czwartek, 25 maja 2006

rozmyślania...

Wielokrotnie słyszy się od ludzi, i niektórzy z Was też na pewno tak myślicie, iż myśląc o zakonie "wybieram sobie łatwiejsze, prostsze życie... ja kednak mam troche inne zdanie na ten temat, ale Wasze też szanuję.
każdy stan życia, tzn. albo małżeństwo, albo zakon, albo życie w samotności ma zarówno swoje plusy, jak i minusy. nie uważam, aby życie w zakonie było prostsze. czemu? jest wiele wyrzeczeń, które trzeba wypełnić.
wielokrotnie zastanawiałam się po co mi to! ten zakon! jestem młoda, świat przede mną stoi otworem, życie, jakaś tam kariera... a ja chcę z tego zrezygnować! zamknąć się w jakimś tam klasztorze! po co mi to??! świat proponuje mi tyle uciech, 'radości', a ja chcę z tego zrezygnować?!
jestem młoda, ładna i jak każda dziewczyna chciałabym mieć rodzinę, dzieci, męża... to że, może kiedyś, zostanę ( jeżeli starczy mi sił na walkę z przeciwnościami) zakonnicą nie zmieni faktu, że nie będę już kobietą. kobietą będę zawsze. i tak jak każda kobieta ma, tak i ja będę miała i nie wyzbyję się pragnienia bycia matką, instyktu macierzyńskiego; i jak każdej kobiecie, tak i mi nie przestaną podobać się mężczyźni. zawsze będą mi się podobać, a czasem moze pojawić się i we mnie jakieś uczucie zauroczenia danym facetem albo nawet pożądania. i to, że jeżeli w końcu odważę się na ten krok i wstąpię do jakiegoś zakonu, nie zlikwiduje u mnie tęsknoty za bliskością i czułością drugiej osoby. te pragnienia posiadania męża, własnych dzieci będą zawsze, nawet po wieczystych ślubach. ale pamiętajmy, ża dobrowolnie i świadomie z tego rezygnuję i ślubuję bycie wierną Jezusowi, mojemu Bogu, mojemu 'Mężowi' na wieki.
ktoś by mógł powiedzieć, że zakonnica ma łatwiej, bo nie ma dzieci, nie musi martwić się ich wychowaniem, ubraniem...
wejdźmy w ten problem głębiej. czym zajmuje się większość Zgromadzeń zakonnych? właśnie opieką (i wychowaniem, bo to idzie w parze) nad dziećmi i młodzieżą. Siostry zakonne prowadzą różnego rodzaju ośrodki opiekuńczo-wychowawcze dla dzieci i młodzieży, prowadzą szkoły, świetlice, Domy Dziecka, schroniska... i wszędzie tam otaczają opieką młodych, żywią, leczą, uczą i wychowują. widzą i wiedzą, że ci młodzi ludzie to pszyszłość świata, że od nich wiele zależy, jak będzie kiedyś świat wyglądał, jakie będą zasady panowały... widzą one również, że świat gna do przodu, za wszelką cenę, by wspiąć się na szczyt... widzą, że ci młodzi ludzie też żyją w pośpiechu, byle być najlepszym, byle dorobić się fortuny... a nie dostrzegają tego co się wokół nich dzieje, że pokr roku zmieniają się, że ta młodzież żyje "powirzchownie", a nie starają się zagłębiać w swoje życie, w to kim każdy z nich jest. pomińmy zasady religijne, bo nie każdy musi być wierzący, ale zasad moralnych nie można zatracić w sobie, w świecie! a co do wierzącego młodego pokolenia to też mało jest takich prawdziwie znających swoją wiarę. większość przyjmuje wiarę, bo wszyscy w domu są "wierzący", więc i ten ów młody człowiek musi być, choć tak szczerze to nie kuma z niej nic. nie chcę by tu wyszło, że ja to jestem nie wiadomo kto, że jestem jakąś wiwlką znawczynią naszej wiary, bo nie jestem. żaden człowiek nie jest alfą i omegą. ale mnie to interesuje, więc chcę i zgłębiam, i poznaję, i uczę się. tak, uczę się poznawać coraz to głębiej i dokładniej moją/ naszą wiarę i nie wstydzę się tego. wiarę poznaje się i uczy się przez całe życie. a więc, wracając do głównej myśli, według mnie Siosty zakonne też wychowują i też są odpowiedzialne za tych młodych ludzi. i mają Siostry dzieci, z tą tylko różnicą, że nie swoje, a duchowe. każdego swojego wychowanka traktują jak swoje dziecko i troszczą się i chcą dla nich jak najlepiej. ktoś w końcu musi się zająć tym młodym pokoleniem, jeżeli rodzice nie mają czasu.
a z takich mniej ważnych, "prościzn" życia zakonnego, które dla mnie, przynajmniej na początku, będą trudne to:
- wczesne wstawanie, bo ja jestem śpiochem, i lubię sobie poleżeć (szczególnie rano) w łóziu;
- wstępując do zakonu będę musiała 'pożegnać się' ze spodniami... a ja chodzę głównie w spodniach;
- no, napewno jakiś brak wolnego czasu i robienia w danym momencie tego co mi się chce. z tego co już wiem, to w zakonie jeśli chce się coś zrobić to ma się do dyspozycji tzw. "międzyczas" -> jest to czas między jednym a drugim zadaniem przewidzianym na dany dzień.
co tam jeszcze ciekawego... no, napewno niektórych z Was przerażało by... wręcz było by nie do przejścia brak własnej kasy i proszenie się o pieniądze za każdym razem, jak coś się potrzebuje. mi to nie przeszkadza. nie muszę mieć różnych rzeczy; ważne jest bym miała podstawowe rzeczy potrzebne do życia, a bez reszty jakichś "ulepszaczy życia" mogę obejść się.
oj, rozpisałam się... więc może póki co skończę już.
tak, już na sam koniec... hm, nie wydaje mi się, aby życie zakonne było prostsze od życia w małżeństwie, w "tym świecie". wszystkie wybory jakie podejmujemy mają swoje plusy i minusy. życie we Wspólnocie zakonnej jest pełne wyrzeczeń, poświęceń, trudnych decyzji, ale i takie same wyrzeczenia czekają nas w życiu małżeński, i w życiu w samotności. nie można jednoznacznie powiedzieć, które życie jest lepsze, a które gorsze. każdy z nas został powołany do czegoś innego, do czegoś, najlepszego dla nas. ważne by odnaleźć w sobie i w swoim życiu, i w tym świecie jakie jest nasze powołanie.
ja na dzień dzisiejszy widzę swoje miejsce w zgromadzeniu zakonnym, i póki co z każdym dniem coraz to bardziej umacniam się w tym. a jak będzie... co ostatecznie wybiorę... jaką decyzję podejmę... tego jeszcze nie wiem; czas swoje pokaże. ja mogę tylko powiedzieć, że wiem co czuje moje serce i za czym, a raczej za Kim tęskni moja dusza.
nic mi nie jest straszne i wszystko przetrwam, bo... może Wam trudno w to uwierzyć, ale... KOCHAM BOGA. On był i nadal jest Moją Pierwszą Miłością. a przecież "miłość wszystko przetrzyma i nigdy nie ustaje" :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz