piątek, 4 maja 2007

" Bóg jest niesprawiedliwy! "

skąd taki tytuł?....
jest to wypowiedź mojego Koteczka....
"Wiesz... to wszystko jest takie dziwne! Mówią, że Bóg jest sprawiedliwy, więc dlaczego matki muszą umierać i zostawiać małe dzieci z ojcem alkoholikiem?! Więc dlaczego są wojny?! Dlaczego są nieuleczalne choroby?! Dlaczego ludzie muszą tak cierpieć?! Mówią, Bóg jest sparwiedliwy, więc dlaczego to wszystko się dzieje?? Może jakieś cuda się zdarzają, ale dlaczego nie wysłuchuje On zwykłych ludzi?? Bóg jest niesprawiedliwy!
Wogóle to Bóg istnieje? Jakoś trudno mi w to uwierzyć.
Wiesz ja sobie to tłumaczę tak: po prostu kiedyś starość przychodzi, choroby przychodzą i człowiek musi umrzeć."

i co ja mam zrobić wobec takiej wypowiedzi?
jak mam tłumaczyć?
"Bóg jest Miłością!", "Cierpienie jest Łaską", "Tylko Bóg wie co jest dla nas najlepsze, i zabiera ludzi wtedy, kiedy uzna, że nadszedł ich czas...", "Człowiek ma wolną wolę, i robi jak mu się chce... nie musi iść za wolą Bożą", "Nie ma niewysłuchanych modlitw" - hm... wydaje mi się, że te moje słowa są nadaremne.... bo nie wierzę, że z tego co ja mówię ona coś rozumie... to jest takie 'rzucanie grochem o ścianę'.... - tak mi się wydaje. w takich sytuacjach wołam do Pana o światło Ducha Św., ale nie wiem... czy ja już się tak strasznie zamknęłam na Niego? ja nie słyszę nic...
gdy ona tak mówi ja czuję się taaak bardzo bezradna...
nie mam zielonego pojęcia jak dać jej nadzieję... jak napełnić ja radościa życia...
serce mi pęka...
tak bardzo chciałabym jej pomóc i nie potrafię, nie umiem... :(
tak mi smutno

chciałabym by chociaż raz poczuła to co ja czuję... tą wielką Miłość, Nadzieję i Radość z tego, że Pan Jest, że kocha mnie....
chciałabym umieć opowiedzieć jej o Tym jakie cuda Pan potrafi dokonać w naszym życiu... tylko trzeba chcieć otworzyć się na Niego... przyjąć to co On mówi do nas...
chciałabym by była szczęśliwa....
i nie potrafię jej pomóc :( :( :(

a może ona się zamknęła?... więc jak ja mam ją otworzyć???!!!

"Ja już nie żyję. Moje życie skończyło się czas temu. Nie mam po co żyć."
"Wogóle po co jest Kosciół? księża? Przecież ja mogę wierzyć i modlić sie bez tego, a oni do niczego nie są mi potrzebni!"
"Grzeszę, ale nie jestem grzesznicą."
"Przecież nie będę spowiadać się z tego, że czasem przykłamę; czasami tak trzeba."
"Wogóle ja nie mam żadnego grzech; ja nie mam z czego się spowiadać."
- to są niektóre z jej wypowiedzi... bardzo smutne....
przez nie kreśli mi się jej obraz psychologiczny... duchowy...
nie wiem czy właściwie to odczytuję, ale widzę w niej bardzo nieszczęśliwą osobę... która straciła sens życia.... nic ją nie cieszy, żebyście wiedzieli, nic! ciągle wspomina... narzeka... marudzi... boi się o życie... moje... przyszłe... ciągle mówi, że to wszystko jest niesprawiedliwe... że to nie ma sensu... pragnie bym znalazła fajnego faceta, dobrze wyszła za mąż... i bym przestała gadać o zakonie, bo to bez sensu... martwi się o wszystko i wszystkich.... - a ja się matrwie o nią...
zdarza się jej płakać... nie chce jej się nigdzie wychodzić... nie chce się jej nic robić...
boję się o nią
czasami wydaje mi się, że ma ewidentne objawy depresji
ale co ja sama mogę?
wiem, że się powtarzam, ale boję się o nią... matrwię... i tak bardzo bym pragnęła by jeszcze była szczęśliwa w życiu...
dla niej wciąż jestem dzieckiem... które jeszcze nie zna świata... które sobie nie poradzi samo w życiu...
a ja myślę o podjeciu drugich studiów... w innym mieście... i co? i mam ją zostawić samą?! boję się... ale to tylko myśli.... ale to tylko studia... a co potem?? co za te 2 - 3 lata??? czy odważę się ostawecznie powiedzieć "TAK"? i wstąpić do zakonu?? i ją zostawić samą?....
boję się o nią... wczoraj np w nocy skoczyło jej ciśnienie... taaak, można zwalać winę na pogodę, ale w takim razie często zmienia sie ta pogoda...
nogi się pode mną ugięły... poczułam w sobie jak nagle wszystko zaczęło we mnie dygotać...
bałam się...
na szczęście po godzinie było juz lepiej...

a tak wogóle to wiecie co, dobijają mnie lekarze!!... badań specjalistycznech ci nie dadzą bo są limity.... wiecej niż 10 osób nie przyjmą, bo są limity... a najlepsze są zapisy do specjalisty... "za 3 miesiace jest wolny termin"... heh, za ów 3 miesiace to człowiek moze być już na tamtym świecie!!!.... i tylko witaminki przepisują... ale jak już zaczną przepisywać właściwe leki to, może to zbieg okoliczniści, ale zawsze te najgroższe... heh ale żeby te drogie leki jeszcze coś pomagały, to zrozumiałaby... ale tu niiieeee, czasami się zdarzało, ze po 2 - 3 dniach kupowała nowe, przepisane przez lekarza, leki, bo tamte 'okazały się niewłaściwe'...
więc tak na koniec odośnie dygresji na temat lekarzy mam pytanko... czym jest życie ludzkie? - uda się czy się nie uda?... trafimy z diagnozą czy nie?... en-tli-czek - pen-tli-czek... przez takie podejście do sprawy to wielu ludzi już zeszło z tego świata, bo choroba 'wyszła' sama i było już za późno....



mam prośbę... pomódlcie się czasem za mojego Koteczka...

tak bardzo chciałabym by była ona jeszcze szczęśliwa w życiu....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz