poniedziałek, 19 maja 2008

SŁONECZKO, proszę wróć!...

Sesja w pełni się rozkręca.
Zaliczenia, "zerówki", egzaminy...
- trzeba się uczyć tylko tyle, że mi się nie chce!!!

Dopadł mnie dół...
i to chyba taki głębszy.
Może przejdzie. OBY.

* * *

Zatęskniłam za Nim... za Tym z GÓRY.
Pragnę się ukryć w Jego Ramionach...
Nie chcę, i raczej nie grozi mi, bycie dewotą, ale nie mogę i nie chce by On przestał być zupełnie dla mnie nieważny... Z resztą to raczej nierealne, bo ja Go tak zwyczajnie w świecie kocham. Kiedyś się w Nim zakochałam, i nie potrafię przestać. I choćbym nie wiem jak daleko odeszła, to kochać Go nie przestanę.
Nie chcę żyć w skrajnościach. Przyszywana Siostro, Ciebie mam między innymi na myśli... No sorry, ale ja to tak odbieram... od super-wierzącej do zupełnie nie wierzącej.
Siostra, tu nie chodzi o to!!! (takie jest moje zdanie)
heh, ale ja też przechodziłam podobny okres w swoim życiu... I wychodzę z założenia, że chyba jest to wpisane w życie każdego człowieka, w mniejszym, bądź większym stopniu, ale jest to u każdego.
Musisz sama przeżyć to doświadczenie... wybrać co i jakie życie jest dla ciebie dobre...
MAM NADZIEJĘ, że w końcu znajdziesz swój "złoty środek"... - mnie to zajęło trochę.

* * *

Wierzę w Miłość.... - ona naprawdę istnieje. Jest obecna. Tylko musimy umieć ją dostrzec w naszych życiach.
Wierzę w drugiego człowieka... - możecie mnie zwać naiwną, ale wiem, jak WAŻNA jest wiara w drugiego człowieka; wiara ta pomaga przenosić góry.
Wierzę w Boga... - zawsze będę wierzyć, choćbym nie wiem jak daleko była od Kościoła, od Niego.

Wierzę w to wszystko jednakowo mocno i silnie, na równi.

* * *

Czasami się tak zastanawiam jaka jest ta moja misja na ziemi?...
Co Bóg mi zapisał?...
Bo moje życie jest naprawdę bogate w doświadczenia "duchowe"... Bo w historii swojego życia mogę odszukać etapy życia innych, którzy obecnie przeżywają ten sam trud co ja teraz...

Dlaczego Bóg tak bardzo mnie kocha??? - Nawet wtedy, gdy ja tak bardzo LEKKO traktuję sobie to moje duchowe życie? Dlaczego?? - Nie jestem godna tego.

* * *

Tak bardzo chciałabym z kimś mądrym, w tematach życia duchowego, pogadać.
Może kiedyś poznam kogoś takiego...

* * *

Dziwne to i może głupie, ale ostatnio czuję się
SAMOTNA... - w tłumie... oraz pośród ludzi z najbliższego środowiska...
NIE(Z)ROZUMIANA... - przez cały świat, przez ludzi, przez najbliższe środowisko. Czasem wydaje mi się jakby to co mówię rozchodziło się w niewiadome. Mówię coś komuś i nie dociera! Radzę i nie dociera. Mówię o swoich potrzebach i nie dociera. Mówię o uczuciach, odczuciach i nie dociera. Pokazuję ludziom siebie i mnie nie widzą... bo mają w głowach zakodowany swój obraz mojej osoby, i przez to mają oczy zamknięte na mnie, na mój prawdziwy obraz, który pragnie być zauważony...
ZDRADZANA... Czuję się zdradzana przez różnych ludzi z podwórka.
Zdrada bardzo rani. Bardzo.
Komuś ufam, a ten mnie zdradza.
Komuś powierzam swoje tajemnice, a ten mnie zdradza.
Komuś mówię coś i mam nadzieję, że to pozostanie między nami, a ten rozpowiada to.
Nieważne jest kim jest ten 'ktoś'.
Jeśli coś komuś powierzam to chciałabym by to pozostało tylko między nami.
Tak samo jest tu, na moim blogu. Tyczy się ta część notki, głównie osób z którymi spotykam się w rzeczywistości. To co jest pisane tu ma zostać tylko do Waszej wiadomości.

