czwartek, 3 maja 2007

długo mnie tu nie było....

hm... tak, tak, długo...
po prostu nie miałam ochoty pisać - zwyczajnie nie chciał mi się.

ostatnio dużo się dzieje w moim życiu...
dużo potrafi się zdarzyć w jednym dni!!... - całe życie ;)

dziś... zrobiłam wielkiego zoonka! ;) heh
słucham sobie radyjka i nagle słyszę że trwa Tydzień modlitw o powołania... - totalnie szczena w dól mi poleciała!! czemu?
po pierwsze to może dlatego, że ostatnio odsunęłam się "troszeczkę" od Kościoła, więc nie jestem w temacie na bierząco....
a po drugie... hm.... chyba nie ma 'po drugie' ;)

wogóle taki zwariowany czas ostatnio mam!
problemy natury ziemskiej mieszają mi się z problemami natury duchowej...

wogóle to Was przepraszam, ale ta noteczka będzie bardzo chaotyczna.... jak wszystko ostatnio u mnie...


wogóle muszę Wam powiedzieć, że tegoroczne Święta Wielkanocne były najgorsze jakie do tej pory przeżyłam...
dlaczego? bo były dla mnie bardzo puste!! samotne, choć były spędzone w gronie rodzinnym... były takie 'ziemskie' - zero było w nich ducha :-/
hm....patrzyłam na tych moich przyjaciól z oazy i zastanawiałam się "co ich cieszy?"
myślałam: "Chrystus zmartwychwstał.... - co roku to obchodzimy."
jednym słowem NIC mnie nie cieszyło!!!
moja radość uciekła... w niewytłumaczalny sposób uszła ze mnie...
a może po prostu wpadłam w wir 'ziemskiego życia' zapominając o tym co duchowe?.... może

i znowu targały mną wątpliwości.... "czy Bóg istniej?" - pytałam siebie.
a Bóg na każdym kroku dawał mi dowód, że istnieje.... a ja starałam się tego nie widzieć....
heh, takie to dziwne było i nadal jest...
ja Mu mówię "nie" a On mi - "kocham cię"
ja Mu mówię "nie wierzę" a On mi - "kocham cię"
ja uciekam od Niego... a On cierpliwie "kocham cię"
heh....

wogóle muszę wam powiedzieć, że w Świętam miałam ślub mojego kuzyna ;)
ta uroczystość też wpłynęła na mnie refleksyjnie...
czemu? - bo kuzyn jest w moim wieku... a jego żona o rok młodsza.

Kochani K. i B., z całego serca życzę Wam wszystkiego najlepszego na tej nowej drodze, na jaką niedawno wstąpiliście :) całe życie przed Wami... nie zawsze będzie łatwo... ale ważne byście nie zapomnieli o sobie, o tym że tworzycie rodzinę... proszę Was nie zapomnijcie o tym, że macie język, i że najlepiej rozwiązywać problemy i konflikty przez dialog, rozmowę, wyjaśnienie sobie wszystkiego... Kochani, to Dziecię, które się za niedługo urodzi, niech wie, że je kochacie, że może szukać w Was oparcia... ale nie zapominajcie, że to Wy jesteście jego rodzicami i Waszym zadaniem jest je wychować ma mądrą, rozsądną, dobrą osobę... niech w Waszym życiu Bóg i wiara znajdą miejsce... niech to nie będzie wyłącznie pogoń za dobrami materialnymi, by było jak najlepiej... martwię się o Was.... - mam nadzieję, że to są takie obawy na wyrost, że sobie na tej drodze jaką wybraliście poradzicie.... ja Wam życzę wszystkiego co najlepsze i oddaję pod opiekę Świętej Rodzinie.






ślub i wesele K. i B. było ładne :) a ja znowu zaczęłam się zastanawiać czy ja właściwie odczytałam swoją drogę....

dużo myśli, rozmyślań, refleksji non stop przez moją głowę się przetacza...

***

a potem moja rozmowa z Agniesią.... moją przyjaciólką...
wogle Agniesia też się spodziewia Dzidziusia :) tylko u niej wszystko było pokolei, tzn. najpierw ślub, a potem, czyli teraz Dzidzia... jeszcze w brzuszku Mamusi, ale już niedługo :)
no więc z Agniesią pogadałyśmy sobie tak o wszystkim i o niczym :)
ale Agusia tak na koniec powiedziała takie zdanie, które - znowu - zmusiło mnie do myślenia...
"wiesz, nie obraź się, ale mi się wydaje, ze ty uciekasz"
ja: "nie...."

potem, na drugi dzień po tej rozmowie, wybrałam się na Oazę Modlitwy (OM)
skończyłam zajęcia wcześniej, i miałam jeszcze czas do pociągu, więc poszłam z koleżanką... tzn. zwerbowałam ją by szła ze mną, bo samej było by mi tak dziwnie...
a poza tym poznałam wreszcze, dzięki temu, że poszłam, Siostrę Mateuszę :) :) :) :)
i znowu dziwne sytuacje mi w tym wszystkim towarzyszyły....
wogóle trzeba powiedzieć, że nie miałam zielonego pojęcia, gdzie jest ten Dom, gdzie się ta OM odbywa... więc widząc starszą panią zapytałam się jej, którędy mamy iść by tam dojść... ona nam wskazała drogę i na koniec powiedziała (?) zapytała się: "a to tam zostałyście skierowane?". ja na to: "nie...". ale z drugiej strony nie ma co się jej dziwić, czemu zadała takie pytanie, skoro ujrzała dwie młode dziewczyny z wypchanymi plecakami.... a to był tylko zjazd ;)
a potem na OMie.... jak już powiedziałam poznałam s. Mateuszę :) :* :) i księdza Roberta :)
wogóle ten czas tam był dla mnie dziwny.... z jednej strony byłyśmy tam raptem może 2 h, a dla mnie było to duuużo.... wszystkie te słowa tam wypowiedziane.... wszystkie opowieści.... i ta 'okropna' (wówczas dla mnie) radość ze zmartwychwstania Pana....
ale teraz cieszę się z tego wszystkiego ;)

a potem był DW u mnie w mieście :)
i też trudne to było... no bo z jednej strony baaaardzo ucieszyłam się, że wkońcu będę mogła uczestniczyć w DW, a nie będzę w szkole :) ale z drugiej strony wiedziałam, ze będę musiała posłuchać marudzenia mojego Koteczka...
i jeszcze w dniu DW to marudzenie się nasiliło!!!
wogóle miałam ochotę rzucić to wszystko!! (...) - grzmiało we mnie
potem jeszcze dowiedziałam się, że ode mnie z oazy nikogo nie będzie, bo nie mogą, bądź nie mają czasu... ekh...smutno mi się zrobiło, i zupełnie opadłam z chęci by pójść... ale co do tego to i tak trzeba powiedzieć, że baaardziej się wkurrr.....zyłam jakieś 2 tyg po DW, gdy to się spotkałam z taką jedną dziewczyną z "młodszej grupy" i ta mi powiedziała, że one NIC nie wiedziały, że jest DW, bo nikt im nie powiedział. normalnie, wrrry!!
eh, wogóle coś nam ta wspólnota szwankuje... widzę, że jest podział na "młodszą" i " starszą" grupę :( :( :( a ja bym chciała by była jedność.... ale może jeszcze tak będzie - staram się nie tracić nadziei ;)
ale powracając powracając do głównego tematu, wkońcu poszłam na DW :)
i po prostu.... ach....
powiem tak - znalazłam się w odpowiednim miejscu i właściwej porze....
planowałam przeżyć ten dzień na pełnym luzie... spotkać się ze znajomymi, pośmiać, pogadać.... po prostu spędzić fajnie czas... tylko, że najwidoczniej zapomniałam w tym wszystkim o Najważniejszym... o Panu Bogu... ale on jak to On, nie zapomniał o mnie... ;)
pozynając od tematu Dnia, przez wszystkie słowa tam wypowiedziane... Eucharystię, kazanie ks.Roberta, moment przyjęcia Komunii Świętej.... a póżniej te nasze wspólne rozmowy.... wszystko było takie "do mnie".... po prostu zachwyciłam się nad Władzą Pana :) no bo przecież to On sobie to wszystko tak wymyślił, że właśnie tam, w tym miejscu, tego właśnie dnia, po takich różnych zmaganiach, w tym właśnie momencie powie mi po prostu, że kocha mnie i mam się nie bać.... i znowu poczułam się jak mała dziewczynka....
i znowu jeszcze bardziej niż po Omie zaczęłam myśleć....
a później nadeszły znowu wątpliwości, zastanawiania się....


tematem tego Dnia Wspólnoty były słowa:
"Otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi,
a znajdziecie prawdziwe życie!"
(Ojciec Św. Benedykt XVI)




***

a potem były moje rozmowy z: Anią :* Justyną :* Moniką :* - dziewczyny, dziękuję Wam za wasze świadectwo wiary i zawierzenia Panu.
Aniu dziękuję, że stałaś się moim wewnętrznym głosem i mówiłaś wszystko to co ja wiem, ale boję się głośno powiedzieć. Uświadomiłaś mi wiele rzeczy... - teraz mam nad czym myśleć :D i dziękuję za nasze wspólne modlitwy... dla mnie trudne... ale jak sie koazało potrzebne :)
Justynko, dziękuję za Twoją postawę... mimo, iż jesteś jeszcze młodą osóbką, i przez te 4 lata jeszcze może się wiele w Twoim życiu wydarzyć... Ty mówisz "jestem pewna". Przypominasz mi mnie samą z przed jakiegoś czasu. Cieszę się, że "nie dajesz mi spokoju", bo to zmusza mnie do myślenia... może za rok.... może... wszystko okaże się w swoim czasie ;)
Monisiu, Tobie też dziękuję :) bo jak inaczej :D :) za Twoją 'małą' (-> to Ty powiedziałaś) wiarę, która mimo wątpliwości róznego kalibru, jest pewna, że ta droga jaką sobie obrałaś jest właściwa.
wogóle muszę Wam powiedzieć, że Pan stawia na mojej drodze WSPANIAŁE osoby :) :) :)
Panie Jezu, dziękuję Ci za tych wszystkich ludzi, których dane było mi poznać :)

no i wszystko przed czym tak daleko uciekałam powróciło... wszystkie wspomnienia z Częstochowy i Krakowa odżyły....
boję się... mam dużo wątpliwości.... ale nie potrafię powiedzieć NIE, tak ostateczie, z pełną świadomością... bo ja Go kocham.... i gdybym powiedziała 'nie'.... - nie potrafię tego zrobić! - i całe szczęście :)

wogóle tyle się natrudziłam by zamknąć się na ludzi, na świat, na Boga... a On tak zwyczajnie przez te wszystkie wydarzenia, jakie przydarzyły mi się, i przyz tych wszystkich ludzi wszystko zburzył... cały mój plan!....
hm... choć bym nie wiem jak uciekała... nie ucieknę....
wszystkie wątpliwości jakie mam w sobie Jego jedne "kocham cię" usuwa....
On jest źródłem mojego życia, mojej radosci, mojego zapału....
na każdym kroku... przyz rózne zdarzenia, przez słowa, gesy, przez osoby.... na każdym kroku daje mi Pan znaki, ze mi się nie wydaje, że to wszystko co się dzieje to PRAWDA!!!
mówi mi On "zaufaj", a ja mówię 'boję się'
On mówi " kocham cię", a nmi się błogo robi na serduchu... i nie potrafię Go odtrącić

tak, przyznaję się jestem na etapie 'ucieczki'...
boję się zaufać tak w 200%...
boję się pojechać na jakiekolwiek do jakichkolwiek Sióstr, bo tam jest On w taki szczególny sposób... bo tam są Siosty, z którymi lubię przybywać, i przed którymi uciekam.... bo boję się rozmawiać z nimi.... bo boję się rozmowy o mnie.... i o tym co mi w duszy gra.... a potem boję się wracać do domu, bo jeszcze tyle czasu muszę 'tu' spędzić.... bo nim podejmę ostateczą decyzję jeszcze tyle czasu muszę żyć w ukryciu z tym wszystkim co w mym sercu siedzi.... bo moi bliscy, zarówno rodzina, jak i znajomi nie kumają tego....
ja wiem, że oni chcą dla mnie jak najlepiej.... ja rozumiem to.... ale te ciągłe rozmowy i pytania, kiedy to sobie faceta znajdę, jaka to ja pewno nieszczęsliwa jestem, że jeszcze nikogo nie mam... i to pocieszanie... to mnie już wkurrr***zzza!!! bo ja już znalazłam TEGO JEDYNEGO....
najbardziej mnie smuci podejscie mojego rodzeństwa do tego.... oni nic nie mówią, bo póki nic ostateczne nie postanowione to pewno nadzieje mają, że nic z tego nie wyjdzie... ale dzieci mają najlepsze radary na świecie i mówią prawdę! :P:)
no więc ostatnio moja prawie 8letnia siostrzenica stwierdziła przy znajomej mamy, że ja "jestem głupia, i że jej wstyd". na to znajoma: " a czemu tak mówisz? Lidka to bardzo fajna osóbka.", a to Dziecko odpowiedziało: "jest głupia, bo chce iść do zakonu!!! ja nie chcę mieć ciotki zakonnicy!!...". dziwnie się poczułam :/ :( znajoma zonka strzeliła i dla załagodzenia sprawy stwierdziła, że "fajnie mieć ciotkę zakonnicą, bo będzie się miało wytki u Pana Boga".
wiecie, to jest takie smutne... to już nie pierwszy raz taka sytuacja była. kiedys też mój bratanek wyjechał z jakimś tam tekstem.
to są małe dzieci, więc one jeszcze nie kumają o co biega, ale po tym widać, ze moje rodzeństwo za moimi plecami gada, i widać nie za pochlebnie gada... :( to boli...
wogóle ostatnio moja siora wypowiedziała się a propos sprawy ex-Betanek z Kazimierza Dolnego... podsumowała, że wszystkie te organizacje (pewno chodziło jej o zgromadzenia) to głupi wymysł nikomu do niczego nie potrzebny. podobny punkt widzenia mają odnośnie księży i oazy. heh ;)

a co do Betanek...

z mojego miasta wiem o dwóch dziewczynach...
jedna to wiem, że wystąpiła.
a co do tej drugiej to podobno jest już uznana za ex-Betankę...
moje zdanie na ten temat - dla mnie najważniejsze!! jak każde zakonnice i one składały śluby, czystości, ubóstwa i posłuszeństwa... a tu proszę posłuszeństwa nie dotrzymały... ów siostra może i ma objawienia, ale ślub jest ślubem i trzeba go zachowywać.
co do reszty wątków, to sie nie wypowiadam. jaka jest tam sytuacja to w sumie nie wiem, bo to co podają media...hm...na pewno jest w tym jakaś prawda, ale media też mają to do siebie, że dużo dokładają.
wiem jedno nikt by nie wydał na te kobiety takich sankcji, gdyby wszystko było u nich dobrze.
co sie tam tak na prawdę dzieje, i czy słusznie postąpiono z tymi paniami czy nie to według mnie nie nam już to osądzać; tylko Bóg zna prawdę, i On osądzi sprawiedliwie.
ale Kochani, to że w tym zakonie się tak stało to NIE ZNACZY, że wszystkie zakonnice i wszędzie tak jest. jak to mówi wikary z mojej parafii: "w każdej sprawie trzeba mieć dyszel w głowie" (czyli trzeba zdrowe podejście do wszystkiego) i tego się trzymajmy ;)

hm... jak myślicie, wystarczy już?
bo ja idąc za zdroworozsądkowym podejściem uważam, że jak na jeden raz, to wystaczy moich przemyśleń ;)

do następnej notki :)

papa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz