostry zakonne.
Najpierw weszła jedna Siostra... szczerze mówiąc nie wiem z jakiego była /jest/ Zgromadzenia. Weszła, pomodliła się i za chwilkę wyszła.
A potem weszły te :) Siostry. Długo się modliły, odmawiały brewiarz. My w tym czasie kończyłyśmy sprzątanie.
Kiedy już skończyły się modlić i kierowały się do wyjścia coś mnie "podkusiło" by się zapytać ich z jakiego są Zgromadzenia. Miały czarne habity i długie niebieskie welony, i medalik na piersiach. Okazało się, że są to Siostry Jadwiżanki. :) Siostra Jadwiga z Katowic i Siostra Teresa z Kielc (albo z tymi miastami na odwrót... ale imiona na pewno takie ;) imiona zapamiętałam :) :) )
To była dziwna rozmowa. Szczerze mówiąc to nie pamiętam jej dokładnie, bo doznałam pewnego rodzaju szoku...
A co się stało?
Siostry, ni z gruszki ni z pietruszki, zaczęły mówić o powołaniu... Nie pamiętam, która Siostra to powiedziała, ale powiedziała: "Jeżeli Pan woła to nie uciekaj, nie odkładaj decyzji na później, nie bój się..."
I jeszcze coś mówiła Siostra na zmianę z tą drugą Siostrą, ale ja byłam w tak wielkim SZOKU, że nie potrafię Wam powtórzyć.
To było dziwne... Cała rozmowa toczyła się między mną a nimi, a koleżanka jakby była z boku. Była ona krótka, a mnie się wydawała, że była mega długa...
Czułam się dziwnie. Tak jakby Siostry wiedziały, że ja myślę o zakonie, że zastanawiam się nad Zgromadzeniem, że boję się... Ciekawe czy zauwarzyły to moje zaskoczenie, zmieszanie, zdziwienie... Ja po prostu nie wiedziałam co się dzieje... W duszy pytałam się: "Co jest grane?! Skąd one wiedzą?! To niemożliwe!!" Czułam się tak jakby one znały mnie...
Czy to możliwe? Czy to był Duch Święty? Czy czysty przypadek? Hm... podobno przypadki nie istnieją, więc zostaje Duch Święty... ale tak jakoś trudno mi w to uwierzyć, ale muszę, bo nie znajduję innego wytłumaczenia.
Była to miła, przyjemna rozmowa :) :)
Rozmawiałyśmy o różnych rzeczach. O tym skąd jesteśmy. Co robimy. Na jakich zasadach działa ta Kaplica. Że Siostry mają swój Dom w Częstochowie. -> wiem gdzie, choć jeszcze nigdy nie byłam w tej dzielnicy Częstochowy :) może w końcu i tam zawitam ;)
Kiedy już wychodziły powiedziały: "Miło było was poznać." . Zwróciły się do mnie i powiedziały: "No to kiedy nas odwiedzisz? Czekamy na ciebie. Przyjdź".
To "przyjdź" wciąż dźwięczy mi w uszach.
To był dziwny, oj dziwny, dzień...
...ale nie mogę powiedzieć, że zmarnowany.

sobota, 8 lipca 2006

rozdarcie powrócilo........

co mam napisać???......
nawet nie potrafię w tej chwili sklecić jakiegoś poprawnego zdania.....
rozdarcie powróciło..... :( :( :( a wszystko za sprawą jednego listu.....
nie dość, że ostatni czas i tak już chodzę wewnętrznie 'postrzępiona'....... to jeszcze to, ot, tak, na dokładkę!!!......
powinnam się cieszyć, skakać z radości.... a tu! -> przeciwna tego reakcja.....
a wszystko za sprawą listu.... listu od Siostry.... listu z Nazaretu..... z mojego, kochanego, Nazaretu....
tylko, że ja już nie jestem, tak jak na początku, pewna czy to, na pewno, Nazaret.... bo w moim życiu pojawiły się i Salezjanki, i Józefitki...... a i Pasterzanki nie są "niczego sobie"....... a może Klaryski od Wieczystej Adoracji????....... teraz mam więcej pytań, wątpliwości niż na początku.....
i pośród tego wszystkiego wiem jedno...... to ta droga.....
ale jak ja mogę wiedzieć???? a może to..... NIE! NIE!! NIE!!!
nie potrafię..... żyć, już, bez Boga.....
czemu sprawdził się ten sen??? gdyby nie on to wiedziałabym nadal, że moje miejsce jest w Nazarecie.... a teraz jestem rozdarta między dwa Zgromadzenia..... i oby dwa są mi bliskie....
ostatnio o niczym innym nie potrafię myśleć tylko wciąż i wciąż moje myśli krążą wokół zakonu, powołania, mojego życia.......
tak baaaardzo chciałabym móc z kimś porozmawiać..... móc się przed kimś otworzyć zupełnie..... i nie bać się, że jak coś powiem to mnie wyśmieje, nie zrozumie.....
aaaaaa!!!!!!!!!!!! moje serce płacze....

dzisiaj przyjechałam ze wsi. tam życie toczy się swoim rytmem.... innym niż w mieście, tam ludzie żyją inaczej....
chciałabym uciec z mojej wsi.... chciałabym uciec z mojego miasta..... chciałabym uciec na drugi kraniec Polski, Świata..... zaszyć się w dziurę i wszystko przemyśleć..... ale ile razy można myśleć nad jedną i wciąż tą samą rzeczą???.....
trudno jest przed światem udawać.... być "normalną".....
w rozmowach z koleżankami wszystkie się pytają czy mam kogoś..... niektóre mają już rodziny albo swoje dzieci.... jedna ostatnio powiedziała: "nie mamy już po 16 lat, musimy pomyśleć o przyszłości; znaleźć sobie jakichś facetów i rodzinki założyć...."
w tym najbliższym środowisku (choć nie tylko rodzinnym) też wciąż "a kiedy znajdziesz sobie kogoś?", "a czemu nie jesteś z Łukaszem?", "a masz już kogoś na oku?", itp.
a czy świat kręci się tylko wokół małżeństwa???? czy nie można..... kochać Boga??? dlaczego osoby które decydują się na życie konsekrowane traktuje się jak 'dziwadła'? dlaczego świat nie akceptuje takiej formy życia??? dlaczego rodzice boją się o to, że stracą swoje dzieci?? przecież wychodząc za mąż (lub żeniąc się) też je w jakiś sposób tracą????
czasami nie warto nic mówić nikomu, bo zamiast pomóc to jeszcze skrytykują, nie zrozumią.... dlaczego ludzie nie potrafią zrozumieć tej miłości??? przecież miłość na świecie jest tylko jedna; niczym się nie rózni to czy ja kocham Boga, czy człowieka..... przynajmniej nie powinno się różnić.

czuję się taka samotna w tym wszystkim.... trzy moje koleżanki we wrześniu (bądź wcześniej) wstępują do zakonu.... kolejna, z mojego osiedla, chce przyjąć domowy aspirat..... koledzy po wakacjach zaczynają Seminarium..... kręci się to wszystko, kręci.... a mi się wydaje, że stoję w miejscu....
ostatnio czasami żałuję, że jestem już na trzecim roku (bo wszystko zaliczyłam ;) )....gdybym dopiero co skończyła liceum bądź była na pirewszym lub drugim roku studiów to mogłabym przerwać.... a takto jestem już w połowie..... jeszcze trzy lata..... co się przez ten czas wydarzy??? co ostatecznie postanowię?? jak zadecyduję??? odważę się??? nie wiem. odpowiedzi na te i wiele innych pytań poznam w swoim czasie.
zarówno Nazaret jak i to drugie Zgromadzenie jest mi blllliskie. ostatnio odkrywam, że ów drugie Zgromadzenie, że jego Święty towarzyszył mi przez całe życie.... i pytanie, to najważniejsze..... co wybrać??? czy Zgromadzenie Pierwsze (Nazaret) czy Zgromadzenie Drugie????....... Pan Bóg podsunął mi te dwa Zgromadzenia, a decyzje pozostawił mnie..... czy mogę to tak odczytywać??? przecież to ja muszę zdecydować czy wybieram zakon i jakie Zgromaczenie.....
a ciekawe co bym wybrała dwa lata temu??? zaraz po zdanej maturze.... wtedy myślałam głównie o Urszulankach i o Faustynkach..... teraz myślę jeszcze o innych Zgromadzeniach....
wtedy uciekłam przed powołaniem, uciekłam od Boga.... teraz nie chcę uciekać.. tak bardzo pragnę znaleźć sobie kierownika duchowego.... wierzę, że gdy nadejdzie właściwy czas to go znajdę.

pamiętam, że od zawsze pragnęłam pomagać potrzebującym, zwłaszcza dzieciom.... pamiętam też, że od zawsze pragnęłam mieć wielką rodzinę.... pamiętam rówież, że gdy bylam już bardziej kumatym dzieciem (ok.9-10 lat) to już myślalam o zakonnicach.... czasami pragnęłam tak jak one bez reszty poświęcić się dzieciom, a czasami zastanawiałam się jak one są w stanie zrezygnować z założenia własnej rodziny.... i wtedy mówiłam sobie, że ja bym tak nie potrafiła.... ale zawsze bylo to jakieś "ale".... potem chcialam być nauczycielką (po rodzinie), lekarką (po częstych chorobach), aktorką (po tym, że można grać rożnorakie role), piosenkarką (po tym, że uwielbia(ła)m śpiewać, choć wszyscy śmiali (śmieją) się, że słoń na ucho mi nadepnął (choć ja się z tym nie zgadzam, ale przecież "oni wiedzą lepiej"), chciałam tańczyć (choć wszyscy śmiali się i tak zostało, że nie umiem.... :/ ) Będąc dzieckiem wiele rzeczy/ zawodów chcialam robić, ale ta myśl o zakonie gdzieś wciąż we mnie była, choć często nie zdawałam sobie z tego sprawy.... Potem w ósmej klasie powróciła.... i wówczas się zaczęło się pierwszy raz na poważnie..... uciekałam przed tym, biłam się z myślami, protestowałam, zachwyciłam się Bogiem, zastanawiałam się i pytałam się Go dlaczego ja?.... nie wiem, nie pamiętam ile czasu to trwało..... w końcu..... powiedziałam Mu: "Tak, Panie". i zaczął się nowy etap w moim życiu... z jednej strony liceum, a z drugiej strony poznaanie Boga, Jego Osoby, Jego Miłości, zachwycanie się światem, który jest Jego dziełem.... :) nie było łatwo. były dołki, i górki.... ale trwalam.... ale pamiętam, że któregoś dnia brakło mi już sił.... i odeszłam.... i porzuciłam tą myśl.... uciekłam przed powołamiem i od Boga.... w mniej więcej tym samym czasie skończyłam liceum, zdałam maturę.... przy wyborze studiów nie myślałam już o zakonie... dostałam się na pedagogikę ;) jeszcze pierwszy rok studiów byłam daleko od Pana Boga..... w zeszłe wakacje dopiero co wróciłam po prawie dwuletniej rozłace..... może to dziwne się Wam wyda, ale ów rozłaka wiele mi dała. :) ten drugi rok studiów był dziwny i piękny, i niełatwy ;) tak w zarysach: od sierpnia do grudnia wracałam do Pana Boga.... a tak pod koniec ubigłego roku i w pełni od początku tego roku wszystko powróciło.... aż trudno uwierzyć, że minęło już pół roku.... pamiętam jak w Nowy Rok zastanawiałam się co ten Roczek mi przyniesie.... wysyłałam chłopakowi życzenia Noworoczne.... myślałam o szkole, pracy, o tym czy to ten chłopak; o rodzinie, dzieciach.... a pod koniec stycznia tego roku mówiłam: "Panie, nie pozostaje mi nic innego jak Ci zaufać. Proszę, prowadź mnie do Ciebie". Nie było łatwo, ale nie potrafiłam inaczej postąpić; nie potrafiłam Go, znów, odrzucić. Widać ta miłość do Niego przetrwała :) :) :) :) :) :) a jak będzie teraz??? czy przetrwa?? czy wybiorę Prawdziwe Szczęście??? czy stchórzę??
Panie, proszę prowadź!
które Zgromadzenie... czy Nazaret czy to drugie, czy może jakieś może zupełnie inne... kiedy? czy już teraz? czy za te trzy lata?? kiedy?? co?? i jak??.... choć mi teraz ciężko, to jednak nie ucieknę! wytrwam, przetrwam, będę cierpliwa, będę czekała na właściwy czas... tak! wszystkiego dowiem się w swoim czasie.... chociaż chciałabym już znać bądź być w jakiś sposób pewna Zgromadzenia... mogłabym je poznawać.... zaprzyjaźniać się z nim.... ale muszę uczyć się cierpliwości.... Na wszystko przyjdzie odpowiedni czas....
Panie, proszę prowadź mnie do Ciebie!

w środę wyjeżdżam na 4-dniowe Dni Skupienia.
Może przez ten czas coś mi się wyjaśni albo chociaż rozjaśni....

środa, 5 lipca 2006

:-/ znów czuję się winna.......

choć nie potrzebnie!!! nie poiwinnam się tak czuć!!!!
a co się stało??
miałam dziś jechać na wieś... ale nie zdążyłam na autobus; zwyczajnie zaspałam...
dzwoni mama i pyta się czemu nie przyjechałam, więc mówię, że zaspałam. Rozłączyła się.
I teraz ja czuję się winna temu co się stało!!! cho***inka!!!!!!!!!!!!!!
wiem, że nie potrzebnie, że nie powinnam się tak czuć... ale ja tak zawsze mam.
miałam do niej dzwonić. ale po co? i tak nie zrozumie. nie przyjmie do wiadamości mojego tłumaczenia. więc po co mam się denerwować?? skoro i tak już jestem wkur****zona??!!!!
i nawet już nie chce mi się jechać tam, tym następnym autobusem... bo jak przyjadę to będzie wielce obrażona. powie, że się nieodpowiedzialnie zachowuję. i utnie rozmowę. i nie będzie chciała mnie wysłuchać. a ja będę chodziła jak zbity pies. i będę czuła się jeszcze bardziej winną temu niż teraz się czuję!
dlaczego ona tak robi?
dlaczego gra na moich uczuciach?
dlaczego zawsze gdy chcę jej powiedzieć coś ode mnie, moje plany, to co chcę zrobić, to gdzie chcę wyjechać, to czujęw sobie lęk.... bo ona i tak tego nie zrozumie, bo ona ma na wszystko swoją teorię... wg niej powinnam siedzieć na ów czterech literach, kiedy ja lubię jeździć i zwiedzać różne nowe zakątki Polski.... a! i do przyjaciół lubię jeździć i ich odwiedzać i to ma być niby złe, bo się zwalam ludziom na głowę!!! no i co najważniejsze!!!... według niej nie mam swojego zdania i daję się ludziom manipulować!!!! Jasna cholera!!!! jak mnie to wkur***za!!!!!!!!!!!!! to nie prawda!!! NIE PRAWDA!!!! mam swoje zdanie! i jeżeli czegoś nie chcę robić to nie robię!
dlaczego ona robi ze mnie taką ciamajdę życiową? to boli!
wszyscy w rodzinie traktują mnie wciąż, mim, iż mam swoje lata, jak dziecko! "Bo Lidziu to..., bo Lidziu tamto....", "Bo ty się jeszcze nie znasz... na świecie... ludziach...", "Bo tak nie można...", "Bo to nie dla ciebie...", "Bo my chcemy by było ci dobrze", itp. Ale ja rozumiem....tylko, że ja chcę sama!!! SAMA przekonać się co jest dla mnie a co nnie! SAMA chcę przejechać się na ludziach! SAMA chcę podejmować decyzję i brać za nie całkowitą odpowiedzialność! Bo Lidzia musi nauczyć się żyć!! Bo już nie ma 5 lat a 21!!!!
A ja czuję się, w sobie, odpowiedzialna za rodzinę. Czuję, że na mnie jest obowiązek opieki nad mamą. Wiem, że najlepiej było by dla wszystkich, gdybym znalazła sobie męża i założyła rodzinę; mieszkałabym wtedy z moją własną rodziną i moją mamą. Tylko co z moją MIŁOŚCIĄ??? co z moim życiem?? z moim szczęściem??? co mam wybrać? Boga czy rodzinę, mamę? dlaczego to musi być takie trudne? dlaczego muszę wybierać? czy mam w swoim życiu sama być szczęśliwa, czy mam uszczęśliwić innych???
wybiorę jedną drogę - moje serce będzię wyło z bólu; wybiorę drugą drogę - moje serce też będzie wyło z bólu. Szkoda, że nie ma trzeciej drogi. :(
dlaczego musi być tak trudno??? wiem ;) że nikt nie powiedział, że będzie łatwo, ale.... trudno jest być w tym wszystkim samemu... :( bo przecież kto może mi w tym pomóc?? tylko ja muszę podjąć decyzję... :-/
pisząc to nie znaczy, że ja nie kocham swojej mamy!! Nie, ja ją kocham i to bardzo, ale nie mogę zrozumieć dlaczego tak się zachowuje?!
przepraszam, że musieliście wysłuchiwać to moje narzekanie...
po prostu czasami ja już nie mogę!
to tak strasznie boli!!
proszę Was o modlitwę, o wsparcie duchowe.

no, nic. trzeba się szykować i jechać na tą wieś.
jak wrócę to się odezwię.
pozdrawiam!
życzę wszystkim udanych wakacji!

;)

Zdałam :) tak zdałam ten ostatni egzamin :)
a więc od dzisiaj oficjalnie zaczęłam WAKECJE!!!! :) :) :) :) :)
ŻeGnAj SzKoŁo!!!! do października :)

poniedziałek, 3 lipca 2006

kilka słów w wolnej chwili...

WITAJCIE!!!
jak ja tu dawno nie zaglądałam.... aż sama w to nie mogę uwierzyć.... a jednak i ja mogę nie mieć "czasu wolnego" ;P
co tam u mnie?? a dużo się działo.... zarówno w tym 'zewnętrznym' życiu, jak i w tym 'wewnętrznym'...
* po pierwsze była SESJA... uffff, kuliśmy się, kuliśmy.... i ściągi robiliśmy :) ale póki co wszystko zaliczyliśmy... tzn. wynik ostatniego egzaminu mam mieć jutro... Mam nadzieję, że zdałam, i że będę mogła zapomnieć o szkole na najbliższe 3 miesiące :) :) :)
* a poza tym...... przechodziłam w 'międzyczasie' burzę.... oj, straszna była, straszna... chciałam uciec, zrezygnować, schować się.... ale dzięki PRZYJACIELOM udało mi się ją przetrwać :) Natalko B., Marysiu B., Jacku M., Olu O. i reszcie moich przyjaciół, których jest tak dużo, że nie jestem w stanie wszystkich wymienić DZIĘKUJĘ WAM :) :) bez Was byłoby mi trudno :)
* na ostatnim zjeździe (23-25.06.) pożegnałam się z Siostrami Salezjankami, u których nocowałam przez ten cały rok akademicki). w tym czasie Siostry miały u siebie rekolekcje. :) fajnie było. dane było mi poznać Salezjanki "od kuchni" ;) w dosłownym i przenośnym znaczeniu :) ach to były cudowne dni, jak każde spędzone u Sióstr... :) prawdę mówiąc to już za nimi tęsknię.... ale na pewno w przyszłym roku znów do Sióstr powrócimy, a poza tym zawsze mogę je odwiedzić :) :) :)
* wkuuuurzyłam się na tym zjeździe na babę w szkole za jej niesprawiedliwe zachowanie... wiecie co, już nawet nie chce mi się o tym myśleć, bo gdy tylko wspomnę to nerwy mnie biorą!!! i ona zwie się pedagogiem!! dobre sobie!!!!
* na tym samym zjeździe, a dokładnie 24.06., znowu, natrafiłam na s.Rufinę :) :) :) hehehe.... fajne to było spotkanie :) a kilka dni później odwiedziłam ją u niej w Domu :) kiedyś Wam o tym spotkaniu, i o tym jak poznałam tą Siostrę opowiem, ale muszę mieć na to więcej czasu. ;)
* 30 czerwca żegnaliśmy (ja z resztą oazki) księdza wikariusza, ktory był w mojej parafii. To był wspaniały ksiądz. :) sama osobiście wiele mu zawdzięczam... :) na szczęście nie poszedł daleko i zawsze można go odwiedzić :) :) księże Rafale wszystkiego dobrego na nowej drodze życia.... jak to powiedzieliśmy składając Ci życzenia :)
* a w sobotę, 1 lipca, zjechał na dwa tygodnie do mnie mój bratanek.... ajć!.... ja z mamą już jesteśmy padnięte, a to dopiero początek!!! na szczęście już jutro wyjeżdżamy do domu na wieś... tam będzie mógł szaleć, bo tu to by cały blok rozmiósł!!..... przy nim można się uczyć anielskiej cierpliwości, choć i Aniołki chyba by nie wytrzymały....

no i to koniec, tak w wielkim skrócie ;)

ogólnie jest dobrze :)

jestem zakochana...... wiadomo w Kim :) :) :) :)


życzę Wam udanych wakacji i proszę
nie zapominajcie o Bogu w tym czasie intensywnego odpoczynku.

serdecznie Pozdrawiam!!!

<",)))><