Zdrada rani. Nie pozwala ufać. Rani serce. Zmienia stosunek do "osobnika", a niekiedy kończy znajomość.
Mam nadzieję, że z nami - ze mną i z Wami, czytającymi - tak nie będzie.
Część z Was znam w realu, część tylko za pośrednictwem tej strony; mam nadzieję, że nasza znajomość nigdy się nie zakończy, a jak się zakończy to z przyczyn innych niż zdrada.

* * *

Chciałabym wybrać się kiedyś na rekolekcje. Może nie na tyle oazowe, bo za długie, ale na jakieś krótsze. Ale wiem, że póki co to nie możliwe... Ale jeszcze sobie poczekam; kiedyś się wybiorę. NA PEWNO.

* * *

Przepraszam Was wszystkich, szczególnie tych, z którymi spotykam się w "życiu prawdziwym", za moją wredność, złośliwość, dokuczliwość. Po prostu mam taki czas w życiu, że wszystko i wszyscy mnie denerwują. Czyżby to jakieś wypalenie psychiczno-fizyczno-duchowe? - może.
Po prostu przepraszam.

* * *

Czuję się ostatnio znowu do niczego, po mimo tego iż mam grono przyjaciół, którzy mówią mi, że tak nie jest. Ale to jest pomimo tego.
Czuję się do niczego.
Czuje się okropna.
Czuję się samotna.
Czuję się nie(z)rozumiana.
Czuję się smutno i źle.

Proszę o wiarę, o wiarę we mnie. A jak ktoś chce to może się też pomodlić za mnie.



Ehhh...
Może przejdzie mi ten dół...
Mógłby. Bo ja nie lubię dołów!!
Tak samo nie lubię deszczowej pogody, bo wtedy tym bardziej dołowaty nastrój łapie mnie.
No więc SŁONECZKO, proszę wróć do nas z powrotem.

środa, 14 maja 2008

moja chandra, wrrry... i przy okazji kilka przemyśleń...

jakaś chandra mnie złapała... :(
czuję się... nijak... czuję się samotna... czuję się jakby moje pragnienia, myśli, i cała ja (?) byłam nierozumiana... :( coś mówię, i to beż echa się roznosi... coś zostało powiedziane, ale czy dotarło, czy zostało zrozumiane?... - czasami, w różnych sytuacjach, wydaje mi się, że NIE :( :( :(

Wyszłabym gdzieś, ale gdzie? nudzi mi się. nie chce mi się uczyć. wszystko drażni mnie!!! mam chęć non stop buczeć ;( :( moje własne nerwy mnie wkur**zają!!!
chciałabym gdzieś wyjść, ale nie ma tu, w moim mieście, nic ciekawego!!! :(

aaaa!!!! ponosi mnie.... :( :( :(

Za oknem tak ładnie, a ja muszę się kuć! wrrry!!
teraz to ciągle tylko nauka, nauka, nauka, komp, ale nie dla odreagowania, ale też by coś tam do szkoły znaleźć...

sesja się powoli zaczyna, zaliczenia, prace grupowe, w których pracują głównie dwie osoby - ja i moja przyjaciółka Iza - sorry za szczerość, ale tu jest "moje królestwo", i mogę sobie pozwolić!!! ciągle tylko my, my, my robimy, bo inni nie wiedzą jak to ma wyglądać, jak się do tego zabrać, itp. a my? - sorry, ale my też wszystkiego jeszcze nie wiemy, i wiele rzeczy robimy na 'czuja', no bo przecież nie pracujemy jeszcze w zawodzie, więc skąd mamy wiedzieć jak to wyglądać ma na serio, ale dowiadujemy się, szperamy, za prąd płacimy spore rachunki, gdyż non stop w Internecie siedzimy, i jakoś nam wychodzi. mam przynajmniej satysfakcję, że będziemy mądrzejsze w zawodzie, bo coś tam już będziemy wiedziały :P :) tylko mnie wkur***zają teksty, i SMS-y osób, które są z nami w grupie, 'że one nie wiedzą jak do tego podejść', 'że nie wiedziały, iż to trzeba było przygotować', i panika 'bo co to będzie'; 'no i co ja mam zrobić?'... - kurde, jak będziemy wiedziały jak to zrobić to wam powiemy, sami byście mogli coś zgłębić!!! aaaa!! wkurwia mnie to!!!! ale to jeszcze jakoś ujdzie... najlepsi są 'agenci', którzy na gotowe się dopisują, jak to piąte koło u wozu... Ja jestem dobra, cierpliwa, ale już nie mogę wytrzymać!!! w tym semestrze mamy non stop prace grupowe, i non stop tak samo jest!!! wrrry!!! na szczęście już niedługo koniec roku ;) ufff, odpoczniemy sobie :) :P

* * *

kolejna sprawa, która mnie drażni ostatnimi czasy niezmiernie to marudzenie innych!!! sorry, za te słowa co tu napiszę, ale po prostu jestem już wyczerpana psychicznie, dlatego też WSZYSTKICH Z GÓRY PRZEPRASZAM ZA SŁOWA, KTÓRE MOŻECIE ODEBRAĆ, ŻE NIBY TO DO WAS.... no po prostu przepraszam.
Każdego życie nie jest proste. Wybieramy jakieś ścieżki na naszej drodze życia, podejmujemy jakieś decyzje, więc automatycznie musimy liczyć się z konsekwencjami... normalne. a to, że inni, czy to rodzice, czy społeczeństwo nas/ Was nie rozumie, to NORMALNE; tak już w życiu jest. Nie popadajcie w skrajności; życie w skrajnościach nie jest ciekawe. Spróbujcie wypośrodkować swoje życie, znaleźć jakiś "złoty środek". Nie jest to łatwa sprawa, wiem po sobie, ale również po sobie wiem, że idzie to zrobić :) Dajcie sobie więcej luzu, więcej radości; dajcie sobie szanse pożyć, a nie tylko żyć w stresie i napięciu. Jeżeli macie na coś ochotę to róbcie to, a nie planujcie. I nie schizujcie!! kiedy nakręcacie się na coś, to jest gooorzej! Z większym DYSTANSEM podchodźcie do niektórych spraw w swym życiu. Chcecie by inni Was rozumieli no to OTWÓRZCIE się na innych. Wiem, że o uczuciach jest trudno mówić, ale pokażcie swoje uczucia innym. Próbujcie nie nakładać masek; bądźcie wciąż jednakowi, w każdym środowisku. Nie marudźcie, nie trujcie, nie użalajcie się nad tym swoim życiem, ale weźcie "byka za rogi". Tak, wiem, że to trudne, ale JEST TO WYKONALNE.
Ja staram się Wam pomagać, staram się być z Wami w Waszych trudnych dniach, ale czasem mam tak najnormalniej w świecie dosyć... Wiem przez co przechodzicie, znam te obawy, te lęki, tą niewiadomą, ale będąc=stojąc w miejscu NIC nie osiągniecie. Proszę, zróbcie choć maleńki krok na przód.
Nikt z Was nie jest do niczego. Każdy jest ważny. Nawet jeżeli nie wierzycie w Boga, to wierzycie w jakiś los, przeznaczenie, i wierzcie sobie.
Wszyscy, ale przede wszystkim, Moniko, Justyno, Agnieszko NIE BÓJCIE SIĘ ŻYCIA!
Ważne jest by w życiu żyć w zgodzie ze samą sobą, by czuć 'pokój serca'.
Każda z Was ma coś wspólnego ze mną. Na swój sposób mamy podobne historie. W moim życiu były wszystkie Wasze problemy. Wiem, i rozumiem, co przeżywacie... Na pewno nie przeżywacie tego w taki sam sposób jak ja, ale rozumiem ten Wasz "ból duchowy", i te wszystkie bolączki...
I bardzo chciałabym Wam pomóc, ale mogę Wam dawać tylko moje rady, wskazówki, wyrażać swoje zdanie... Przepraszam, ale nie mogę nic więcej... Nie mogę, bo to są Wasze życia!
Ale nie zależnie jaką drogę wybierzecie... czy świecką, czy zakonną, czy w rodzinie, czy jako singiel, czy będziecie trwać przy Bogu, czy od Niego odejdziecie... to jeżeli to będzie w zgodzie z Tobą, i będziesz czuła, że w końcu odnalazłaś siebie w świecie, to ja będę szczęśliwa razem z Tobą.
Niestety, niezależnie co wybierzesz, nigdy nie będziesz pewna czy dobrze wybrałaś... Po prostu jest takie życie. Mówisz "A", i za tym idą jego konsekwencje; mówisz "B", i spotykasz się z konsekwencjami "B".
Nie bój się życia. Nie zabraniaj sobie spotkań z chłopakami, "bo Ty myślisz o drodze zakonnej". Nie czuj się, że spotykając się ze znajomym, kolegą czy chłopakiem "zdradzasz" Boga. To nie jest prawda. Bóg chce dla Ciebie szczęścia, i nie zależnie jaką drogę wybierzesz On i tak, i jednakowo, i cały czas tak samo, będzie kochał.
Jesteś młoda. Żyj. Ciesz się życiem. Łap wiatr, póki możesz. Rozwijaj się. Nie wstydź się "głupich myśli" - to znak, że z Tobą wszystko w porządku; po prostu dojrzewasz ;)
KAŻDA DROGA, czy to zakonna, czy świecka, w rodzinie, czy jako osoba samotna, jest trudna, i każda ma swoje plusy i minusy, JEST DOBRA. Ja żadnej nie potępiam.
Wierzę, że na wszystko przyjdzie swój czas, i we właściwym czasie poznacie co jest Wam pisane, czy to przez Boga, czy przez los, czy przeznaczenie.
Wierzę w Was, i wierzę, że odnajdziecie w końcu siebie :)

sobota, 3 maja 2008

zniany...

Zmiany, zmiany, zmiany...
Tak, zmieniłam się przez ostatnie pół roku, i to bardzo... i nadal się zmieniam... :)

Może nie wszystkim odpowiadają one, ale ja czuję się z nimi DOBRZE :D
Czuję, że w końcu ODNAJDUJĘ SIEBIE w "dżungli świata".
Znalazłam swoje miejsce na ziemi. Jest ono tu, w życiu świeckim, w rodzinie, z mężem i dziećmi.
Odnajduję się w "prawach" jakie rządzą w tym świecie.
Nie ze wszystkim się zgadzam.
Zaczynam światu pokazywać SIEBIE; siebie taką jaka jestem i czuję się naprawdę, a nie tą, którą oni chcieliby bym ja była.
Niekiedy jestem w NOWEJ SOBIE sprzeczna z resztą społeczeństwa, no ale trudno; nie wszystkim się dogodzi.

Życie jest piękne.
Tak daje w kość porządnie, i często jest ciężko, ale i tak pomimo to jest piękne.

W reszcie mam coraz to większe poczucie własnej wartości, coraz to większą posiadam wiarę w siebie, a dzięki temu jestem w stanie pokonywać trudności.
Co prawda niektóre "trudności" są straszne, ale daję radę.

Niektórzy może z Was i ogólnie oburzą się i oburzyli się, ale nie jestem już "ortodoksyjną katoliczką". Znormalniałam w tym względzie i dobrze się z tym czuję.
Owszem, wiem i pamiętam co należy do moich obowiązków, znam zasady, ale nie zawsze udaje mi się je zachować.
Człowiek jest istotą grzeszną, upada. Ważna w tym wszystkim jest chyba ta świadomość by wiedzieć, że dane coś jest niezgodne z obowiązującymi zasadami - tą świadomość mam.
Nie oceniam czegoś od razu jako tylko "złe" bądź "dobre" - na to jakie to jest wpływa wiele czynników.
Grzech jest grzechem i pozostanie, ale kiedy człowiek grzeszy, WAŻNE by mieć tą świadomość grzechu, by chcieć i umieć po nim wstać, i zacząć wszystko od nowa.

Oaza... - od już i ponad 8 miesięcy nie uczestniczę czynnie w oazie.
Czemu odeszłam?
"Moja oaza" (nie wiem jak jest w innych diecezjach, więc ich nie oceniam) nie idzie z duchem czasu.
Poczułam się w pewnym momencie niezrozumiana i ja ich nie rozumiałam.
Bo ja, moi Kochani, nie będę porzucać 3 lat nauki i zarywać 4 roku, przez to, że studiuję zaocznie, i nie mogę uczestniczyć w pełnej formacji. No sorry, ale w tym momencie szkoła jest dla mnie ważniejsza!
No właśnie!... od czego jest ta 'moja' szkoła ważniejsza?
- obecni oazowicze (z mojej diecezji i miasta) w dużym procencie, wydaje mi się, ze utożsamiają OAZĘ z BOGIEM. Dlatego też często da się słyszeć: "to oaza nie jest już dla ciebie ważna?". "wybierasz coś innego niż spotkania oazowe", "zajmujesz się dziećmi niż przyjechać na OM", itp.
OAZA a BÓG to nie to samo!!
Oaza nie jest jedyną wspólnotą, która "zbliża" ludzi do Boga.
Ile jest ludzi, którzy w ogóle nie należą do jakichkolwiek wspólnot, a ich życie jest naprawdę silne duchowo? - takich ludzi jest sporo.
I to oni swoim życiem dają najpiękniejsze świadectwo. :) Nie organizują oni żadnych ewangelizacji, tylko tak zwyczajnie swoją postawą, swoimi słowami dają świadectwo, że Bóg jest naprawdę obecny w Ich życiu.
Ewangelizacja - piękne dzieło, tylko może zamiast ciągle o niej mówić, warto było by ja zacząć?

Msze oazowe - również fajna sprawa, tylko szkoda, że na pozostałych, nazwę to, "zwykłych" mszach oazowicze nie raczą otwierać ust, tylko mruczą coś pod nosem... HALO, ale chyba nie o to chodzi!!! Czym się takie msze różnią?! - wszystko jest takie same, tylko te 'oazowe' ładniej wyglądają, bo np. nie śpiewa organista, który fałszuje; więc wg mnie WSZĘDZIE trzeba być jednakowym. Bo przecież BÓG jest Jeden, i na każdego z nas patrzy jednakowo. U Niego nie ma "lepszych", bo z oazy, i "zwykłych" - u Niego wszyscy są JEDNAKOWI.
Może warto się nad tym zastanowić?... (ale to od każdego z Was z osobna zależy. Ja nie jestem od narzucania. Ja piszę tylko to co mi się nie podoba - to moje indywidualne zdanie).

Dlaczego młodzi "nowi" ludzie nie chcą "należeć" do oazy? - bo oaza ostatnimi laty stała sięwspólnotą zamkniętą/ Potworzyły się w niej podooazki=podgrupy; inne wspólnoty w jednej wielkiej wspólnocie. I tym "nowym" jest się CIĘŻKO przebić!!!
W oazie nie ma otwartości na nowych ludzi.
Śmiem twierdzić, że duża część "młodych - stażem - oazowiczów" tak naprawdę nie wie co jest ISTOTĄ oazy, nie zna podstawowych założeń, nie rozumie podstawowych znaków. Nie pyta się, bo sie wstydzą; bo nie ma kogo, niektórzy animatorzy (zwłaszcza ci młodzi wiekiem, ale to nie jest reguła i SĄ wyjątki) zbywają, wolą wydrukować i powiesić do przeczytania niż samemu wyjaśnić; a poza tym (jak wszędzie) trzeba z programem wyrobić się...

Przyjęło się, że oaza to miłe spędzenie czasu wolnego, wspólne pogadanki na ciekawe tematy, wspólne śpiewy, śmiechy, wspólne wyjazdy w ciekawe miejsca za niewielkie pieniądze i poznawanie nowych ludzi (dlatego też nasze konta na "naszej klasie" mają tyle znajomych). Ale czy to jest najważniejsze?! Jeszcze raz powtarzam PODSTAWY, PODSTAWY, PODSTAWY - one są najważniejsze! Istota. SENS Ruchu. Główne założenia. Kim był Blachnicki? - ile z oazowiczów od początku wiedziało? Ile z Was dowiedziało się "niedawno"? A ile tak naprawdę jeszcze nie wie? - sami sobie, oazowicze, odpowiedzcie.
Kiedyś zaproponowałam by w mojej parafii zorganizować gazetkę o oazie - takie luźne, darmowe kartki, z których ludzie z parafii, a wiec i młodzież, mogłaby poznać ten Ruch. - propozycję odrzucono.
Innym razem zaproponowałam bloga o naszej parafii, i oazie tam działającej. - propozycję odrzucono. Bo po co, bo się nie chce, bo kto to będzie robił...
Obecnie w mojej parafii już nie ma oazy.

Nie można też nie wspomnieć o księżach opiekunach. Jeśli do parafii trafi wikary, który jest otwarty na młodzież, bądź sam był/ jest w oazie to CUDOWNIE! To choćby szło licho, lecz iść będzie.
Jednak jeżeli trafi "przedpotopowy" ksiądz, to wszystko padnie!
Ja wiem i rozumiem, że księża, choć się to społeczeństwu nie wydaje, mają dużo do roboty, gdyż sama mam znajomych księży, i ogólnie słyszę jak to wygląda, ale dla chcącego nic trudnego.
Kiedy w parafii "istnieje młodzież", wtedy parafia żyje.

Co jeszcze z moich uwag jest warte podzielenia się z Wami... Hym... A! już mam! :) PRZEKAZYWANIE INFORMACJI
Pamiętam, że często działo się tak, iż dziewczynki (bo głównie to one tworzą oazę) z początkujących stopni, tzn. przed zerówką, w ogóle nie były informowane co dzieje się w oazie na terenie miasta, więc wszystkie Dni Wspólnoty, Oazy Modlitwy, itp. omijały je.
Kochani, naprawdę, nie wszyscy jeszcze mają Internet. Dlatego szalenie ważne jest by bądź SMS-em, bądź tak zwyczajnie, słownie, rozpowiedzieć innym co w najbliższym czasie ma się dziać.

Eh... to a propos oazy może starczy.. na razie. Jak sobie coś przypomnę, to jeszcze napiszę :P


Nie uczestniczę czynnie w życiu oazy, lecz oazowiczem nie przestanę być nigdy. Wspólnota ta, na pewnym etapie mojego życia, bardzo mi pomogła. Wiąże mnie z nią jakiś sentyment.
Nie zerwałam więzi z "czynnymi" oazowiczami, choć oni w dużej mierze tak.
Jeżeli mam możliwość i czuję potrzebę, chętnie uczestniczę w różnych spotkaniach.
Mam nadzieję, ze może jeszcze kiedyś/ może jeszcze nie raz, będę uczestniczyć i w rekolekcjach oazowych - to naprawdę bardzo mocne duchowe przeżycie - wszystkim polecam.
Może kiedyś wrócę do oazy, jako do Domowego Kościoła, a może nie; czas pokaże.
Nie zależnie jak będzie, czy będę "ortodoksyjną" katoliczką, czy nie, Bóg zawsze będzie dla mnie ważny, bo ja Go tak zwyczajnie w świecie kocham.
A to co napisałam o moich odczuciach względem "mojej" oazy, nie traktujcie jako krytykę.
Lepiej będzie jak się zastanowicie nad tym, porównacie z tym jak jest u Was, i wyciągniecie jakieś wnioski, to wyjdzie z pożytkiem dla Was, i dla istnienia i dalszego charakteru Ruchu Światło-Życie.

* * *

Zmieniłam się, w myśleniu, mowie, zachowaniu, podejściu do niektórych spraw...
Kocham siebie taką jaką jestem, i ze wszystkim co robię.
Szanuję sama siebie.
Nie robię NIC wbrew sobie, i na co nie miałabym chęci.
Walczę o swoje życie, by było ono tylko moje, by decyzje, które podejmuję były tylko moje, a nie narzucane przez innych.
Przekazuję światu informacje, w odpowiednich ilościach, o mnie, dotyczące mojej przyszłości.
Dalej walczę o swoją niezależność.
Robię to na co mam ochotę, i tak jak ja to chcę, a nie inni.
Stałam się też bardziej otwarta na ludzi. Mam, w końcu, znajomych, z którymi mogę się spotykać, pociskać pierdoły, śmiać się, ale i poważnie rozmawiać.
Czuję, w końcu, że żyję.
Jeszcze kiedyś będę bardziej żyć, ale tak jak jest teraz, tak na dobry początek, jest dobrze.
Żyję w zgodzie z sobą.
W końcu czuję się sobą, tą Lidką, która przez tyle lat ukrywała się... Ludzie, z którymi się spotykam, może i dziwią mi się, ale to ja - PRAWDZIWA JA, teraz coraz bardziej JESTEM.
Taka byłam, zawsze, tylko w dużej mierze i przed większością ludzi, ukrywałam się, ale teraz przyszedł czas na zmiany :)

Pozdrawiam!