piątek, 31 marca 2006

BÓG CZASU NIE LICZY

co mam powiedzieć??....czuję się taka bezradna....czytam "Gościłam Anioła" i "Z pamiętnika Kajtusiowej mamy" i... jest we mnie taka wielka niemoc....tak bardzo chciałabym pomóc zarówno jednej, jak i drugiej Mamie=autorce i nie wiem jak... i pozostaje mi jedynie modlitwa....
na tyle pytań w świecie nie ma odpwiedzi.... my nie jesteśmy w stanie tego zrozumieć...dlaczego tak i tak dzieje się... ale wierzę, że Bóg ma w tym jakiś cel...którego my niestety nie jesteśmy w stanie odkryć...zrozumieć.... tak berdzo chciałabym pomagać...wspierać...i nie wiem czy potrafiłabym...czy potrafię.... znam ten ból...to cierpienie...te wątpliwości...strach...obawy...i nadzieję, która wciąż się tli...znam te łzy... co prawda choroba bądź śmierć dziecka jest dużo gorsza niż dorosłego, ale i temu i temu towarzyszą taki albo bardzo podobne uczucia...
takie to wszystko jest trudne... oj! tak strasznie boli serce... taka to ogromna niemoc...

mój brat w tamtym roku przekazał 1% podatku na rzecz Warszawskiego Hospicjum dla Dzieci ( http://www.hospicjum.waw.pl ) i od tego czasu przychodzi do nas takie czasopismo "hospicjum"... i tu w lutowym wydaniu tej gazetki dostałam swego rodzaju odpowiedź na ten mój ból niemocy, jaki obecnie przeżywam...
oto wywiad z śp. ks. Janem Twardowskim, który pomógł mi w jakimś stopniu zrozumnieć mi dlaczego tak jest... dlaczego dzieci cierpią...dlaczego umieraja...

(Wywiad przeprowadziły Kasia i Marysia Dangel, córki doc. Tomasza Dangela, założyciela Warszawskiego Hospiscuj dla Dzieci. Artykuł ukazał się w "Gazecie Wyborczej" - 17.07.1999. Redekcja "hospicjum" bardzo dziękuje "Gazecie Wyborczej" za udostępnienie tekstu i zdjęcia) (...niestety zdjęcia dziewczynek i śp ks. Jana Twardowskiego nie zamieszczę bo nie mam skanera... :p)

BÓG CZASU NIE LICZY

* * * Z (śp.) księdzem Janem Twardowskim rozmawiały siostry blizniaczki: Kasia i Marysia Dangel - lat 12 * * *

KASIA: Dlaczego dzieci umierają?
Ks. JAN TWARDOWSKI: To tajemnica. Jakiś zamysł Boga, którego nie rozumiemy.
MARYSIA: A czym jest śmierć?
- Spotkaniem z Nim, tak uczy nas wiara.
MARYSIA: To dlaczego ludzie boją się śmierci?
- Ja myślę, że bardziej boją się umierana niż samej śmierci. Strach miesza się wtedy z radością. Jak w samolocie: trochę się boimy lecieć, a trochę nam się to podoba. Kiedy człowiek umiera, pewnie cieszy się, że już za chcwilę Pan Bóg odkryje przed nim wielkie tajemnice. To musi być ekscytująca, szczęśliwa chwila.
KASIA: A jak ktoś idzie do piekła?
- Piekło jest puste. Diabły chodzą po ziemi.
MARYSIA: Czy każde dziecko, które umiera, zaraz idzie do nieba?
- Na pewno. Nasza wiara mówi: Bóg stał sięczłowiekiem. Człowiekiem podobnym do dziecka z hosicjum, bo przecież cierpiał niewinnie. To jest ten Baranek Boży - niewinne stworzenie złożone na ofiarę. Baranek, który zwycięza. Można w to nie wierzyć, ale ja jestem księdzem i ja wierzę. A czy wy, dziewczynki, jesteście ochrzczone?
MARYSIA: Jesteśmy.
KASIA: Dlaczego ksiądz w pewnym wierszu poprosił Pana Boga, żeby nauczł księdza cierpieć bez pytań?
MARYSIA: Napisał ksiądz, że Bogu nie stawia się pytań "dlaczego".
- Sa pewne tajemnice, których Pan Bóg nam nie wyjaśnił. Na przykład śmierć dziecka, o której teraz rozmawiamy. Nie rozumiemy jej. Ale nie możemy żądać do Niego, by nam się z czegokolwiek tłumaczył.
MARYSIA: Ale czy człowiek może zadawać pytania?
KASIA: Szczególnie wtedy, gdy Bóg zabiera mu dziecko.
- Można pytać.
KASIA: Dlaczego więc Bóg zabiera rodzicom ich dzieci? Przecież musi widzieć ich wielkie cierpienie.
- Widzi. Ale ono na pewno ma swój sens. Znam ludzi, którzy po śmierć dziecka zupełnie zmienili swe życie. Na lepsze.
MARYSIA: A może to kara dla rodziców za straszne grzechy?
- Nie. W Starym Testamencie mówiło się, że śmierć jest karą za grzechy. Ale już tam jest przypowieść o Hiobie. Był pobożny i oddany Bogu, a spadły na niego wszystkie nieszczęścia. Bardzo cierpiał. Sąsiedzi mówili mu, że napewno bardzo zgrzeszył, skoro Bóg tak go doświadcza. Ale Hiob kochał Boga, przyjmował od Niego wszystkie nieszczęścia. Wiedział, że to nie jest żadna kara, że musi być w tym jakiś inny Jego zamysł. Ale ja was chyba nudzę, jak na kazaniu.
MARYSIA: Ależ nie, proszę księdza.
KASIA: Czy Pan Bóg wybiera, które dzieci mają już do Niego przyjść, które odżyć starości?
- Przypuszczam, że każdy ma swój czas wyznaczony. Ale Bóg nie liczy czasu, tylko waży. Jedna chwila, czy godzina jest inna od drugiej.
MARYSIA: Czy z chorym dzieckiem roznawiać o śmierci?
- Chyba nie ma sensu nikogo oszukiwać, także dziecka. Pamiętam moją penitentkę, pierwszą w moim życiu osobę, którą spowiadałem. Była to umierająca dziewczynka.
KASIA: Ile miała lat?
- Dziesięć. Mieszkała na wsi. Chciałem ją pocieszyć. Ale ona wiedziała, że odchodzi, choć nikt jej tego nie powiedział. Ona była dojrzała do spotkania z Bogiem.Ci, którzy naprawdę umierają, to wiedzą. Mają jakąś wiedzę, na pewno większą od naszej. Ta dziewczynka była mądrzejsza ode mnie. Ona mnie uczyła...
KASIA: A jak pocieszać dzieci, którym umarł brat albo siostra?
- Że on nie umarł, tylko żyje. Że patrzy na nas, że się za nas modli. Można nieć świtny, serdeczny kontakt z umarłymi.
MARYSIA: A czy ksiądz wierzy w cuda?
- Oczywiście. Cudem jest trawa, która rośnie. I to, że ja żyję, jest cudem.
MARYSIA: Czy dzisiaj sam Jezus może uzdrawiać dzieci tak samo, jak uzdrawiał, kiedy chodził po ziemi?
- Na pewno. Jeśli bardzo chore dziecko trafi do lekarza, który je wyleczy, to czyż nie jest cud?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz