poniedziałek, 11 lipca 2016

27.06.2016r....

Upragnione wyczekiwane PRZEKOCHANE....
10 tygodni nosiłam pod sercem...
Rozmawiałam. Rozmawialiśmy. planowaliśmy, ale bez przesady. cieszylismy się.

3 tygodnie już nie żyło... a my nic nie wiedzieliśmy.... i rozmawialiśmy, smialismy się, cieszylismy...

Winnych ponoć nie ma.... ale ja wiem kto zawinił. I na pewno nie byłam to ja, bo chuchalismy, wszystko z mega rozwagą robiliśmy, nic nie wskazywało.

Została pustka. mimo iż wszyscy wkoło się starają, przychodzi taki moment, że ich starania mnie denerwują i to wszystko mam w dupie... nie potrafię!
Wiedzę która jest spora z radzenia sobie ze stresem, z bólem, ze stratą.... wszystko to mogę wsadzić sobie głęboko... nie potrafię tego odnieść do siebie. staram się, ale to co robię to jest kropla w morzu.... łez.

A dla środowiska medycznego to nic się nie stało.... I trzeba szybko wrócić do normalności. (no przecież wychodzę do ludzi, chodzę do sklepów, nawet sobie kiecke kupiłam....) -> ale umysł chyba jest odrebnoscia, nie współpracuje ze mną, w ogóle.

Tydzień w szpitalu, tydzień w domu... i co?! Wszyscy myślą, że nic się nie stało, i nie ty jedna,  będą kolejne i musisz zapomnieć, i jak najszybciej starać się o kolejne...
Dają wsparcie mniej lub bardziej, bardziej wkurwiajaco bądź mniej, starają się.... ale zapominają o psychice...

To było już Dziecko. to nie było "coś, zlepek komórek, czy coś w ten deseń".... dla mnie było to już Moje Dzieciątko, które kochałam od pierwszego dnia.

A teraz już Go nie ma. [*] :( ;(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz