piątek, 16 września 2016

Właśnie jadę pociągiem do szkoły... kolejnej. Przyda się czy nie przyda... ciągle się nad tym zastanawiam, ale robię. Nie chce mi się, z czysto człowieczego zmęczenia, ale robię, bo chcę ;)
Na tym póki co zaprzestanę ale nie zakończę.

Męczy mnie powoli takie życie na odległość... Chciałabym być juz mieszkać z mężem.
Ale koleżanka mnie pociesza, że ona ze swoim zamieszkała po prawie dwóch latach, bo była w podobnej sytuacji. Damy radę.
Tydzień leci za tygodniem. damy radę.

czwartek, 15 września 2016

Czyżby miało to być pożegnanie...?

To nie jest tak łatwo zapomnieć o Tobie... wszystko wkoło boli.
Wszystkie płodne nagle stały się.... brzuchy pokazują, o brzuchach mówią, cieszą się... a ja..... ;(
Dzisiaj w robocie prawie się z tego słyszenia wszystkiego popłakałam. Dobrze, że taka fajna koleżanka weszła to udało mi się opanować.

Mój Maluszku ; (
Dlaczego nie było mi dane Ciebie mieć dalej pod sercem....?

Kochane moje Małe....

W pracy nikt (z tych z działu) nie jest w stanie powiedzieć, że mi współczuje itp. od żadnej jeszcze nie usłyszałam tego.

Za to słyszę wciąż o porodach, poczęciach, problemach które przezwyciężyli. nawet u tych co długo się starali słychać coś w rodzaju 'mnie się udało, jestem lepsza'.

Czasem się zastanawiam jaki to wszystko miało cel...
Czasem się zastanawiam jak to jest....
Czasem zdarza mi się jeszcze że patrze w lustro, dotykam swe ciało, kładę rękę na brzuchu i przychodzi w momencie wielki ból i nienawiść... rozpacz. Gdzie jesteś mój Maluszku Kochany....

Wszyscy Cię tu pokochali.... a Ty odeszles, nikt się tego nie spodziewał, nikt.

Ciągle w sercu mam ten strach... to przerażenie. Krwawie. co jest?
Strach, dygotanie i kołatanie serca...

W dniu przyjęcia lekarz daje jeszcze maleńka nadzieję, że zobaczymy co będzie... słyszę jak mówi do kogoś, że szans dużych nie daje... całą noc się modliłam byś przeżył... koszmar.  A Ty odeszles. ;( poranne badanie, i już Cię nie było... pusty pecherzyk.
Ja nie wiedziałam, co do mnie mówią lekarze.... I jak to?! Przecież wczoraj jeszcze widziałam na monitorze, na usg Ciebie... a "dziś Cię nie ma". Myślę sobie, może coś źle, może źle zbadali... nieprawda... to nie może być prawda...
Lekarz przekazał informację i już wymaga mojej decyzji co dalej. ja w szoku jestem. nie dociera jeszcze do mnie co się stało, a on się pyta co robimy... Drugi lekarz widzi mój szok, moje oszołomionie, mówi, żebym się zastanawiła, że później dam decyzję... do wyboru miałam wrócić do domu albo urodzić...
Do pokoju jakoś chyba sama, nie pamiętam, wróciłam. Chciałam czekać ale moi bliscy wytlimaczyli, że już nie żyjesz, że już Cię nie ma... że odeszles kilka tygodni temu już...
Przyszła moja pani dr do której chodziłam... zero "współczuję", tylko decyzja ją interesowała.... I że gdybym chciała psychologa to bym zgłosiła się do pielęgniarek.... (kurwa mać, psycholog to powinien być obligatoryjnie, a nie że jeżeli będę chciała... ja w szoku byłam )
Dostałam tabletki na wywołanie porodu, poronienia, czy jak się to tam nazywa...

Rodziłam dwa dni.... krew litrami ze mnie schodziła... pierwszą dobę, cała noc spędziłam praktycznie na kiblu rodząc to co po Tobie zostało... w całkowitej samotności. Tylko ja łzy i resztki Ciebie nieustannie chlupały do wody... cały kibel był w krwi.
Tak Cię straciłam. ; (

Dobrze, że miałam jedynkę salę.
Dobrze, że na łóżko było w miarę blisko z łazienki, by odpocząć choć na chwilę.... bo pielęgniarki nie zaglądały za często by się dowiedzieć czy żyję.

Wspólne posiłki na stklowce z ciężarówkami - porażka systemu.

Dwa dni rodziłam by ciągle coś było widoczne na usg.... trzeciego dnia zdecydowali, że jednak musi odbyć się zabieg, bo jeszcze coś zostało....

Tajemnica pełnej narkozy pozostanie dla mnie, jak z sali zabiegowej trafiłam na swoje łóżko, które czekało na mnie na korytarzu... nie wiem ile trwał zabieg ani ile spałam.  W tym dniu modliłam się by już okazało się, że jest wszystko ok i żebym mogła już iść do domu... (choć tu się zaczynał kolejny strach.... przed powrotem do pracy... dlaczego? - wiadomo ze wcześniejszych postów )

Czemu nie pobralam materiału do badania genetycznego, czemu nie starałam się o macierzyńskie i inne świadczenia.... - a co bym miała zrobić z aktem urodzenia i zgonu jednocześnie....?

Pochowałam Cię w sercu. Nie, dalej w nim żyjesz.
Czasem się zastanawiam, czy byłbyś Antosiem, czy Asią...
Pragnę byś mi się przyśnił, byś się pokazał mnie - mamie... ; (

Chciałabym nie czuć już tego bólu.... tego poczucia bycia gorszą, bo straciłam Cię.... ; (
I mimo szczerych chęci, czasem, często nie potrafię... i tak ciężko mi żyć z tym wszystkim.

Chciałabym byś miał rodzeństwo, tylko błagam, nie zabieraj ich do siebie.... boje się tego bardzo, że tak może się stać...
Chciałabym się znów zacząć starać i jednocześnie ciągle jeszcze nie czas, jeszcze jakieś badania, bo lekarza zmieniłam (!)

Smutno mi bez Ciebie. Tata Twój daleko. Proszę, czuwaj tam - z Nieba - nad nami... by się udały wszystkie rzeczy, które rozpoczęliśmy teraz... by nie trzeba było długo czekać na Twoje Rodzeństwo.

Kocham Cię mój Maluszku i szalenie tęsknię za Tobą

Twoja Mama :*

;(

wtorek, 13 września 2016

A teraz nastał czas na "wybielanie się"

Dzisiaj szef zebrał nas na spotkanie,  że i zaczął się wybielać. Że od władzy wyższej dowiedział się, że mobbing w robocie stosuje, że on się nie przyznaje, i że nie rozumie skąd takie podejście, skąd takie zachowanie i żąda od nas deklaracji, kto i co ma do niego i byśmy się wypowiedzieli.
Że on serce na dłoni nam daje a my na niego skarżymy, że kłamiemy, że zmyslamy...

I to co mnie najbardziej wewnętrznie rozbawiło, że wszystko co dzieje się w pracy to tajemnica służbowa i nikt nie powinien się o tym dowiedzieć; że to wszystkie ustawy mówią i to jest poważne przewinienie mówiąc osobom trzecim o takich sprawach.

I że dwie osoby się skarżyły, i niech się przyznają i powiedzą co mają do kierownika.

Mój kierownik myli widać pojęcia, i dalej wychodzi nieznajomość ustaw u niego, bo mówiąc ze tajemnica służbową jest to jakie on ma podejście do podwładnych to sam się pokazuje, że nie zna tematu...

Nikt z pracy nie wynosi spraw którymi się zajmuje, nie ujawnia danych, spraw, które się toczą. ale na temat atmosfery w pracy oraz tego jak procodawca cie traktuje i jak mimo tego że on tego nie widzi, mobbinguje cię, nie przejdę obojętnie.

Za dużo przeszłam, za dużo straciłam. a teraz mam wysłuchiwać tych kłamstw, że kierownik jest niczemu niewinny, a te dwie osoby co czują się mobbingowane kręcą i kłamią...

O nie, nikt mi nie wmowi mojej winy, i nikt się w moich oczach nie zdoła wybielić, bo ja prawdę znam.

Nie po t przeżyłam to wszystko.
Nie po to straciłam Dziecko....

poniedziałek, 12 września 2016

Najtrudniej pozwolić odejść...

Najtrudniej...

Czasem się tak zastanawiam, czy mi się to wszystko przyśniło, czy może to jakaś fatamorgana... czy to wszystko co się stało to prawda?!...
I niestety wszystko wskazuje na to, że niestety tak...
...

Tyle razy zabieram się za to... tyle razy... i zawsze dochodzę do tego samego miejsca...
Tu chce (coś z siebie wydusić), a tu nie mogę, bo dech w pirsiach zatyka...

...

piątek, 9 września 2016

O kobietach dzieciach i okresie...

Może nie tyczy się to wszystkich... ale ja piszę z punktu widzenia swojego i moich koleżanek, że

dla kobiet, które straciły dziecko w czasie ciąży oraz dla tych, które z ciągłymi niepowodzeniami starają się o dziecko nie ma nic gorszego niż dostać okres... ten ból serca, który temu stanu towarzyszy jest mega mega nie do opisania...
:(

a za tym bólem czają się myśli czarne... dlaczego ja... dlaczego wciąż nie... kiedy się uda... i czy się w końcu uda... czy warto myśleć, marzyć, wierzyć.

...

środa, 7 września 2016

To jeszcze nie ten czas....

To jeszcze jednak nie ten czas... na taką zmianę.
Jeszcze zostaję tu.
Ale to wszystko dało mi siłę w sobie, do walki o siebie, i o nas :)