wtorek, 30 maja 2006

to był błogosławiony czas.... :)



w niedzielę wróciłam z Częstochowy. byłam tam od czwartku. :)
w piątek wraz z przyjaciółką, siostrami Salezjankami i mnóstwem pielgrzymów uczestniczyłam we wspólnej modlitwie i we wspólnym oczekiwaniu na Ojca Świętego Benedykta XVI. pierwszy raz byłam "na Papieżu".
od wczesnych godzin rannych odbywało się czuwanie. cały czas panowała atmosfera skupienia i oczekiwania na tak ważną i wyczekiwaną godzinę 17.15. i gdy ona nadeszła na niebie pojawiły sie trzy helikoptery: dwa szarozielowi i JEDEN BIAŁY,którym leciał Papież. :) gdy zobaczyłam ten helikopter w moich oczach pojawiło się mnóstwo łez....łez radości ;) a potem, gdy Papa pojawił się na Wałach Jasnogórskich robrzmiały okrzyki radości, a na twarzach pojawiły się uśmiechy..... :):):)
i we mnie pojawiła się jakaś cudowna radość, wręcz nie doopisania... i pragnienie by pobiegnąć do Ojca Świętego i etulić się w Jego ramiona. ;) moja dusza krzyczała z radości. :)
byłam...jestem SZCZĘŚLIWA :) :) :) :) :)
to jest niesamowity dar... być tak blisko Papiaża... zawsze widziałam Go (zarówno Jana Pawła II, jak i Benedykta XVI) w tv, a tu mogłam uczestniczyć w tym wielkim i wspaniałym wydarzeniu "na żywo" :) to jest coś niesamowicie mocnego, budującego, pięknego.... można powiedzieć, że w pewnym sensie wychodzę z szoku, bo to było mocne, pozytywnie, przeżycie :)
hmmm....tego co we mnie grało (a grało i działo się, działo dużo) podczas tego błogosławionego czasu nie powiem Wam, bo niestety nie znam takich słów, którymi mogłabym to opisać...
czułam się jak w bajce... coś co było nierealne... stało się możliwe...
zapamiętam te chwile na długi czas, a może i na zawsze....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz