poniedziałek, 1 stycznia 2007

dopiero początek Nowego Roku, a już wszystko się pier.....niczy!!!....

Nowy Rok...
dzień jak co dzień.
niektórzy w tym dniu obierają sobie postanowienia noworoczne... a ja nie.
mam jakieś cele do zrealizowania, ale nie chcę nic robić ponad swoje siły; jeżeli uda mi się te celiki osiągnąć to super, a jeżeli nie to nie zrobię z tego 'wielkiego problemu'; będę dalej próbować je zrealizować...

właśnie dzień ten dobiega końca...
był spoko do czasu.... do około 18.00.
na 18.00 poszłam do Kościoła. i jak przez cały dzień miałam super humor tak, gdy się Msza zaczęła ja tak dziwnie się poczułam... ksiądz mówił o pokoju Bożym, o pokoju serca, o pokoju na świecie...a mi ten pokój ustępował i jakieś dziwne myśli miałam... po Mszy miało być nasze spotkanie oazowe... więc czekam. i w tym czasie wyjęłam komórkęi patrzę czy nikt nie dzwonił, pisał... a tam wiadomość: "Po mszy zadzwoń do mnie pilnie!" i 3 połączenia nieodebrane - wszystko od mojej siostry... głupia myśl mi przemknęła po głowie. dzwonię. a tu "noworoczna" wiadomość!!.... "Mama jest w szpitalu...."
głupie myśli, niepotrzebne myśli!!!
zajebiście!!!
bombowo!!!
aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
postaniwione: nie zostaję na spotkaniu, ale dowiaduję się, że spotkania nie ma.
idę. i sobie myślę i odpływam.... przechodzę koło Agatki bloku i myśl: "och Agatko, szkoda, że cię nie było... Agatko, przydałabyś się..." i za chwilę kolejna myśl: "głupia! akurat! inni mają swoje życie, swoje problemy!..."
jestem już za jej blokiem. idę i odrzucam myśl o Agatce; odrzucam tą lawinę myśli, która spadła na mnie w jednej sekundzie... i nagle słyszę: "Lidzia, nie ma dzisiaj spotkania?" odwradam się i widzę moją AGATKĘ :) myślę sobie: "Nic jej nie powiem!" Zawracam. Witam się z nią i rozklejam się...

Agatko, DZIĘKUJĘ Ci, że wyszłaś właśnie w tym czasie, że się odwróciłaś, że mnie zauwarzyłaś....




mam wisielczy humor!!!!
chce mi się kur...czakować!!!
chce mi się... NIC!!
!!!
prawda jest taka, że się boję... o nią.
już przywdziewam pancerz...
nie mogę jej, światu, nikomu pokazać tego, że sie boję!
muszę być dzielna!
muszę być twarda!!
boję się....
to tylko szpital...
nie lubię szpitali! zwłaszcza gdy leżą w nich bliskie mi osoby...

to przez tą pogodę!!! przez tą huśtawkę ciśnieniową!!!
zrobią jej badania, dadzą leki i wróci do domu... - tak będzie....
ale ja i tak się boję!!!.........


proszę Was o modlitwę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz