czwartek, 18 stycznia 2007

kilka słówek

Witam Was serdecznie!! :)

chciałabym podziekować Wszystkim Wam, którzy wspierali i wspierają mnie w trudnych chwilach. Jesteście KOCHANI!!! :) moja Mama ma się do domu wróciła po czterech dniach. Dostała leki... choć z tym dobraniem właściwych leków i z całą tą 'opieką lekarską i pielęgniarską' w szpitalach to jeden wielki kicz!! w szpitalu miała przyjmować 3 lekarstwa... przyjmowała jedno, bo.... jedno wycofane już dawno zostało z użytku, a drugiego szpital nie posiadał... ŻENADA!!! wogole w szpitalu nie było wolnej... pościeli, dlatego też spała pod swoją...przywiezioną z domu. a "najlepsze" jest w szpitalu jedzenie... jak by ktoś chciał schudnąć to tylko do szpitala należy sie wybrać.... no i posiłki zimne były podawane, bo... szpital zamknął już dawno szpitalną kuchnię... i posiłki przywożone są codziennie z miejscowości o około 60km oddalonej.... hm...co mogę jeszcze powiedzieć... lekarz prowadzący wypisując mamę do domu przepisał jej za mocne leki... no i oczywiscie był wśród nich też taki lek, który został już dawno wycofany z użytku.... ekh... co się dzieje? czy lekarze nie są na bierząco z aktualnie dostępnymi lekami??!! oni są na bierząco ale z lekami DROGIMI!! bo tylko takie przepisują :/ na szczęście mama poszła do swojego lekarza rodzinnego i dopiero z nim ustaliła co moze brać a co nie. obecnie czuje się lepiej, ale i tak wciąż bardzo boli ją głowa, ciśnienie jej skacze, w klatce piersiowej boli...

już roczek minął odkąd założyłam ten blog... heh, ile się w tym czasie wydarzyło....jak ja się zmieniłam.... mam nadzieję, że w jakiś sposób pomógł Wam też ten blog.... cieszę sie ze wszystkich znajomości jakie za pomocą jego zawiązałam... wiecie co mogę o Was powiedzieć.... JESTEŚCIE WSPANIALI!!! dziękuję Wam wszystkim za to, że stanęliście na mej drodze :) mam nadzieję, że nadal będziemy utrzymywać kontakt :)

a poza tym u mnie nadal dziwnie....
to jest trudny dla mnie czas....
dużo się w moim życiu dzieje i nie koniecznie na plus... bywam u szczytu czegoś i raptownie spadam w dół... szukam drogi życia i uciekam od przeznaczenia.... i zarazem uciekam od tego świata.... coraz bardziej i bardziej widzę, że nie tu jest moje miejsce... to co dzieje się w świecie...wszystko dobija mnie, denerwuje, smuci.... uciekam od Boga, chcę sama żyć i wiem, że bez Niego juz nie potrafię żyć.... pragnę uciec od tego świata.... pragnę znaleźć się na pustyni... przemyśleć kilka spraw.... i to życie, w którym funkcjonuję nie pozwala mi!! bo np. w czasie gdy będą rekolekcje u moich kochanych Nazaretanek ja mam zjazd!... wogóle w każde wypadające rekolekcje, skupienia, Oazy Modlitwy ja mam szkołę!!! wszystrko mi się plącze i wszystko mi przeszkadza byle tylko mnie mogłabym uczestniczyć.... i ja się czasami ? często poddaję temu... ostatnio bardzo bliskie stały mi się słowa jednej Siostry... - Siostro Mateuszo, to o Tobie ;) serdecznie Cię pozdrawiam!!!!
wiecie co.... jestem zła na siebie!!! na to że nie jestem tak bardzo odważna.... mogłam już być tam...gdybym tylko odważyła się.... teraz już muszę wytrwać..... zakończyć studia, uzyskać Dyplom... ale te 2,5 roku które mi jeszcze pozostały.... rany!!! ja nie wiem jak to przytrzymam!!!...
ja chcę.... ja pragnę być w Nazarecie....

poniedziałek, 1 stycznia 2007

dopiero początek Nowego Roku, a już wszystko się pier.....niczy!!!....

Nowy Rok...
dzień jak co dzień.
niektórzy w tym dniu obierają sobie postanowienia noworoczne... a ja nie.
mam jakieś cele do zrealizowania, ale nie chcę nic robić ponad swoje siły; jeżeli uda mi się te celiki osiągnąć to super, a jeżeli nie to nie zrobię z tego 'wielkiego problemu'; będę dalej próbować je zrealizować...

właśnie dzień ten dobiega końca...
był spoko do czasu.... do około 18.00.
na 18.00 poszłam do Kościoła. i jak przez cały dzień miałam super humor tak, gdy się Msza zaczęła ja tak dziwnie się poczułam... ksiądz mówił o pokoju Bożym, o pokoju serca, o pokoju na świecie...a mi ten pokój ustępował i jakieś dziwne myśli miałam... po Mszy miało być nasze spotkanie oazowe... więc czekam. i w tym czasie wyjęłam komórkęi patrzę czy nikt nie dzwonił, pisał... a tam wiadomość: "Po mszy zadzwoń do mnie pilnie!" i 3 połączenia nieodebrane - wszystko od mojej siostry... głupia myśl mi przemknęła po głowie. dzwonię. a tu "noworoczna" wiadomość!!.... "Mama jest w szpitalu...."
głupie myśli, niepotrzebne myśli!!!
zajebiście!!!
bombowo!!!
aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
postaniwione: nie zostaję na spotkaniu, ale dowiaduję się, że spotkania nie ma.
idę. i sobie myślę i odpływam.... przechodzę koło Agatki bloku i myśl: "och Agatko, szkoda, że cię nie było... Agatko, przydałabyś się..." i za chwilę kolejna myśl: "głupia! akurat! inni mają swoje życie, swoje problemy!..."
jestem już za jej blokiem. idę i odrzucam myśl o Agatce; odrzucam tą lawinę myśli, która spadła na mnie w jednej sekundzie... i nagle słyszę: "Lidzia, nie ma dzisiaj spotkania?" odwradam się i widzę moją AGATKĘ :) myślę sobie: "Nic jej nie powiem!" Zawracam. Witam się z nią i rozklejam się...

Agatko, DZIĘKUJĘ Ci, że wyszłaś właśnie w tym czasie, że się odwróciłaś, że mnie zauwarzyłaś....




mam wisielczy humor!!!!
chce mi się kur...czakować!!!
chce mi się... NIC!!
!!!
prawda jest taka, że się boję... o nią.
już przywdziewam pancerz...
nie mogę jej, światu, nikomu pokazać tego, że sie boję!
muszę być dzielna!
muszę być twarda!!
boję się....
to tylko szpital...
nie lubię szpitali! zwłaszcza gdy leżą w nich bliskie mi osoby...

to przez tą pogodę!!! przez tą huśtawkę ciśnieniową!!!
zrobią jej badania, dadzą leki i wróci do domu... - tak będzie....
ale ja i tak się boję!!!.........


proszę Was o modlitwę...