To nie jest tak łatwo zapomnieć o Tobie... wszystko wkoło boli.
Wszystkie płodne nagle stały się.... brzuchy pokazują, o brzuchach mówią, cieszą się... a ja..... ;(
Dzisiaj w robocie prawie się z tego słyszenia wszystkiego popłakałam. Dobrze, że taka fajna koleżanka weszła to udało mi się opanować.
Mój Maluszku ; (
Dlaczego nie było mi dane Ciebie mieć dalej pod sercem....?
Kochane moje Małe....
W pracy nikt (z tych z działu) nie jest w stanie powiedzieć, że mi współczuje itp. od żadnej jeszcze nie usłyszałam tego.
Za to słyszę wciąż o porodach, poczęciach, problemach które przezwyciężyli. nawet u tych co długo się starali słychać coś w rodzaju 'mnie się udało, jestem lepsza'.
Czasem się zastanawiam jaki to wszystko miało cel...
Czasem się zastanawiam jak to jest....
Czasem zdarza mi się jeszcze że patrze w lustro, dotykam swe ciało, kładę rękę na brzuchu i przychodzi w momencie wielki ból i nienawiść... rozpacz. Gdzie jesteś mój Maluszku Kochany....
Wszyscy Cię tu pokochali.... a Ty odeszles, nikt się tego nie spodziewał, nikt.
Ciągle w sercu mam ten strach... to przerażenie. Krwawie. co jest?
Strach, dygotanie i kołatanie serca...
W dniu przyjęcia lekarz daje jeszcze maleńka nadzieję, że zobaczymy co będzie... słyszę jak mówi do kogoś, że szans dużych nie daje... całą noc się modliłam byś przeżył... koszmar. A Ty odeszles. ;( poranne badanie, i już Cię nie było... pusty pecherzyk.
Ja nie wiedziałam, co do mnie mówią lekarze.... I jak to?! Przecież wczoraj jeszcze widziałam na monitorze, na usg Ciebie... a "dziś Cię nie ma". Myślę sobie, może coś źle, może źle zbadali... nieprawda... to nie może być prawda...
Lekarz przekazał informację i już wymaga mojej decyzji co dalej. ja w szoku jestem. nie dociera jeszcze do mnie co się stało, a on się pyta co robimy... Drugi lekarz widzi mój szok, moje oszołomionie, mówi, żebym się zastanawiła, że później dam decyzję... do wyboru miałam wrócić do domu albo urodzić...
Do pokoju jakoś chyba sama, nie pamiętam, wróciłam. Chciałam czekać ale moi bliscy wytlimaczyli, że już nie żyjesz, że już Cię nie ma... że odeszles kilka tygodni temu już...
Przyszła moja pani dr do której chodziłam... zero "współczuję", tylko decyzja ją interesowała.... I że gdybym chciała psychologa to bym zgłosiła się do pielęgniarek.... (kurwa mać, psycholog to powinien być obligatoryjnie, a nie że jeżeli będę chciała... ja w szoku byłam )
Dostałam tabletki na wywołanie porodu, poronienia, czy jak się to tam nazywa...
Rodziłam dwa dni.... krew litrami ze mnie schodziła... pierwszą dobę, cała noc spędziłam praktycznie na kiblu rodząc to co po Tobie zostało... w całkowitej samotności. Tylko ja łzy i resztki Ciebie nieustannie chlupały do wody... cały kibel był w krwi.
Tak Cię straciłam. ; (
Dobrze, że miałam jedynkę salę.
Dobrze, że na łóżko było w miarę blisko z łazienki, by odpocząć choć na chwilę.... bo pielęgniarki nie zaglądały za często by się dowiedzieć czy żyję.
Wspólne posiłki na stklowce z ciężarówkami - porażka systemu.
Dwa dni rodziłam by ciągle coś było widoczne na usg.... trzeciego dnia zdecydowali, że jednak musi odbyć się zabieg, bo jeszcze coś zostało....
Tajemnica pełnej narkozy pozostanie dla mnie, jak z sali zabiegowej trafiłam na swoje łóżko, które czekało na mnie na korytarzu... nie wiem ile trwał zabieg ani ile spałam. W tym dniu modliłam się by już okazało się, że jest wszystko ok i żebym mogła już iść do domu... (choć tu się zaczynał kolejny strach.... przed powrotem do pracy... dlaczego? - wiadomo ze wcześniejszych postów )
Czemu nie pobralam materiału do badania genetycznego, czemu nie starałam się o macierzyńskie i inne świadczenia.... - a co bym miała zrobić z aktem urodzenia i zgonu jednocześnie....?
Pochowałam Cię w sercu. Nie, dalej w nim żyjesz.
Czasem się zastanawiam, czy byłbyś Antosiem, czy Asią...
Pragnę byś mi się przyśnił, byś się pokazał mnie - mamie... ; (
Chciałabym nie czuć już tego bólu.... tego poczucia bycia gorszą, bo straciłam Cię.... ; (
I mimo szczerych chęci, czasem, często nie potrafię... i tak ciężko mi żyć z tym wszystkim.
Chciałabym byś miał rodzeństwo, tylko błagam, nie zabieraj ich do siebie.... boje się tego bardzo, że tak może się stać...
Chciałabym się znów zacząć starać i jednocześnie ciągle jeszcze nie czas, jeszcze jakieś badania, bo lekarza zmieniłam (!)
Smutno mi bez Ciebie. Tata Twój daleko. Proszę, czuwaj tam - z Nieba - nad nami... by się udały wszystkie rzeczy, które rozpoczęliśmy teraz... by nie trzeba było długo czekać na Twoje Rodzeństwo.
Kocham Cię mój Maluszku i szalenie tęsknię za Tobą
Twoja Mama :*
;(