wtorek, 31 października 2006

:( totalna pusta we mnie jest....... :( :( :(

pier...nicze to wszystko!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
na usta cisną mi się same przekleństwa...

mam dosyć wszystkiego!!!!

ja chcę sie na kilka dni zaszyć się gdzieś... najlepiej u jakichś Sióstr... ale nie konkretnie Nazaretanek... bo gdybym do Nazaretu pojechała, to serducho by mi bardzo płakało w momencie, gdy musiałabym od nich wracać...

czy ja oszalałam?????!!!!!!!
eh, nie umiem już tu żyć....
nie nadaję się tu totalnie!!!!!!!!!
kasa, faceci, dobra praca, sława, wyścig szczurów, ble, ble, ble...... bleeeeeeeeeee!!! mnie to nie ciagnie!!!!

to jest chore! nienormalne!! zwariowałam!!!

chyba znowu uciekam... od Boga, od powołania... od głosu serca....

tak trudno jest mi żyć w dwóch światach jednocześnie...
tak trudno udawać mi, sztucznie uśmiechać się, ukrywać swoją naturę, kłamać...
chciałabym by wszyscy dowiedzieli się o czym myślę...
chciałabym by dali mi spokój!!!
chciałabym powiedzieć co ja o tym wszystkim myślę!!....

ostatnio... niby nic, a jednak znów smutno mi się zrobiło przez zachowanie moich dawnych znajomych...
taki jeden ŁOŚ chce by drugi ŁOŚ zeswatał go ze mną... i nawet zakłady obstawiają czy się uda, czy nie....
a niech spier....ją!!!!!!!!!!!!!!
życzę im w życiu jak najlepiej, ale niech odczepią się ode mnie!!!


a ja mam potworny mętlik w głowie i potworny smutek w sercu...
eh, po prostu t ę s k n i ę ...

zastanawiam się czego ja od życia chcę... mam mieszkanie i dom rodzinny; mam co zjeść; mam jakieś zaplecze finansowe; mam wporządku rodzinę... więc CZEGO ja jeszcze od życia chcę????! a mi wciąż czegoś brak....

HELP!
HELP!!
HELP!!!

przerwać studia? - nie chcę, bo już jestem za połową.... bo dużo jusz poszło w nie wkładu... gdyby to były dzienne to może łatwiej było by mi....
pozostaje męczyć się jeszcze jakiś czas...
ale co to będzie za ten czas?
wiele może się zmienic....
może....
wszystko jest możliwe....

moje koleżanki wychodzą za mąz, rodzą dzieci... idą do przodu...
a ja STOJĘ w miejscu i wydaje mi się jakbym marnowała swoje życie...

nie powinnam być tu gdzie jestem....
powinnam być tam, tam gdzie moje serce zostało... ciężko żyje się bez serca....

gdybym byłam w liceum już myślałam o zakonie... nie wiedziałam konkretnie, do ktorego chciałabym pójść... nie byłam w tym wszystkim tak zorientowana jak teraz.... jedno co wiedziałam to to, że tam jest moje miejsce... ale nie poszłam wtedy, za to odeszłam... odeszłam od Boga :(

podziwiam ludzi, którzy mają odwagę przerwać studia, jakiś etap w swoim życiu by móc realizować swoje prawdziwe powołanie, dy spełniać marzenia...
Ja nie potrafię. :( :(


a może po prostu odbiło mi?
może zammiast do Nazaretu powinnam swoje kroki skierować do wariatkowa??...

tak bardzo cierpię...

co ja mam robić?

wołam o pomoc, ale to wołanie jest nieme... i tak nikt nie słyszy...

niech ten czas płynie szybciej...
niech... - sama nie wiem o co prosić Boga....
niech zabierze ode mnie te mysli... - NIE, NIE CHCĘ!!! - BOŻE, NIE ZABIERAJ, PROSZĘ.

i nie umiem poradzić sobie sama...

totalna kicha!....

to takie trudne... bardzo trudne jest...

...

:(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz